Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Madonna w niewoli

Grzegorz Żurawiński
GŁOGÓW Nie ma już najmniejszych wątpliwości. Zaginiona po wojnie „Madonna Głogowska” znajduje się w Moskwie, w tamtejszym Muzeum Puszkina. Władzom polskim zostało niewiele czasu, by odzyskać zabytek.

GŁOGÓW Nie ma już najmniejszych wątpliwości. Zaginiona po wojnie „Madonna Głogowska” znajduje się w Moskwie, w tamtejszym Muzeum Puszkina. Władzom polskim zostało niewiele czasu, by odzyskać zabytek. Wnioski o zwrot dzieła można składać jedynie przez półtora roku od daty jego ujawnienia. Po tym czasie obraz stanie się prawną własnością państwa rosyjskiego.

Bezskuteczne próby ustalenia, dokąd trafił najcenniejszy zabytek z głogowskiej kolegiaty trwały kilkadziesiąt lat. Od kilkunastu tygodni wszystko jest jasne. Fotografia dzieła Łukasza Cranacha Starszego pojawiła się na internetowych stronach moskiewskiego muzeum, które zaczęło ujawniać wojenne zdobycze Armii Czerwonej zdeponowane w magazynach.

Kolor to dowód

Fakt, że polscy historycy sztuki po raz pierwszy mieli okazję zobaczyć kolorową wersję obrazu, jest ostatecznym i bezspornym dowodem, gdzie znajduje się oryginał.

- Wystarczy wpisać internetowy adres www.lostart.ru by obejrzeć naszą „Madonnę”, znaną do tej pory jedynie ze zdjęcia w przedwojennej, niemieckiej kronice miasta - mówi Rafael Rokaszewicz, wiceprezes Towarzystwa Ziemi Głogowskiej, od lat zajmujący się losami dzieł sztuki, z których niemal doszczętnie obrabowane zostało jego rodzinne miasto.

Jeszcze pięć lat temu (1998 rok!) w oficjalnym biuletynie Ośrodka Ochrony i Konserwacji Zabytków Ministerstwa Kultury („Cenne, bezcenne, utracone”) czytaliśmy: „Ponieważ nie jest znana barwna fotografia tego obrazu, warto zacytować fragment przedwojennego opisu kolorystyki, według którego Madonnę o rudoblond włosach...”.

Autorka tego tekstu i ekspert do spraw strat wojennych i rewindykacji dzieł sztuki Ministerstwa Spraw Zagranicznych Monika Kuhnke całość kończyła znamiennym zdaniem: - Po „Madonnie Głogowskiej” ślad zaginął.

Nic dziwnego, że czarno-biała fotografia to do dziś nadal jedyny wizerunek dzieła w dokumentacji legnickiego Biura Konserwatora Zabytków.

Ubeckie fałszywki

- Nie mam jeszcze pewności, ale zachodzi duże prawdopodobieństwo, że wiem gdzie znajduje się obecnie „Madonna” Cranacha - mówił pięć lat temu naszej gazecie prof. Wolfgang Fechner, rektor Wyższej Szkoły Technicznej w Wurzburgu, urodzony w podgłogowskich Grębocicach.

- Jeśli moje przypuszczenia okażą się trafne, dołożę wszelkich starań, aby obraz wrócił na swoje miejsce - dodawał, ale odmówił szczegółów na temat swoich podejrzeń.
Wielu szukało zaginionego obrazu. Równie liczni byli ci, którzy zrobili dużo, by tropy nigdy nie wskazywały na Moskwę. W licznych publikacjach spekulowano o zniszczeniu działa, powielano także inne ubeckie wersje. Równie fantastyczne, co kompletnie zmyślone.

„Niektórzy twierdzą nawet, że należy go (obrazu – red.) szukać po drugiej stronie oceanu, ale na to nie ma, oczywiście, żadnych dowodów” - pisał w „Dziejach Głogowa” (1991 rok!) miejscowy historyk Janusz Chutkowski.
Tymczasem sprawcy grabieży znani byli od początku, a dowód znajdował się w polskich rękach. To prawdziwe kuriozum. Wyjątkowy przypadek, że umundurowani rabusie zostawili pisemne potwierdzenie swojego czynu.

Major zarekwirował

„Prosimy o wydanie naszemu pełnomocnikowi, majorowi Mosewowi (tak w oryginale - red.) znajdujących się u Was obrazu i gobelinu w celu zabezpieczenia i dalszego przekazania”.

Pismo tej treści (po niemiecku) otrzymał 4 czerwca 1945 roku od radzieckiej komendantury miasta proboszcz Lądka Zdroju (Bad Landeck) Heinze. Z adnotacji na dokumencie wiemy także, że zabytki zostały radzieckiemu oficerowi wydane...

Tymczasem, jest niemal pewne, że właśnie do tego kłodzkiego uzdrowiska trafiła głogowska „Madonna” wraz z piętnastowiecznym gobelinem ze zbiorów Muzeum Archidiecezjalnego we Wrocławiu. Takie oświadczenie złożył niemiecki kustosz wrocławskiego archiwum biskupiego Kurt Engelbert (w 1946 roku zmuszony przez władze polskie do opuszczenia Wrocławia i wyjazdu do Niemiec), który dokładnie odtworzył wojenne dzieje obrazu.
Wiemy zatem, że do 1944 roku „Madonna” pozostawała w Głogowie, skąd wywieziono ją do jednej ze specjalnych składnic wytypowanych przez Gunthera Grundmana (niemieckiego konserwatora zabytków Dolnego Śląska) w henrykowskim klasztorze. Tam, na rok, trafiła w opiekę archiprezbitra Rottera zanim, w pośpiechu, wywiezioną ją do Lądka. Stało się to 6 marca 1945 roku, gdy losy wojny były już przesądzone.

Trzy miesiące później arcydzieło Cranacha stało się tajnym łupem wojennym zwycięskiej armii i na kilkadziesiąt lat trafiło do magazynów muzealnych ZSRR.

Rosjanie odmówili

- Obraz znajduje się w Państwowym Muzeum Sztuki im. A. Puszkina w Moskwie. Po raz pierwszy był eksponowany w czasie wystawy „Dważdy spassionnyje” („Dwukrotnie ocalone” - red.) w 1995 roku! - tak na nasze pytanie odpowiedziała Joanna Konieczna z biura prasowego Ministerstwa Kultury.
To kolejna wielka niespodzianka. Przecież jeszcze kilka lat później polscy (a także niemieccy) urzędnicy i muzealnicy oficjalnie uznawali dzieło za zaginione, a jego los za zupełnie nieznany...

- Czy „Madonna” jest na liście roszczeń władz polskich wobec rządu rosyjskiego? - dopytywaliśmy.

- Tak. Już w 2001 roku Polska wystąpiła z wnioskiem rewindykacyjnym. Nie został on jednak rozpatrzony z przyczyn formalnych - odpowiedź nie wyjaśniała jednak przyczyn odrzucenia wniosku.

Prostsze okazało się wyjaśnienie powodów internetowej prezentacji obrazu. Obowiązek ujawnienia pełnego wykazu wojennych zdobyczy: dzieł sztuki, książek i archiwaliów, przejętych na terenie Niemiec przez Armię Czerwoną, a zalegających dziś rosyjskie magazyny muzealne, ustanowił Sąd Konstytucyjny Federacji Rosyjskiej w 1999 roku.

- Wnioski restytucyjne można składać w ciągu 18 miesięcy od chwili ujawnienia. Dzieła sztuki, co do których nie wpłyną w tym terminie, staną się własnością Rosji - twierdzi ekspert MSZ Monika Kuhnke.

Biskup i prezydent?

Czy zdążymy? Według naszych ustaleń obraz pojawił się w internecie w marcu tego roku. Został zatem rok i trzy miesiące...

- Zajmę się sprawą. Na pewno, w imieniu władz miasta, zwrócę się do ministra kultury - usłyszeliśmy od prezydenta Głogowa Zbigniewa Rybki.

- Obiecuję, że będę namawiał naszego ks. biskupa Adama Dyczkowskiego, ordynariusza diecezji zielonogórsko-gorzowskiej – red.) by podjął temat. Wiem, że sprawa leży na sercu dyrektorowi Muzeum Archidiecezjalnego, ks. Józefowi Paterowi, który pisał do nas w tej sprawie - mówi rzecznik prasowy kurii ks. Andrzej Draguła.
Namalowana na lipowej desce w 1518 roku głogowska „Madonna z Dzieciątkiem” (taka jest oficjalna nazwa obrazu) przez ponad cztery wieki była ozdobą głogowskiej kolegiaty Najświętszej Marii Panny, którą podnosi z powojennych ruin jej proboszcz ks. Ryszard Dobrołowicz.
Wieloletnie dzieło odbudowy świątyni zbliża się do finału...


Drugą „Madonnę” też nam ukradziono

Jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku najpoważniejsze światowe wydawnictwa poświęcone dziełom Łukasza Cranacha Starszego podawały, że druga z jego słynnych Madonn (zdaniem niektórych najpiękniejsza) czyli „Madonna pod jodłami” znajduje się we Wrocławiu i wisi na ścianie w miejscowym pałacu biskupim. Gdy jednak na początku lat 60. dzieło trafiło do konserwacji (pękła deska, na której obraz namalowano) okazało się, że to falsyfikat!

- Spojrzałam i od razu poczułam niepokój. To nie wyglądało na rękę Cranacha - wspominała konserwator ówczesnego Muzeum Śląskiego (dziś Narodowego) Daniela Stankiewicz. - Kuria była bardzo niezadowolona z mojego odkrycia.
Kiedy podmieniono oryginał na kopię? Dziś już wiadomo. Zrobił to niemiecki ksiądz Siegfried Zimmer, który (zmuszony do opuszczenia Polski) w 1947 roku przemycił obraz przez granicę, jako obitą ceratą... tacę na kawę.
Obraz nigdy jednak nie wrócił do kościoła. W 1970 roku po raz pierwszy pojawił się na aukcji dzieł sztuki. W roku 1981 niemiecki handlarz Harald Huber zaoferował „Madonnę” Konferencji Biskupów Niemiec za 15 mln marek. Przyciskany przez policję twierdził, że był jedynie pośrednikiem prawdziwego właściciela ze Szwajcarii. Kłamał? To prawdopodobne, ale to niemal pewne, że obraz zdeponowano w specjalnym sejfie jednego z tamtejszych banków. „Madonna” ukradziona wrocławskim biskupom prawdopodobnie jest tam do dziś.

Cztery wagony pełne zabytków

Głogów nie miał szczęścia do historii i ludzi. Zamieniony przez hitlerowców w wojenną twierdzę obronną, ucierpiał okrutnie. W pożarach od bombardowań spłonęło wiele dzieł sztuki, w tym wielkie obrazy śląskiego mistrza baroku Michała Willmanna. Najcenniejsze obiekty opuściły miasto trafiając do specjalnych skrytek, z których nigdy nie dane im było wrócić na pierwotne miejsce.
Miasto zdobyte przez Armię Czerwoną i włączone do Polski, traktowano po macoszemu. Zrabowanymi zabytkami podzielili się radzieccy zdobywcy, nowi gospodarze dolnośląskich klasztorów, a także polscy muzealnicy (Warszawa, Wrocław, Poznań), ze specjalnej rządowej komisji kierowanej przez Witolda Kieszkowskiego.

- Odnalazłem dokumenty świadczące, że tuż po wojnie z Głogowa do Warszawy wyekspediowano cztery wagony pełne zabytkowych przedmiotów: mebli, rzeźb, obrazów, naczyń i wielu innych - zauważa Rafael Rokaszewicz z Towarzystwa Ziemi Głogowskiej i pokazuje odnaleziony urzędowy spis zawartości jednego z wagonów.
Nawet gotycka cegła ze zbombardowanych kościołów wyjechała do Warszawy. Dla cegieł i odbudowy stolicy do fundamentów rozebrano też Stare Miasto. Od kilkunastu lat wznoszone od nowa.

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto