Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maraton Powrotu do przyszłości w Multikinie [recenzja]

Redakcja
Maraton trylogii Roberta Zemeckisa „Powrót do przyszłości” w Multikinie okazał się trochę spóźniony, ale gratka dla miłośników kina S-F – była ogromna.

Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze.

Ponieważ w zeszłym roku "Powrót do przyszłości" obchodził swoje 25 urodziny na całym świecie, głównie w Stanach Zjednoczonych, hucznie świętowano ćwierćwiecze jednego z najznakomitszych filmów historii kina science fiction (np. na 2010 Scream Awards gdzie wystąpili Michael J. Fox i Christopher Lloyd, patrz wideo poniżej).

We wrocławskim multikinie zaczęło się niestety od opóźnienia. O 22:11 na ekranie pojawił się krótkometrażowy film rolkowy "There You Go". O ośmiu osobach, które pojechały na Hel, żeby się bawić „trochę inaczej”. Jeżdżąc na łyżworolkach – dodajmy – mało spektakularnie. Po 12 minutach amatorskiego filmiku, w którym jak się okazało i tak chodziło tylko o reklamę sprzedawanych T-shirt’ów, rozpoczął się pierwszy film. Dobrze, że nie było „typowych” reklam, chociaż niesmak po marnych łyżworolkowcach ekipy „popacid” i tak pozostał.

Szkoda, że zamiast długaśnej reklamy organizatorzy nie pokazali jednego odcinka serialu animowanego "Powrót do przyszłości". Myślę, że ta bajka nie była tylko moją ulubioną bajką dzieciństwa – dla fanów byłoby to po prostu urocze.

W końcu zaczął się film. Pierwsze sceny znane - chyba całej publiczności – na pamięć. Oto rozgardiasz w "laboratorium" doktora Emmeta Browna. Do środka wchodzi Marty McFly i za chwilę odlatuje przez uderzenie dźwięku z gigantycznego głośnika, w którym nastąpiło przeciążenie. Sala się śmieje. A to dopiero początek.

Przez cały pierwszy film zastanawiałem się jak to możliwe, żeby podczas seansu filmu, który oglądnęło się w życiu kilkanaście razy (prawdziwi fani pewnie mogą powiedzieć, że kilkadziesiąt), historia nadal bawi. Zakładając, że każdy widz doskonale pamiętał, co za chwilę wydarzy się na ekranie, wszyscy zachowywali się, jakby oglądali ten film pierwszy raz. No… może drugi. Już dla samego śmiania się z całą widownią warto pójść na maraton takiego klasyka. Pierwszy film jak najbardziej pozytywny.

Niestety, po szczęśliwym happy endzie części pierwszej nastąpić musiało planowane kilkanaście minut przerwy na wyrównanie poziomu płynów ustrojowych oraz pójście po kolejne kilogramy pop-cornu. Nuda. Po co te przerwy? Na szczęście po kilku chwilach na ekranie zaczęły lecieć krótkie filmiki „Behind the scenes” o tym jak kręcono część drugą. Interesujące, chociaż i tak wszyscy nie mogli się doczekać już drugiej części w której Dr. Emmet i Marty odwiedzają przyszłość.

Szkoda, że nie puszczono wyciętych scen lub alternatywnych zakończeń. Na pewno byłyby ciekawe jeśli ktoś ich wcześniej nie widział. Przykładowo sceny: [ 1 ][ 2 ][ 3 ] w filmie się nie znalazły. W sumie dobrze, że się nie pojawiły, ale nudną przerwę mogłyby zapełnić.

Prawdopodobnie ze względu na późną porę (1. w nocy) druga część tak śmieszna już nie była, lecz chyba nikt jeszcze nie zasypiał. "Powrót do przyszłości" jest filmem na tyle ciekawym i trzymającym w napięciu, że chyba tylko mroczne klimaty „alternatywnego roku 1985” mogły kogoś znużyć. Nie ma co streszczać fabuły, którą każdy zna. Film wspaniały. Po nim – mniej wspaniała, niemalże zabójczo nudna przerwa i znowu „Behind the scenes”. Tym razem o części trzecie, Dzikim Zachodzie.

Z trzecią częścią było już niestety gorzej. Widownia się nie posypała – został prawie ten sam skład… wyszli tylko nieliczni. Jednak pogrom był. Duża część osób po prostu usnęła. Może Dziki Zachód po prostu nie jest czymś, co fani sf lubią najbardziej. Przyznam, że i mnie się przysnęło. Koniec seansu części trzeciej nastąpił 0 4.30 rano. Upodlił go niestety fakt mrozu i, ze względu na Święto Trzech Króli, jeżdżących jak w niedzielę tramwajów i autobusów.

Każdy chyba jednak się zgodzi, że wrażenia były niesamowite. Oglądany w telewizorze "Powrót do przyszłości" był rewelacyjny. Jeśli ktoś miał nieszczęście oglądać go na komputerze PC czy malutkim laptopie – szczerze współczuję. Jednak ani laptop, ani nawet duży telewizor nie dorównają nigdy sali kinowej. Efekty filmu z 1985 roku są na wielkim ekranie piorunujące nawet w 2011. Sam zdziwiłem się ile nowych szczegółów, detali (a także niestety błędów filmowców) zauważyłem.
Po tylu razach, aż dziwne, że nie zwróciłem uwagi na napis „Address of Success" zamieniony na „Address of suckers” na murze dzielnicy Hilldale w alternatywnym roku 1985, na tak masowe Kaczka raz jest a raz nie ma reklamy NIKE przewalających się po całym filmie, na zmieniających położenia w różnych ujęciach aktorów stojących w tle czy kaczkę, która pojawiała się i znikała podczas strzelaniny Bifforda Tanena i Martiego w trzeciej części (kliknij obrazek po lewej) i na wiele innych elementów, które tym razem aż rzucały się w oczy!

Ekran telewizora, jeśli nie ma naprawdę solidnych wymiarów, to zło i nie powinno się na nim oglądać dobrych filmów! (Dla chętnych poczytać o niektórych błędach jak przedmioty które w 1955 roku jeszcze nie istniały a pojawiły się w filmie lub błędach logicznych odnośnie podróży różnymi alternatywnymi liniami czasu link mooviegoofs)

Nie można się też przyczepić do jakości filmów, która miała być ulepszona cyfrowo. Obraz i dźwięk były genialne! Po całym seansie, aż ciężko było uwierzyć, że tak dobre filmy w tak dobrej jakości powstały w 1985, 1989 i 1990 roku.

Jestem naprawdę zadowolony, że wziąłem udział w maratonie trylogii "Powrotu do przyszłości". Czekam niecierpliwie na maraton trylogii Matrix’a. Mam nadzieję, że Multikino pokusi się o zaspokojenie fanów nie tylko samego s-f, ale także cyberpunku.


Czytaj też:
Tym żyje miasto! Konkurs dziennikarski
WOŚP 2011. Orkiestra wraca na Rynek
Wybierz z nami 7 Nadziei WrocławiaTwórz z nami MMWrocław

Opublikuj materiał i wygraj nawet 500 zł!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto