Wielkopolski thriller szpiegowski

2019-04-19 12:07:46

No i stało się to, więc jednak może faktycznie cierpliwość popłaca w życiu? „Pójdę twoim śladem” Ryszarda Ćwirleja pokazuje, że dawne powiedzenia są pełne mądrości. [/b] Fabuła jest poświęcona wydarzeniom historycznym, jakimi jest wielkopolska droga do niepodległości, ale to nie historia czyni z tej książki lekturę zajmującą. Ćwirlej w swojej książce znajduje złoty środek pomiędzy historycznym opisem a prowadzeniem interesującej sensacyjnej fabuły. W ten prosty sposób udaje mu się przykuć czytelnika do książki. Przede wszystkim nie ma tutaj zbyt wielu wątków zbędnych, nie ma nadmiernego rozstrząsania kwestii nieistotnych. Co więcej, nie ma też elementów, które osłabiały poprzednie części przygód Fischera. Dlatego też opisy międzywojennego Poznania już nie przypominają dawnego bedeckera a stanowią po prostu elementy osadzone mocno w fabule I nie męczą dzięki temu nadmiernym pouczaniem czytelnika. Topografia to przecież jedynie scena na której poruszają się postaci, nie trzeba pisać zbyt wiele o dekoracjach. Jeśli już mowa o postaciach to tutaj jest wszystko to, za co rzesze czytelników pokochały pisarstwo Ćwirleja, obecnego od dekady na rynku wydawniczym. Momentami pisarz wykorzystywał to nieco nadmiernie, jakby próbując odgadnąć życzenia czytelników i przypodobać im się. Wiadomo, ciągłe podkreślanie tematów wyszynków i zimnego piwa to coś, czemu nie tylko prawdziwy męski czytelnik nie potrafi się oprzeć. Niemniej jednak w tej odsłonie cyklu nie razi ten nadmierny zachwyt, nie ma przypodobania się. Są zatem postaci z krwi i kości, są działania dość prawdopodobne, jest wreszcie intryga na bardzo wysokim poziomie. Kto czyta moje teksty ten wie, że bardzo często porównuję pisarstwo, zwłaszcza gatunkowe, do umiejętności gotowania. Przecież przepisy na powieść kryminalną zasadniczo są proste a jednak nie każda książka nadaje się do czytania. Podobnie jest choćby z pierogami ruskimi, też nie z każdej kuchni wychodzą godne uwagi. W swojej kuchni Ryszard Ćwirlej przypomniał sobie wreszcie, jak gotuje się potrawy proste i smaczne zarazem, niczym w tych szynkarniach, które opiewa z takim pietyzmem w swoich książkach. I pozostaje mi dodać, że ja chętnie do tych przybytków będę wracał. Nawet jeśli nadal będę musiał chodzić na stronę nad Wartę.

Jesteś na profilu Krzysztof Mroczko - stronie mieszkańca miasta Wrocław. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj