MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Na łopatkach

Wojciech Koerber
WROCŁAW - Nieudaczników trzeba odsunąć - tymi słowy trener Banku Pocztowego Bydgoszcz Leszek Piasecki, skądinąd znany z wyważonych wypowiedzi, podsumował pracę arbitra Jacka Brońskiego podczas tie breaku sobotniego ...

WROCŁAW
- Nieudaczników trzeba odsunąć - tymi słowy trener Banku Pocztowego Bydgoszcz Leszek Piasecki, skądinąd znany z wyważonych wypowiedzi, podsumował pracę arbitra Jacka Brońskiego podczas tie breaku sobotniego spotkania. Przy stanie 12:12 sędzia pokazał bydgoszczankom dwie żółte kartki, równe dwóch karnym punktom.

Komplet widzów, a wśród nich m.in. trójka piłkarzy Śląska (stały bywalec hali przy ul. Krupniczej, Mateusz Żytko oraz Robert Szczot i Tomasz Rudolf) oglądał pierwszy ligowy mecz w tym sezonie. Młode gwardzistki już w ubiegłym roku skakały do gardła bydgoszczankom, przegrywając z nimi rywalizację o półfinał play off dopiero w piątym spotkaniu. Tak się złożyło, że w sobotę w każdym secie zwyciężała... lewa strona boiska. Zaczęły na niej wrocławianki, które w pierwszej partii karciły rywalki trudną zagrywką. Przy stanie 3:3 asa posłała Katarzyna Mroczkowska, zdobywając już swój czwarty punkt w meczu. To spotkanie było dla niej szczególne, bo środkowa reprezentacji kraju wróciła przecież do Wrocławia prosto z Bydgoszczy. - To był pierwszy występ przeciw Bankowi, pierwszy w lidze i pierwszy we własnej hali, ale ręce mi się nie trzęsły - mówiła później Mroczkowska, którą komplementował szkoleniowiec Banku. - Trener Grabowski bardzo ładnie poukładał zespół i potrafił wydobyć z Kaśki to, co najlepsze. Ona była gwoździem do naszej trumny - mówił Leszek Piasecki. Gdy po asie Anny Barańskiej zrobiło się 19:14, o wynik pierwszej partii można było być spokojnym.
- No, gramy to samo! - zagrzewała koleżanki przed drugą partią Anna Świętońska, ale to nie było takie proste. Tym bardziej, że wygrywała... lewa strona boiska. W czwartym secie gospodynie były bliskie złamania tej reguły, kiedy doszły rywalki na punkt (20:21) ale końcowka należała do Banku.
Tie break zaczął się od prowadzenia bydgoszczanek 2:0, oraz 5:2. I w tym trudnym momencie gwardzistki nie podłamały się, zdobywając trzy kolejne oczka. Gdy przy stanie 7:7, Świętońska zaskoczyła rywalki ścięciem „na dwa”, trener Grabowski uśmiechnął się w stronę asystenta Ireneusza Kłosa, bo przez lata było to przecież markowe zagranie tego drugiego.

Konsternacja

Najciekawsze wciąż było jednak przed nami. Przy stanie 12:12 sędzia pokazał bowiem przyjezdnym dwie żółte kartki i zrobiło się... 14:12. - Wydawało nam się, że piłka, po której Gwardia zdobyła chwilę wcześniej punkt, była autowa i nasza kapitan (Malinowska - przyp. red.) zgłosiła sędziemu, że po meczu zechce wpisać uwagę do protokołu. Sędzia wymyślił sobie, że sposób zgłoszenia był niewłaściwy i kartki dostały Liniarska - za machnięcie ręką oraz Kowalkowska - za klaskanie. Ten pan wypaczył wynik meczu, rozłożył nas na łopatki. A z tym panem sędzią nie chcemy się już spotkać. Nieudaczników trzeba odsunąć od tej dysypliny - nie zważał na konsekwencje swoich słów trener Piasecki. Po tej dziwnej decyzji zapanowała taka konsternacja, że za chwilę zrobiło się 15:14 dla... Banku. Piłkę meczową obroniła jednak Barańska, a przy stanie 18:17 pomyliła się Kowalkowska, atakując w taśmę.
- Rozumiem irytację trenera Piaseckiego. Mecz był doskonały i bez żadnej złośliwości gratuluję rywalom świetnego meczu - podsumował trener Jacek Grabowski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zgadnij kto to? Sportowe gwiazdy jako dzieci

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto