MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Na Rynku biją

Barbara Chabior
Fot. Janusz Wójtowicz Przez całą dobę na ekranach monitorów można obserwować obraz z kilku punktów w Rynku - młodszy inspektor Straży Miejskiej Krzysztof Zbróg
Fot. Janusz Wójtowicz Przez całą dobę na ekranach monitorów można obserwować obraz z kilku punktów w Rynku - młodszy inspektor Straży Miejskiej Krzysztof Zbróg
Nocna bójka przeraziła obserwatorów, choć policja twierdzi, że to była niegroźna przepychanka. - To było wstrząsające. Obserwowaliśmy prawdziwą, dramatyczną bitwę, z kopaniem, miażdżeniem się nawzajem przez tłum ...

Nocna bójka przeraziła obserwatorów, choć policja twierdzi, że to była niegroźna przepychanka.

- To było wstrząsające. Obserwowaliśmy prawdziwą, dramatyczną bitwę, z kopaniem, miażdżeniem się nawzajem przez tłum agresywnych osiłków. Włosy stawały na głowie. Sami zawiadomiliśmy policję, a potem oglądaliśmy ten straszny spektakl przez ponad kwadrans. Policja się nie spieszyła, a przecież ktoś mógł zginąć - oburzają się młodzi wrocławianie, którzy w nocy z poniedziałku na wtorek siedzieli w lokalach w Rynku.
Bitwa rozegrała się w pobliżu Radio Baru i Pizza Hut. Na ulicy zebrała się liczna grupa mężczyzn, były też dziewczyny. Jedna z nich znalazła się nawet w pewnym momencie niemal w sercu zamieszania - nie bacząc na grożące jej niebezpieczeństwo jak tygrysica broniła swojego chłopaka. Widać, że większość z nich niemal przerwała zabawę i opuściła dyskotekę, żeby wyrównać jakieś rachunki.
- Pierwsze przepychanki i krzyki zwróciły naszą uwagę kwadrans przed pierwszą. Widzieliśmy to zza szyb lokalu położonego dosłownie naprzeciwko miejsca walki. Dałbym głowę, że kłębiło się tam przynajmniej pół setki ludzi - opowiada dwudziestokilkulatek Piotr Szymczuk. - Po chwili oszołomienia zadzwoniłem na policję, licząc na to, że reakcja nastąpi natychmiast. A to trwało całe wieki, zanim zjawiły się radiowozy. Telefon wykonałem o 0.49. Dziesięć minut po pierwszej bitwa nadal trwała.
W osiem minut od sygnału
W relacji strażnika miejskiego, który pełni funkcję operatora monitoringu - cały czas patrzy na ekran i widzi obraz przenoszony przez obiektywy ustawione w wielu punktach serca miasta - interwencja nastąpiła wyjątkowo sprawnie. O 1.03, jak napisał w raporcie, zauważył zdarzenie i zawiadomił policję.
- Patrol strażników był w tym czasie kilka ulic dalej - przewoził nietrzeźwego do izby, więc nie mógł się zająć sprawą - mówi Dagmara Samól-Turek, rzeczniczka Straży Miejskiej. - O 1.11 na miejscu było już 10 radiowozów policyjnych. Wiemy też, że przybyli również wywiadowcy w cywilnych ubraniach.
Chyba nieco dużo, jak na drobną utarczkę uliczną, jak wynika z raportów policyjnych.
Zmasowane oddziały policji zrobiły nieszczelną obławę, więc większość agresywnych młodzieńców zdążyła bez trudu uciec. A po odjeździe policji, jakby nigdy nic, wrócili w miejsce oddalone tylko o kilka kroków - w ulicę Kuźniczą, by tam wymieniać ciosy i rozegrać kolejną bitwę.
Histeria świadków
Kto się tłukł tej nocy przed Radio Barem? Czy jest kogo żałować? Czy dostało się niewinnym, pokojowo usposobionym klubowiczom? Czy wszyscy wyszli z tej opresji bez poważniejszych ran i uszczerbku na zdrowiu? - Te pytania muszą pozostać bez odpowiedzi, bo policja udzieliła jedynie pouczenia, nie spisując nikogo i nie zatrzymując.
- To była drobna utarczka. Nie było potrzeby poważniejszej reakcji. Wszystko dokonało się prawidłowo. Chodziło o zaprowadzenie spokoju w Rynku i tak się stało, dzięki interwencji policjantów z Komendy Miejskiej - zapewnia Krzysztof Zaporowski z biura prasowego policji dolnośląskiej.
- Kiedy patrzy się z boku, wydaje się, że nieduża grupka to tłum - tłumaczy funkcjonariusz. - Może tak się zdawało, że i gapie, zgromadzeni licznie, uczestniczą w walce. Ale w rzeczywistości nic nie było.
Piotrek Szymczuk, ten który obserwował wszystko i telefonicznie zawiadomił policję o godzinie 0.49, jest oburzony takim podejściem stróżów prawa.
- Nie jestem przewrażliwionym histerykiem. Obserwowałem zajścia z wieloma osobami. Mieliśmy podobne doznania. Policja zignorowała to, interweniowała tak, że gdyby coś się komuś naprawdę zdarzyło, jej przyjazd byłby musztardą po obiedzie. Ktoś mógł zginąć, z tymi kolesiami nie było żartów - mówi Piotrek. - To paranoja, w takim punkcie miasta trzeba zapewnić ludziom bezwzględne bezpieczeństwo.

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto