Misiek wziął odwet

Sławomir Drabik i Piotr Świderski byli najlepszymi zawodnikami Atlasa w wyjazdowym spotkaniu w Rybniku. W 12. biegu młodzieżowiec WTS-u pozwolił sobie nawet poczekać na mistrza świata juniorów Jarosława Hampela i... doholować go na prowadzeniu do mety. Tak, tak – Świderski Hampela.

Wrocławianie mogli wygrać jeszcze wyżej niż 59:30, ale miłosierny trener Marek Cieślak po równo obdzielił startami swoich zawodników, dając nawet cztery szanse najsłabszemu Krzysztofowi Słaboniowi. Na przełamanie, które nie nastąpiło.

Wsadził Romanka w płot

Zawody dopiero co się rozpoczęły, a na torze już się pojawiła karetka. Wywołał ją Robert Miśkowiak, która na wyjściu z drugiego łuku bezpardonowo wsadził w płot Łukasza Romanka. Zupełnie niepotrzebnie, bo bez uciekania się do faulu wyszedłby na drugie miejsce za prowadzącego Piotra Świderskiego.

- To był, że tak powiem, odwet. Na pierwszym łuku on też mnie uderzył, więc oddałem mu – szczerze tłumaczył z charakterystycznym dla siebie wielkopolskim akcentem Misiek, bodaj najgrzeczniejszy polski żużlowiec. Ale tylko poza torem.

Ów odwet nie mógł się spodobać ani sędziemu, który podziękował Miśkowiakowi za udział w powtórce, ani kibicom. W powtórce nie wziął również udziału Marek Szczyrba, bo chwilę przed startem zgasł mu motocykl, a na kolejnym podjechał pod taśmę 5 sekund po regulaminowym czasie. Świderski nie miał natomiast problemów z pokonaniem Romanka, który szczęśliwie wyszedł z kraksy bez szwanku.

Po siedmiu wyścigach wrocławianie prowadzili już 28:13 i niewiadomą były tylko rozmiary ich zwycięstwa. Emocje miały więc przynosić pojedynki Marka Lorama z Drabikiem i spółką. Obaj spotkali się w ósmej gonitwie, ale po starcie – o dziwo – prowadził Romanek przed Tomaszem Gapińskim. Drabski szybko wyprzedził jednak kolegę z pary, a na trzecim okrążeniu przypuścił pod bandą szaleńczy atak na Romanka. Skuteczny. Gapa dał się natomiast wyprzedził Loramowi tylko na moment.

Sławek po osiemdziesiątce

We wrocławskiej ekipie wesołej miny nie miał tylko Słaboń, któremu koło nosa przeszło parę złotych. W dziesiątym biegu wychodził na drugie miejsce za Grega Hancocka, ale Mariusz Węgrzyk zerwał Słabemu łańcuch hakiem swojej maszyny. I zamiast 5:1, było tylko 3:3.
Klasą dla siebie był zdobywca kompletu punktów – Drabik. - Czy to druga sportowa młodość? Jak widać, po osiemdziesiątce też można się ścigać – żartował 38-letni Drabski.

Skromność młodzieżowca

Nie mniej ustępował starszemu koledze Świderski, który w 12. wyścigu oglądał się za Hampelem, by puścić go przed siebie i dopilnować podwójnego zwycięstwa.
- To było świetne, jednak nie widzieliście, co się działo po tym biegu w parkingu. Jarek zajmował boks z dala od boksu Świderskiego, ale potrafił przejść się do młodszego kolegi i mu podziękować – zdradzał niuanse prezes Andrzej Rusko, szczęśliwy z faktu, że w jego ekipie nie jedzie każdy sobie. Dodajmy, że Mały obchodził w sobotę 22. urodziny.
- Trudno było mi się przełamać, dlatego te moje punkciki były bardzo ważne – skromnie przyznał z kolei Świder. Zwycięstwo cieszyło bardzo, ale w euforię nikt nie wpadał. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że prawdziwy sprawdzian nastąpi nazajutrz we Wrocławiu.

Wśród gospodarzy zawiódł nawet Mark Loram, który zgłaszał zastrzeżenia do przygotowania toru, twierdząc, że jest nie do walki. Chyba niesłusznie. Drabik to udowodnił.