Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Musiał zbudować labirynt, żeby zachować koncesję na sprzedaż alkoholu

Kinga Mierzwiak
Kinga Mierzwiak
To prawie jak w piramidzie, jak się tam wejdzie, to już trudno się wydostać. Ktoś pijany na pewno nie wytyczy dobrze drogi.

W Szczecinie młodzież od maja może cieszyć się z orlika. To, co jednym przynosi radość – innym spędza sen z powiek. Okazuje się bowiem, że przepisy nie pozwalają na to, by w pobliżu budynków należących do szkoły znajdowały się sklepy z mocnym alkoholem. I to jest właśnie problem Jana Skwierawskiego.

Jan Skwierawski jest właścicielem sklepu monopolowego przy ul. Kołłątaja od blisko dziesięciu lat. Do maja wszystko było w porządku. Jego sklep był położony zgodnie z przepisami – ponad 100 metrów od szkoły. Ale w maju, w momencie, gdy uruchomiono nowy sportowy kompleks – urzędnicy odmówili mu udzielenia koncesji na sprzedaż mocnych alkoholi.

– Bo teraz jest mniej, niż sto metrów – żali się pan Jan. – Ale to przecież wymysł naszych radnych. Postanowiłem obejść te durne przepisy. Brakowało mi zaledwie kilku metrów. Wydłużył więc drogę do sklepu. Kupił drewniane płotki, mocne śruby i przed sklepem wybudował labirynt.

– Gdybym tego nie zrobił, musiałbym zwinąć interes – tłumaczy. Skwierawski zainwestował również w specjalne kółko służące do pomiaru odległości. Wcześniej, z takim samym przychodziła do niego komisja decydująca o przyznaniu koncesji. Wciąż miała zastrzeżenia.

– Chodzili z tym przyrządem przy samych krawężnikach – wspomina. – Nie byli nastawieni na rozwiązanie konfliktu. Więc sam kupiłem miernik po to, by odległość sprawdzić przed ich przyjściem. Wyniosła niewiele ponad 101 metrów. To już starczyło, by otrzymać koncesję.

Początkowo labirynt budził sensację. Chwalono pomysłowość przedsiębiorcy. Za to cięgi wśród mieszkańców zbierali urzędnicy. Wtedy jeszcze obroty Skwierawskiego wynosiły 180 tysięcy złotych miesięcznie. Stali klienci nie byli jednak do końca zadowoleni.

– To prawie jak w piramidzie, jak się tam wejdzie, to już trudno się wydostać – mówił jeden z nich. – Ktoś pijany na pewno nie wytyczy dobrze drogi. Wcześniej wchodziło się po schodkach i było się u celu. A teraz? To droga przez mękę.

Niestety, labirynt utrudniał drogę do sklepu i po kilku tygodniach obroty Skwierawskiego spadły do 110 tysięcy złotych. – Może i na początku było to zabawne, ale teraz już nie jest – podkreśla Skwierawski. – Teraz praktycznie wychodzę na zero. W ubiegłym roku zapłaciłem wszystkich podatków 160 tysięcy złotych. Miasto przecież przeze mnie nie traci, płacę im za dzierżawę terenu. Ludzie przestali do mnie przychodzić, a urzędnicy dalej chcą mnie niszczyć.

Kilka tygodni temu do handlowca zapukał listonosz, który przyniósł kolejne pismo. Tym razem Skwierawski dostał nakaz rozebrania labiryntu. Dlaczego? Przed jego postawieniem nie wystąpił do magistratu o pozwolenie. Demontaż miał przeprowadzić w ciągu 30 dni.

– Oczywiście, że tego nie zrobiłem – mówi. – Gdybym posłuchał – straciłbym automatycznie koncesję. Wtedy mógłbym się pakować. Napisałem odwołanie do urzędu, ale nie dostałem jeszcze żadnej odpowiedzi. Przecież nie sprzedają tutaj alkoholu nieletnim.

Zresztą, kilkunastoletnie dzieci nie kupują wina, czy wódki. Po wydłużeniu drogi spadła też przestępczość. Nawet policjanci mówią, że popierają takie inicjatywy, bo zwiększają bezpieczeństwo.

Wcześniej przed sklepem przesiadywało mnóstwo pijaków, było kilka interwencji policji w miesiącu. Od wybudowania labiryntu nie było żadnej. Jest kompletny spokój. Skwierawski nie zamierza się poddawać. Nie wyklucza, że sprawa znajdzie swoje rozstrzygnięcie w sądzie. Wciąż jednak liczy na pozytywną odpowiedź z urzędu. Tymczasem otrzymał ją odnośnie innego wniosku.

– Chciałem, by zmieniono w uchwale odległość, jaka powinna obowiązywać od miejsca sprzedaży napojów zawierających powyżej 4,5 procent alkoholu (z wyjątkiem piwa – przyp. red.) do m.in. boisk szkolnych – mówi, pokazując nam dokumenty. – W innych miastach jest zdecydowanie mniejsza. Proponowałem 50 metrów lub wykreślenie z uchwały zapisu mówiącego o boiskach. Odpowiedź oczywiście była odmowna.

W uzasadnieniu napisano, że inicjatywa ustawodawcza przysługuje grupie co najmniej 400 mieszkańcom wpisanym do stałego rejestru wyborców. Skwierawski rozważa dlatego kolejny fortel.

– Kto wie, być może przejdę się po firmach, by złożyły podpisy pod moim wnioskiem – mówi. – Wcześniej jednak poczekam na odpowiedź odnośnie postawionego przeze mnie labiryntu. Mam nadzieję, że będzie pozytywna.

Źródło: Urzędniczy absurd: Na koncesję potrzebny labirynt , www.gs24.pl


"Spoza miasta" to nowa kategoria artykułów w MMWroclaw.pl. Będziemy w niej codziennie publikować ciekawe i ważne artykuły z naszego regionu, ale nie tylko. Żeby znaleźć wszystkie artykuły z tej kategorii, wystarczy na stronie głównej portalu kliknąć w napis "spoza miasta", który znajduje się pod głównym artykułem. Zapraszamy do pisania, komentowania i blogowania w MMWroclaw.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto