Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Muzeum prawdziwej historii naszego miasta na Pradze

Natalia Bugalska
Muzeum Warszawskiej Pragi ma chronić dziedzictwo kulturowe całej prawobrzeżnej Warszawy
Muzeum Warszawskiej Pragi ma chronić dziedzictwo kulturowe całej prawobrzeżnej Warszawy Materiały prasowe
Coraz bliżej do Muzeum Warszawskiej Pragi. Placówka dostała właśnie rekordową, 15-milionową dotację z Unii Europejskiej i ma szansę stać się interaktywnym centrum kultury na prawym brzegu. A jeszcze nie tak dawno wydawało się, że w ogóle nie powstanie.

W grudniu ubiegłego roku do zespołu kamienic na warszawskiej Pradze wchodzi grupa archeologów. Budynki przy ul. Targowej 50/52 są w fatalnym stanie: cegły rozmokły od wilgoci, ściany uginają się ze starości, a nadpalone stropy grożą zawaleniem. Dlatego od początku lat 90. kompleks przeznaczony był do wyburzenia. Ratowała go jedynie ranga zabytku.

Archeolodzy mają ocenić stan naściennych malowideł w jednym z pomieszczeń. Ich szefem jest Ryszard Cędrowski, badacz z wieloletnim doświadczeniem. Krótka, zaledwie ośmiodniowa inwentaryzacja nie powinna przynieść żadnych sensacji. Jednak gdy archeolodzy zaczęli kopać, zmywać ze ścian brud i kurz, okazało się, że w piwnicach widać ślady burzliwych losów tej części stolicy - znajdują się tam drewniane sklepienia nadpalone przez wielki pożar z początku XIX wieku, ceramika z XV w., rytualna łaźnia żydowska i piękne, przedstawiające znaki zodiaku polichromie.

Okazało się, że budynki przy Targowej, m.in. dawny dom Berka Rothblitha, to najstarsze murowane budynki po tej stronie Wisły. To mogło oznaczać, że Praga już w XVIII w., a nie w XIX, jak wcześniej sądzono, była murowanym i świetnie zorganizowanym miasteczkiem. To właśnie w tym miejscu, przy ul. Targowej 50/52, już w 2012 roku ma powstać Muzeum Warszawskiej Pragi.

Sale ginących zawodów
Budynki przy ul. Targowej stałyby jak dawniej i niszczały, gdyby nie dotacja z funduszy Unii Europejskiej. 15 mln zł to największa suma, jaką do tej pory Unia wyłożyła na placówkę kultury. Już jesienią wejdzie tam ekipa remontowa, która odnowi zabytkowe lokale i zacznie stawiać fundamenty pod nowy budynek. Za dwa lata powstanie tu interaktywna i multimedialna placówka muzealna, szereg stałych i tymczasowych sal ekspozycyjnych, galerie, sala historii mówionej z nagraniami wspomnień mieszkańców oraz interaktywne pracownie edukacyjne. Całe muzeum zmieści się w trzech zabytkowych, trójkondygnacyjnych budynkach.

W planach jest również dobudowanie w podwórzu nowego obiektu administra-cyjno-konferencyjnego ze sklepikiem pamiątkarskim, punktem gastronomicznym i biblioteką.

Największą atrakcję architekci zaplanowali w piwnicach, tych samych, w których zespół Ryszarda Cędrowskiego odkrył dawną mykwę - żydowską rytualną umywalnię. Powstaną tam sale ginących zawodów. Raz na jakiś czas władze muzeum będą zapraszały lokalnych rzemieślników, by pokazywali, jak wygląda ich praca. Ludwisarz będzie odlewał z brązu świeczniki i klamki, druciarz zrobi pułapkę na myszy i pokaże, jak można zreperować garnek, rymarz zrobi uprząż dla konia. Kiedyś ci rzemieślnicy mieli swoje zakłady niemal na każdej praskiej ulicy. Dziś ich umiejętności mogą przetrwać tylko dzięki praskiemu muzeum.

- Właściwie żadna dzielnica w Warszawie nie może pochwalić się tak ogromnym dziedzictwem kulturowym. Widać tu wpływy kultury żydowskiej, rosyjskiej, polskiej, ale też szlacheckiej i wiejskiej. Z drugiej strony jest to miejsce odrębne i hermetyczne. Ten miks był punktem wyjścia do tworzenia tego muzeum - mówi Jolanta Wiśniewska, dyrektorka placówki.

Muzeum ma chronić dziedzictwo kulturowe całej prawobrzeżnej Warszawy - od Tarchomina, przez Bródno, Kamionek, Skaryszew, Grochów, po Zerzeń. Takiego ośrodka Praga do tej pory była pozbawiona, bo choć w lewobrzeżnej części miasta działa aż 58 muzeów, to na prawym brzegu, a mieszka tu 600 tys. warszawiaków, do tej pory nie ma ani jednego. A i mieszkańcy Mokotowa, Śródmieścia czy Żoliborza nie mieli powodu, by na Pragę przyjeżdżać.

- Gdybyśmy mieli zrobić sondaż wśród mieszkańców Warszawy i zapytali, z czym kojarzy im się Praga, to dam sobie rękę uciąć, że większość z nich powie: z bazarem Różyckiego. Może młodsze pokolenie jeszcze wspomni o wytwórni wódek Koneser albo Fabryce Trzciny - mówi socjolog dr Joanna Śmigielska. - Dla ludzi z lewego brzegu Warszawa kończy się na Wiśle - bo na lewym brzegu mają kina, teatry i pracę. Przejeżdżając most, czują się, jakby trafili do innego, obcego i zagrażającego im świata. Tymczasem Praga to jedna z najstarszych części miasta, z ogromną przeszłością kulturową, która niestety nie jest eksponowana. Muzeum ma szansę to zmienić - opowiada.

Bez siedziby, a już działa
Muzeum czeka na remont, ale - jak powtarzają pracownicy - "liczą się ludzie, a nie miejsce". Dlatego już od roku przyjmują interesantów w małych lokalach rozrzuconych na Pradze. Pierwszy mieścił się przy ul. Kępnej i miał piękny widok na rozpadające się kamienice przy Targowej 50/52. Szybko okazało się jednak, że jest zdecydowanie za mały jak na potrzeby lokalnej społeczności.

Ludzie ciągle wpadali, żeby pogadać, coś opowiedzieć, coś przynieść: zdjęcia rodziny, hełm strażacki dziadka, klasery ze znaczkami, szczotkę do pielęgnacji wąsów… Tak muzeum, jeszcze zanim powstało na dobre, zgromadziło już ponad 32 tys. eksponatów. Później jeszcze odziedziczyło ogromne archiwum zakładu fotograficznego, który mieścił się przy ul. Targowej 78 - 5 tys. zdjęć z przełomu XIX i XX wieku aż do lat 80., kiedy zakład zamknięto.

Znalazły się tam takie cudeńka, jak: zdjęcia ze ślubów, chrztów czy komunii wielu praskich rodzin, fotografie robione z okazji różnych rocznic tutejszych zakładów pracy, a nawet zdjęcia orkiestry strażackiej z 1915 roku. To prawdziwy portret zbiorowy prażan z przełomu wieków.

We wrześniu, na wielkim święcie ul. Ząbkowskiej, sławny artysta Tomasz Sikora pociągnął ten pomysł - zrobił zbiorowy portret bawiących się tam ludzi. Kiedy ogląda się te zdjęcia - te stare i Tomasza Sikory - doskonale widać, jak dzielnica się zmieniła w przeciągu paru lat. Tylko czy rzeczywiście się zmieniła?

- Ludzie tu mają kodeks honorowy, a cała dzielnica specyficzny klimat, składa się na niego mnóstwo rzeczy: podwórkowe kapele, kapliczki, przy których zbierali się podczas wojny sąsiedzi i toczyli dyskusje, bary z zupą za dwa złote i meliny pospolitych przestępców. Muzeum pomoże tę pamięć przechować - zauważa Joanna Śmigielska.

Jej słowa potwierdza Janusz Owsiany, prezes Związku Stowarzyszeń Praskich i jeden z największych praskich społeczników. - Praga to nie skansen, tylko miejsce, o którym wszyscy zapomnieli. Jest biedna, brudna i zapuszczona, ale muzeum ma szansę to zmienić. Przede wszystkim uratuje zabytkowe kamienice, w których się znajdzie, stworzy nową jakość przestrzeni publicznej na Pradze, da ludziom pracę.

Związek Stowarzyszeń Praskich przygotował również koncepcję zagospodarowania przylegającego do murów jednej z kamienic z Targowej 50/52 bazaru Różyckiego. - Wiedeń ma Grizing, a Warszawa swój Różyc. Przeanalizowaliśmy europejskie pomysły na zagospodarowanie małej, kameralnej przestrzeni targowisk i wybraliśmy najlepsze rozwiązania - mówi Janusz Owsiany. Chce, by na przykrytym namiotem bazarze grały kapele podwórkowe, zespoły klezmerskie, lokalni rzemieślnicy pokazywali swoje rękodzieło, a w specjalnie dla bazaru zaprojektowanych kramach odbywało się gotowanie na żywo. Po zwiedzaniu muzeum grupy turystów wpadałyby na bazar, żeby posłuchać muzyki albo kupić regional-ne, slowfoodowe produkty. - W tym pomyśle bazar jest bazą i dodatkiem do placówki, żywym muzeum oddającym klimat Pragi i wychodzącym naprzeciw potrzebom turystów i mieszkańców - dodaje Owsiany.

Jak kuzynka dyrektora lwa wykarmiła
Samo muzeum też stara się wychodzić do mieszkańców. Już teraz włącza się we wszystkie ciekawe inicjatywy w dzielnicy i pośrednio ją zmienia. Wakacyjny harmonogram był bardzo napięty: podczas Nocy Muzeów ściągnęli na podwórko kamienicy przy Targowej lokalną kapelę - pogoda była kiepska, ale ludzie i tak tańczyli w deszczu.

Robili też muzyczne spacery po Pradze, podczas których zespół klezmerów oprowadzał zwiedzających po podwórkach. Współprzygotowali wielkie święto ul. Ząbkowskiej we wrześniu. Poza tym muzeum organizuje wystawy w tymczasowej hali ekspozycyjnej w Koneserze.

Na tych ekspozycjach prawdziwym hitem jest "szafa czasu". Ustawiona w kącie zwykła szafa wyklejona jest w środku starymi gazetami. W zależności od tematu wystawy jej wnętrze pachnie lawendą albo goździkami, a na wieszaku wisi strój powstańca albo praskiego rzezimieszka. Ta ogromna szafa z lat 20. przenosi zwiedzających w dawne czasy. Każdy, kto do niej wchodzi, po założeniu słuchawek może posłuchać bardzo osobistych opowieści starych prażan.

- Najważniejsze dla nas jest, by ocalić pamięć starych mieszkańców dzielnicy. I widać, że innych też to interesuje - podczas ostatniej wystawy do szafy ustawiały się kolejki. Zwiedzający zamknięci w ciasnej i ciemnej przestrzeni mogli wczuć się w klimat minionych lat - mówi Jolanta Wiśniewska. Nagrania groma- dzone są na dyskach CD, a w przyszłości znajdą się w audiotece muzeum.

Relacje zbierają głównie młodzi ludzie. Świeżo upieczeni magistrzy etnologii i antropologii. Muszą znaleźć starych mieszkańców, poprosić ich o zgodę, przyjść parę razy na długie, wielogodzinne nagrania, a później je zarchiwizować. Na razie jest ich około 20, ale w przyszłości będzie dużo więcej. Usłyszymy więc i o śledziku na Brzeskiej, o niezwykłych zapachach dzielnicy, o lewku urodzonym w zoo w latach 20, którego nie chciała matka i musiała je wykarmić siostrzenica dyrektora Szpitala Praskiego przy ul. Floriańskiej.

Cegły tak ważne jak integracja
Jednak wpływ muzeum widać nie tylko w tak nieuchwytnych zjawiskach jak świadomość czy tożsamość, ale w bardziej przyziemnym i rzeczywistym świecie cegieł i murów. Władze dzielnicy już zapowiedziały, że będą starały się pozyskać unijne dotacje na remonty kamienic i przebudowę całych kwartałów ulic.

Już teraz w biurze marszałka województwa leży projekt rewitalizacyjny, w ramach którego planowana jest przebudowa ul. Białostockiej. Możliwe, że kolejny krok będzie przypominał decyzję, którą podjęły władze Paryża w latach 70. Jedna z dzielnic stolicy Francji była gettem, do którego praworządni obywatele bali się wejść i na co dzień nie czuli takiej potrzeby. Władze Paryża miały prosty plan. Postanowiły zmienić trzy obszary funkcjonowania dzielnicy: zakorzenić na jej terenie jak najwięcej instytucji kultury, usprawnić komunikację i zintegrować starych mieszkańców z ludnością napływową.

Dziś Marais, bo tak się nazywa dzielnica, którą obowiązkowo odwiedza każdy turysta przyjeżdżający do Paryża, wyrosło na kulturalną enklawę. Po biedocie nie ma zresztą tu śladu. I to nie dlatego, że się wyniosła, ale dlatego, że się wzbogaciła. Przy każdej uliczce są małe kina, galeryjki, butiki i sklepy rzemiosła. Podobny potencjał ma z pewnością też Praga.

- Muzeum Warszawskiej Pragi ma szansę stać się osią, która symbolicznie zintegruje mieszkańców i zbuduje zaczepioną lokalnie praską tożsamość. Dlatego w swoją działalność musi wciągać realnych ludzi z różnych grup wiekowych i odpowiadać na ich potrzeby - dodaje Śmigielska.

Jak prażanie muzeum wywalczyli
Na razie placówka zintegrowała lokalną społeczność wobec władz miasta. Pod koniec ubiegłego roku ratusz pod hasłem "zaciskania pasa" wykreślił Muzeum Warszawskiej Pragi z wieloletniego planu inwestycyjnego miasta, w którym wcześniej zarezerwowano na ten cel 40 mln zł. Chciał przerzucić odpowiedzialność finansową za muzeum na ministra kultury, a potem na fundusze unijne. W razie odmowy którejś ze stron nie przygotował żadnego scenariusza awaryjnego. W zamian do budżetu miasta wpisano śmieszną sumę 850 tys. zł. Wystarczyłoby na przygotowanie projektu i utrzymanie biura. Muzeum groziła śmierć, zanim jeszcze zaczęto je na dobre planować.

Wtedy oburzyli się mieszkańcy: lokalne stowarzyszenia chodziły na pielgrzymki do gabinetu prezydent miasta, pikietowali na radach Warszawy, słali listy i wypowiadali się w mediach. Ogromne larum, jakie podnieśli, przestraszyło władze stolicy. Ostatecznie muzeum będzie kosztowała blisko 46 mln zł, a kosztami podzielą się Unia Europejska i ratusz.

- To zaangażowanie i troska o losy muzeum były bardzo wzruszające. Prażanie wyraźnie pokazali, jak bliska i ważna jest dla nich ta instytucja - opowiada Jolanta Wiśniewska. Teraz muzeum spłaca dług zaciągnięty wobec mieszkańców. Przed nim największy egzamin: sformułowanie programu muzeum. Placówki interaktywnej, multimedialnej, która przyciągnie i mieszkańców, i turystów.

Na razie w nowej - tymczasowej siedzibie przy ul. Ząbkowskiej 25 - organizują konferencję naukową o historycznej roli militarnej prawego brzegu. Pracownicy cały czas zbierają też praskie pamiątki i wspomnienia. Wkładają do wielkiej szafy nagrane na dyski. Będzie w niej też wspomnienie 70-letniej Joanny Mazurek: "Każdemu marzy się coś takiego, każdemu prażaninowi marzy się takie muzeum. […] Coś takiego, gdzie by się mógł pochwalić, gdzie przyjeżdżają goście, tak jak przyjeżdżają do zoo, do misiów, czy nie tak?".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Muzeum prawdziwej historii naszego miasta na Pradze - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto