Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marcin Latałło: Nie jest łatwo być dokumentalistą

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
Marcin Latałło
Marcin Latałło Kinga Czernichowska
Z Marcinem Latałło, reżyserem "Mojej ulicy", rozmawiamy o Łodzi, Davidzie Lynchu i jego najnowszych filmach.

Zobacz też: Marcin Latałło we Wrocławiu i "Moja ulica" w kinie Nowe Horyzonty


Marcin Latałło to syn znanego reżysera, Stanisława Latałły. Wychowywał się we Francji, obecnie mieszka w Warszawie. Jest twórcą filmów dokumentalnych, ale teraz poświęcił się pracy nad fabułą.

Jego film pt. "Moja ulica" to dokument, przedstawiający historię rodziny Furmańczyków. Rodzina mieszka przy ul. Ogrodowej w Łodzi - naprzeciwko fabryki, w której jej członkowie przepracowali całe życie. W miejscu fabryki stanęła Manufaktura, a Furmańczykowie nie potrafią się odnaleźć w nowej rzeczywistości.

Reżyser śledził losy rodziny przez pięć lat. Obserwował nawroty alkoholowych ciągów Marka, gospodarza oraz dramaty Izy, która pojechała za chlebem do Niemiec, zostawiając dziecko pod opieką babci. Widział wzloty i upadki tej rodziny.
Jak poznałeś rodzinę Furmańczyków?

Poznałem ich dzięki Irene Jacob - francuskiej aktorce, którą poznałem na planie "Podwójnego życia Weroniki". Kręciliśmy to w Łodzi. Hale zdjęciowe udawały przedmieścia jednego z francuskich miast. Po latach przyjechałem ponownie do Łodzi, ale już nie jako asystent Kieślowskiego, ale jako student. Zacząłem studia na tym samym wydziale co mój ojciec, Stanisław Latałło. Irene Jacob przyjechała na festiwal Camerimage. Znaliśmy się, więc oprowadzałem ją po mieście. Otworzyli przed nami bramy dawnej fabryki zbudowanej przez Izraela Poznańskiego (w czasach komunizmu Fabryka Marchlewskiego). Budynek należał do francuskiego inwestora, który miał zamiar zbudować w tym miejscu wielkie centrum handlowo-rozrywkowe. Wtedy to była ruina.

Jak wyglądało wówczas to miejsce?

Już wtedy zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. To było 28 hektarów! Wspomniałem, że to była ruina. Widzieliśmy stare maszyny, opuszczone, zaniedbane pomieszczenia. Czuć było historię.

Miejsce nie tylko historyczne, ale i filmowe.

To prawda. Andrzej Wajda kręcił tam "Ziemię obiecaną". Tło historyczne jest dla mnie ważne, dlatego umieściłem fragment tego filmu, gdzie widać te same budynki, w swoim dokumencie.

Ale wróćmy do rodziny Furmańczyków.

Kiedy tak rozmyślałem na temat tego miejsca, doszedłem do wniosku, że to dobry temat na film. Ale temat to nie wszystko, więc zacząłem szukać bohaterów. Przeszedłem na drugą stronę ulicy, zaglądając na podwórka. Te budynki naprzeciwko fabryki zostały zbudowane przez Izraela Poznańskiego, pochodzą z tych samych czasów. Na jednym z tych podwórek poczułem "to coś". Kiedy dowiedziałem się, że w tych domach mieszkają robotnicy, którzy przez wiele pokoleń pracowali w fabryce, zacząłem pisać scenariusz. Rodzina robotnicza, od trzech pokoleń pracowali w fabryce, ojciec ma na imię Marek, jest bezrobotny od dziesięciu lat i na koniec urodzi się dziecko. To był mój pomysł. Potem udało mi się spotkać na tym podwórku Marka, który od piętnastu lat był bezrobotny, jego rodzina pracowała w tej fabryce od pięciu pokoleń, dziecko urodziło się na początku i na końcu filmu. To, co wydarzyło się podczas tych pięciu lat kręcenia "Mojej ulicy" przerosło wszelkie moje wyobrażenia. Niektórzy ponieśli naprawdę wysoką cenę za w Polsce doszło do transformacji ustroju.

Skoro problemy tej rodziny zaczęły się po transformacji, to może należałoby spojrzeć na to z innej perspektywy? Może wszystkiemu winny jest kapitalizm?**To chciałeś pokazać? **

Nie chcę oceniać ani komunizmu, ani kapitalizmu. Oczywiste jest to, że Furmańczykom żyło się lepiej w komunizmie, ale to nie była idealna sytuacja. Zresztą, ta kapitalistyczna Manufaktura, na miejscu której stała kiedyś fabryka, to dzisiaj jedyne miejsce w Łodzi, które żyje.

Furmańczykowie dali się szybko przekonać do Twojego pomysłu na film?

Tak, babcia natychmiast mnie zaadoptowała jako swego wnuka. Zaufali mi. Układ był prosty: już na samym początku filmu powiedziałem, że nie chcę epatować biedą czy przemocą. Chciałem ich pokazać jak ludzi. Na przykład Marek. To alkoholik. Raz zdarzyło się, że kiedy przyszliśmy, był pijany. Postawiłem wtedy sprawę jasno: jeżeli będziesz pijany, to nie będziemy kręcić. Od tej pory Marek trzymał fason.

W "Mojej ulicy" mamy do czynienia z wielością osobistych przeżyć. Mamy wspomniany już alkoholizm Marka, poród Izy, rozstanie Izy z dzieckiem. Jak radziłeś sobie z dokumentacją? Nie wsiąknąłeś w te wszystkie dramaty?

Film powstawał pięć lat, jeżeli weźmiemy pod uwagę również montaż, ale rzecz jasna nie byłem u nich codziennie. Nie zawsze byłem z kamerą. Oczywiście trudno byłoby się odgrodzić od ich problemów. Próbowałem - na ile to było możliwe - pomóc. Może za mało próbowałem. Są pewne rzeczy, których żałuję.

Jakie?

Może mogłem im bardziej pomóc. Ale podkreślmy, że pozycja dokumentalisty jest bardzo skomplikowana. Dokumentalista zarabia na tym pieniądze, a przecież film, który tworzy, karmi się nieszczęściami tych ludzi.

Poza tym ja nie jestem z ich świata. Nie byłem nigdy i nie będę, to oczywiste. Po zakończeniu filmu "Moja ulica" musiałem przeprowadzić się z Łodzi do Warszawy. Potrzebowałem odetchnąć innym powietrzem, dałem sobie trochę czasu, to był czas żałoby. Chciałem móc spojrzeć na to wszystko z dystansu.

Film nakarmił się dramatem tej rodziny i co dalej?

Myślę, że nie odejdą w niepamięć i to mi się wydaje bardzo ważne. Być może publiczność rozpozna w rodzinie Furmańczyków i ich dramatach coś co znają, co gdzieś jest blisko nas...

Zgadzasz się z Davidem Lynchem, który twierdzi, że nowa ekipa zabiła Łódź?

Nie jestem politykiem ani socjologiem. Jestem tylko filmowcem. Nie chciałbym zabierać głosu w tej sprawie, chociaż z Lynchem też jestem w pewien sposób związany, bo mój poprzedni film w Łodzi to "Trzy uściski". To historia młodego chłopaka, który przyjeżdża do Łodzi, bo dowiedział się, że właśnie tu będzie mógł spotkać swojego idola, Davida Lyncha. Potem sam bardzo długo szukałem Davida Lyncha, bo zależało mi, by chociaż przez chwilę w filmie pojawił się prawdziwy David Lynch.

Jeśli jednak o to pytasz, to pamiętam, że w nocy po premierze "Mojej ulicy" w kinie Charlie wracałem ulicą Piotrkowską. Widziałem radiowozy i karetki. W następnym dniu wyczytałem, że doszło tam do morderstwa. Na głównej ulicy miasta! Nie wiem, dlaczego takie smutne historie dzieją się w tym mieście. Dlaczego właśnie tam?

Wspomniałeś na początku, że współpracowałeś z Krzysztofem Kieślowskim. Kieślowski, Holland - kto jest dla Ciebie największym autorytetem w kinie? Czy może jest nim ojciec, Stanisław Latałło?

Mój ojciec, Stanisław Latałło, był legendarną postacią w polskiej kinematografii. Zresztą swój debiut "Pozwólcie nam do woli pływać nad ogrodem", powstały rok przed jego śmiercią, zrealizował we Wrocławiu. To bardzo osobliwy, nie wzorowałbym się na jego twórczości. Najważniejszą postacią był dla mnie Krzysztof Kieślowski. Kiedy zacząłem z nim współpracować byłem już dojrzalszy. To właśnie od niego nauczyłem się mówić poprzez operowanie obrazem i już na etapie tworzenia scenariusza starać się myśleć nad montażem.

Nie byłem przy nim na planie, ale widziałem, jak pracuje. Czasem coś mu podpowiedziałem. Na przykład to, że skoro film nosi tytuł "Niebieski", to aktorka będzie trzymać niebieski flamaster. Potem Kieślowski wykorzystał tę koncepcję. Potem to się rozrosło i tych niebieskich przedmiotów było bardzo dużo.

Kolejny film to nie dokument, a fabuła. O czym będzie "Marynarz w Łodzi"?

Tym razem odwróciłem kamerę niczym Filip Mosz w ostatniej scenie "Amatora" Kieślowskiego. Ja tym gestem zaczynam swój nowy film. Film w pewnym sensie biograficzny, bo jest to film o mnie. Będzie to komedia - uważam, że jako filmowiec mam tę siłę i przywilej, że mogę zmieniać rzeczywistość. Mogę zrobić film o sobie, ale jednocześnie naprawić w nim to, co uznałbym za swoją porażkę lub błąd. Mam prawo napisać własną biografię raz jeszcze. To jest właśnie magia kina.

Zobacz inne materiały na MMWroclaw.pl





Woodstock 2013
Prawo jazdy 2013
Koncerty we Wrocławiu
Matisyahu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto