MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Ma w sobie wojownika

Agata Grzelińska
Dziewiętnastoletni Andrzej Szatkowski z Lubina tańczy break dance, jeździ samochodem i zdobywa medale, podnosząc ciężary. Ma w sobie mnóstwo siły, niespożyte pokłady energii i ogromną radość życia.

Dziewiętnastoletni Andrzej Szatkowski z Lubina tańczy break dance, jeździ samochodem i zdobywa medale, podnosząc ciężary. Ma w sobie mnóstwo siły, niespożyte pokłady energii i ogromną radość życia. Nie ma nóg

Na powitanie podaje dłoń. Ma mocny uścisk i piękny uśmiech. Sprawnie i szybko porusza się po mieszkaniu tylko na rękach. Gdy zaczyna o sobie opowiadać, chwilami aż trudno mu uwierzyć. W pokoju ma ławeczkę do podnoszenia ciężarów, sztangę i hantle. Na ścianie wisi półka zapełniona pucharami. Andrzej urodził się z niedorozwojem nóg. Waży zaledwie 32 kg, a podnosi ponad 100. Jego życiowy rekord to 107,5 kg.

Wykosiłem nawet mistrza
Przygoda z siłownią zaczęła się trzy lata temu. Po ukończeniu gimnazjum Andrzej wyjechał do Wrocławia, by dalej się uczyć. Trafił do szkoły zawodowej w Ewangelickim Centrum Diakonii i Edukacji im. ks. Marcina Lutra.
– W połowie września dowiedziałem się, że w szkole jest siłownia – wspomina Andrzej Szatkowski. – Chciałem popracować nad sylwetką i jak każdy młody chłopak jakoś wyglądać, więc poszedłem.
Tam poznał trenera Ryszarda Tomaszewskiego z klubu Start Wrocław, który zapytał go, czy nie ma ochoty spróbować wyciskania sztangi. Miał. Podniósł 45 kilo. Już po trzech tygodniach trener zabrał Andrzeja na pierwsze klubowe zawody integracyjne do Sułowa.
– Miałem ogromną tremę. Nie mogłem się ruszyć, gdy wyczytano moje nazwisko – opowiada sportowiec. – W końcu jakoś poszło. Podniosłem 55 kg i nie zająłem żadnego miejsca, ale dostałem puchar debiutanta. Byłem bardzo uradowany.
Po pół roku lubinianin wystartował w mistrzostwach Polski w Grudziądzu. Zajął trzecie miejsce i przeżył niesamowitą radość.
– To była istna euforia, szok, nie wiedziałem, co się stało i jak się stało – Andrzej nawet dziś czuje tamte emocje.
Od tamtej pory rozciąga się pasmo sukcesów niezwykłego zawodnika. Półtora roku temu zajął drugie miejsce na międzynarodowych zawodach na Słowacji. Później na Litwie wygrał dwa złote medale w tym w kategorii open. Gdy zobaczył rywali, był załamany. Wyglądali wspaniale, ale ich sylwetki nie okazały się wielkim zagrożeniem.
– Wykosiłem nawet wielokrotnego mistrza – mówi z dumą Andrzej. – Sprzyja mi formuła Wilksa, według której przelicza się podniesiony ciężar w stosunku do wagi ciała. Jestem bardzo lekki i wypadam w tych przeliczeniach korzystnie.
Trener Ryszard Tomaszewski wspomina, że na Litwie nikt na Andrzeja nie zwracał uwagi, bo taki malutki, dlatego gdy sędziowie ogłosili, że wygrał, wszyscy zawodnicy byli bardzo zaskoczeni.
Andrzej został powołany do kadry narodowej. W czerwcu pojechał do Grecji na mistrzostwa Europy.
– Nie myślałem o podium, bo konkurencja była naprawdę bardzo duża, ale w dwóch podejściach podniosłem 105 kg i o dziwo zająłem trzecie miejsce – śmieje się mistrz.
Do rekordu świata w kategorii zawodników do 48 kg Andrzejowi brakuje jeszcze 40 kilogramów. Obecny rekordzista świata Rafał Roch podnosi 147 kg.
– Wierzę, że ja też mogę się zbliżyć do tego wyniku – mówi mieszkaniec Lubina. – Na razie najważniejszy mój cel to start w paraolimpijskich mistrzostwach świata. Na paraolimpiadę w Pekinie w 2008 roku się nie załapałem, ale zdążę do Londynu w 2012 r.
– Na pewno będzie mistrzem świata – Nie ma wątpliwości Marcin, kolega Andrzeja ze szkoły. – Zapału mu nie brakuje.
Ryszard Tomaszewski spodziewa się, że jego podopieczny może osiągnać jeszcze więcej.
– Ma szanse, by dokonać czegoś, co się jeszcze nie udało nikomu – czterokrotnie pobić swój ciężar ciała – mówi trener. – Brakuje mu jeszcze 20 kilogramów, ale dla niego to tylko 20 kg.
Ręce jak skarb
Dziewiętnastolatek trenuje cztery razy w tygodniu. Przyznaje, że czasem zwyczajnie nie chce mu się iść na trening, ale szybko się przełamuje. W końcu włożył w sport tyle siły i ciężkiej pracy. Nie może tego zmarnować, a poza tym po prostu bardzo lubi ćwiczyć. Dopóki nie musi, nie zamierza rezygnować. A nawet, jeśli kiedyś będzie musiał skończyć przygodę ze sportem, nie podda się łatwo. Wiele zależy od tego, jak będzie prowadzony i czy po drodze nie zdarzy mu się jakaś kontuzja. Andrzej porusza się tylko na rękach, więc o uraz nietrudno. Żartuje, że od pierwszych mistrzostw coś mu strzela w nadgarstkach. Ręce to jego skarb nie tylko w sporcie. Ryszard Tomaszewski opowiada, że Andrzej jest bardzo pracowity i zawsze mu mało.
– Muszę go hamować, by go nie zmarnować – mówi. – W naszym przypadku chodzi głównie o rehabilitację, sukcesy sportowe są tylko dodatkiem.
Andrzej wyuczył się fachu introligatora. Być może w przyszłości założy własną firmę. Nie zamierzał jednak poprzestać na szkole zawodowej. Teraz uczy się w technikum ekonomicznym. Później chce studiować na Akademii Wychowania Fizycznego i jako trener pracować z niepełnosprawnymi.
– Chęć do nauki musi być, bo cóż ja bym w domu robił? – pyta. – Muszę być wśród ludzi.
Andrzej mieszka w internacie. Ma mnóstwo znajomych. Śmieje się, że w szkolnej bursie można go zastać tylko, gdy śpi. Podoba mu się Wrocław, bo łatwiej się tam poruszać na wózku i ludzie trochę mniej uwagi zwracają na niepełnosprawnych. Przyzwyczaił się już do ciekawskich spojrzeń.
Gapie denerwują go tylko czasami. – Czasem dzieci patrzą na mnie i mówią: „Mamo zobacz, jaki pan.”– opowiada. – A mama zamiast wytłumaczyć maluchowi, że niektórzy są niepełnosprawni, rozgląda się i pyta: „Gdzie? Gdzie?”
Wbity w niego wzrok tłumu nie jest w stanie powstrzymać Andrzeja przed tym, co lubi, czyli np. przed tańcem na dyskotekach. Nauczył się break dence’a jeszcze w gimnazjum. Podpatrywał w telewizji, a potem nawet tańczył z grupą. Wystąpił na wyborach Miss Polski. Pierwszy raz pokazał się w Centrum Kultury Muza w Lubinie w konkursie Mini Playback Show.
– Pomyślałem: „A co mi tam. Zatańczę i zobaczę.” Wyczytano moje nazwisko, ludzie klaskali – wspomina Andrzej. – Wjechałem na scenę i zapadła cisza. Zeskoczyłem z wózka, a po widowni rozległo się głośne: aaaaach! Zatańczyłem, a po dwóch minutach był prawdziwy szał.
Gdy czasem idzie na dyskotekę, ludzie się trochę dziwią, widząc chłopaka na wózku. Po chwili jednak przestają tańczyć, bo najpierw zauważają pusty wózek pod ścianą, a potem wywijającego na parkiecie Andrzeja. Stoją jak wryci i patrzą, a on już się nie przejmuje. Może dlatego, że pogodził się ze swoim losem. Kiedyś marzył o cudownej operacji, która uzdrowiłaby jego nogi, ale dziś wie, że nie będzie lepiej.
– Cieszę się, że mam sprawne ręce – mówi Andrzej. – Kiedyś pytania o to, dlaczego jestem na wózku, bardzo mnie irytowały. Miałem ochotę odburknąć: „Ojejku, a co nie widać?” Potem, gdy zobaczyłem w szkole we Wrocławiu 150 osób, z których każda cierpi na inną chorobę, pomyślałem, że to normalne.

Sygnał do mamy
Teraz pogodzony z kalectwem Andrzej pomaga innym młodym ludziom, którzy lądują na wózku. Kiedyś wychowawca poprosił go, by porozmawiał z chłopakiem po wypadku. Był załamany, ale Andrzejowi udało się do niego dotrzeć.
– Nie wiem wprawdzie, jak to jest być zdrowym i nagle zachorować. Pewnie wali się cały świat – opowiada dziewiętnastolatek z Lubina. – Ale z tego też można się podnieść. Tamten chłopak otworzył się i zaczął nad sobą pracować. Najważniejsze, żeby mieć w kimś oparcie i móc się wygadać.
Andrzejowi nie brakuje pomocnych dłoni. Zawsze może liczyć na rodziców i na starszego brata Daniela. Ma też sporo przyjaciół. Spotyka dziewczyny, którym nie przeszkadza jego kalectwo.
– Wiem, kiedy, do kogo i z czym mogę uderzyć – mówi.
Rodzice Andrzeja cieszą się z jego samodzielności i sukcesów, ale też bardzo troszczą o swój skarb. Gdy w wieku 15 lat wyjeżdżał do szkoły we Wrocławiu, dla wszystkich było to bardzo ciężkie rozstanie. Pani Urszula dzwoniła do syna po kilka razy dziennie, co go na początku trochę denerwowało. Dziś to rozumie i cieszy się, że ma tak dobry kontakt z domem.
– Teraz, gdy mama nie dzwoni, to ja się martwię i puszczam jej sygnał, żeby się odezwała – przyznaje Andrzej.
– A ja od razu w jego głosie słyszę, czy jest dobrze czy źle – mówi Urszula Szatkowska. Jest pielęgniarką. Andrzej śmieje się, że ma pomoc medyczną zawsze pod ręką.
Pani Urszula uważa, że młodszy syn musi być samodzielny, ale do każdej nowinki w jego życiu przekonuje się bardzo długo. Czasem mąż i starszy syn muszą jej w tym pomóc. Tak było np. z kupnem samochodu dla Andrzeja. Gdy się dowiedział, że we Wrocławiu w ośrodku szkolenia kierowców jest samochód do nauki jazdy przystosowany do potrzeb niepełnosprawnych, zapytał rodziców, czy może zrobić prawo jazdy.
– Mamusia jest w tym domu pierwszym hamulcowym – śmieje się Józef Szatkowski. – Nie inaczej było z autem.
W końcu jednak przekonał żonę i po 18 urodzinach Andrzej zdał egzaminy. Ponad rok odkładał pieniądze. W końcu brat znalazł ogłoszenie i cała rodzina pojechała po auto. Mama znów była sceptycznie nastawiona. Musiała jednak ustąpić.
– Rodzice dołożyli mi pieniądze i od września jeżdżę – mówi Andrzej. – Jestem niezależny, o nic nikogo nie muszę prosić. Wspaniałe uczucie.
Pan Józef otwarty na pomysły syna, chciał być spokojny i musiał się przekonać, że da sobie radę na drodze.
– Dobrze jeździ, a ja siedzę obok – mówi z uśmiechem pan Szatkowski. – Widzę, że Andrzej ma oczy wkoło głowy.
W przystosowaniu auta do potrzeb Andrzeja i zakupie osprzętu do ręcznego sterowania pomogła finansowo firma PeBeKa, w której pracuje Józef Szatkowski. Szefowie i koledzy pana Józefa znają Andrzeja i podziwiają jego sportowe sukcesy.
– Początkowo niektórzy nie wierzyli, ale gdy zobaczyli medale, zdjęcia i puchary, byli zaszokowani – opowiada tato Andrzeja. – Teraz po każdych zawodach pytają, jak mu poszło.
Rodzice są bardzo dumni z syna. Trener uważa, że sukcesy Andrzeja to w dużej mierze zasługa rodziców, którzy go dobrze wychowali. Liczy się też pozytywne nastawienie do życia i wielka motywacja, której chłopakowi mógłby pozazdrościć niejeden zdrowy.
– Andrzej jest wojownikiem – mówi Ryszard Tomaszewski. •

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto