Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ŁYDKA GRUBASA: Ostrzymy kły, staniemy na rzęsach, żeby wszystkim poszło w pięty! [Rozmowa NaM]

Sandra Gozdur
Sandra Gozdur
mat. prasowe/Michał Kwaśniewski
Z Bartoszek Krusznickim, wokalistą zespołu Łydka Grubasa rozmawialiśmy przede wszystkim o wygranym przez nich Złotym Bączku, niespodziankach, jakie szykują dla fanów i o tym, dlaczego Pol'and'Rock spotyka się cały czas z hejtem.

Sandra Gozdur: Twoje pierwsze skojarzenie ze słowem „Woodstock”?
Bartosz "Hipis" Krusznicki: Oczywiście muzyka rock’n’rollowa z lat 70. w Stanach Zjednoczonych, a drugie - Przystanek Woodstock, czyli polski festiwal, który jest jednocześnie imprezą piekielnie wyluzowaną. Właściwie już jak rodzynek odbiega od tego, co prezentuje się na imprezach masowych tego typu.

Co masz na myśli?
Można robić festiwale rockowe, metalowe, natomiast nie zawsze mają one taką formę, jaka zgadza się z duchem muzyki. Czasami wszystkich „wkłada się” w barierki, zespół ma grać, ale nie za głośno, w dodatku najlepiej jakby ludzie nie pili, żeby nic się nie wydarzyło i jeszcze, żeby nikogo nie obrazić. A na Woodstocku cały czas panuje swoboda ducha, w tym także swoboda myśli, wypowiedzi i zachowania.

Grając rok temu koncert na Małej Scenie, przeszło wam przez myśl, że możecie wygrać Złotego Bączka?
Oczywiście! To było nasze marzenie. To był nasz drugi występ na Małej Scenie, pierwszy raz zagraliśmy 8 lat temu. Wtedy też walczyliśmy o Złotego Bączka, ale to były zupełnie inne realia. Ta nagroda była marginalna, praktycznie nikt o niej nie wiedział. W tym roku wyskalowało to do jakichś niesamowitych rozmiarów. W plebiscycie oddano prawie 50 tysięcy głosów. Trzeba było przeprowadzić kampanię zbliżoną do jakiejś wyborczej (śmiech).

Obserwowałam te cotygodniowe zestawienia głosów. Walka była bardzo zacięta. Trudno było przewidzieć, kto wygra…
Do oficjalnego ogłoszenia wyników nie wiedzieliśmy czy wygramy. Różnica głosów była tak niewielka, że mogło wydarzyć się wszystko. Natomiast w zeszłym roku jak graliśmy na Małej Scenie i zobaczyliśmy ile ludzi tam wbiło i jak nas odbierają…

Zestresowałeś się? Wzruszyłeś?
Nogi się pod nami ugięły! Myślałem, że narobię w gacie. Było nieciekawie, naprawdę. Zagraliśmy setki koncertów, ale klimat festiwalu tak na mnie zadziałał, że pojawił się zupełny paraliż. Jak już wyszliśmy na scenę, to wszystko było super. Wtedy człowiek jest we własnym „słoiku” i wie, co zrobić. Ale było wzruszenie! Ze dwa-trzy razy odebrało mi głos. Widziałem, jak ludzie na nas reagują. To było coś niesamowitego... 50-60 tysięcy osób podnosi łapę w górę i macha tak, jak im pokazujemy. Nie mogło obyć się bez ścisku w gardle. Zresztą, na początku września wydajemy album „Grejtest Szits” - trzy płytowe wydawnictwo. Jeden z krążków będzie zawierał nagranie z Pol’and’Rock Festivalu 2018. Jak ludzie dobrze się wsłuchają, to może wyłapią te momenty ściskające nasze gardła.

ŁYDKA GRUBASA: Ostrzymy kły, staniemy na rzęsach, żeby wszys...

Czyli nadzieja na Bączka była.
Po cichu sobie o tym myśleliśmy. Trochę nam mina zrzedła, jak się okazało, że Bączki będą dwa a nie cztery. „Tłuc się” z takimi zespołami jak Zalewski, Lao Che czy Hunter to nie jest prosta sprawa.

Wiele zespołów mogłoby wam pozazdrości fanów.
Zdecydowanie tak! Ten odzew ludzki był nie do opisania. Odezwaliśmy się do paru znajomych z prośbą o pomoc w głosowaniu, ale do akcji włączyły się także kompletnie nieznane osoby. To było budujące, dlatego mamy potężny dług wobec tych ludzi i musimy go spłacić tak, jak trzeba.

Szykujecie zatem jakieś niespodzianki na sobotę w Kostrzynie?
Będzie coś specjalnego. Wszystkiego nie zdradzę, ale można spodziewać się niespodzianki instrumentalnej. Chcemy też zagrać nowy kawałek, który jeszcze nigdzie nie leciał. W każdym razie, ostrzymy kły na ten koncert, żeby wszystkim poszło w pięty. Nie może być inaczej!

Do trzech razy sztuka. Po dwóch koncertach na Małej Scenie przyszedł czas na Dużą.
Koncert na Dużej Scenie Pol’and’Rocka to jest - jak wspomniałem - spełnienie naszych marzeń, ale także trochę takie ukoronowanie siedemnastu lat grania.

To co będzie następne?
Na pewno będziemy skupiać się na płycie, którą nagrywamy w sierpniu. Pod koniec tego roku albo na początku przyszłego będziemy chcieli ją wydać. Kończymy też pracę nad naszym wydawnictwem, o którym wspomniałem wcześniej. Premiera odbędzie się na początku września. Chcemy naszym fanom osłodzić trochę oczekiwanie na nowy album. Płyta będzie podsumowaniem wieloletniej działalności. Znajdą się tam znane utwory z trzech albumów studyjnych, nigdzie niepublikowane nagrania oraz wspomniany już koncert z Pol’and’Rocka. Trochę nadchodzi także czas decyzji. Musimy zastanowić się, czy za to granie bierzmy się w końcu na poważnie, czy nie.

A dotąd nie było na poważnie?
My to wciąż traktujemy jako weekendowe zajęcie. Każdy z nas w tygodniu chodzi na etacie do roboty i teraz już coraz ciężej to pogodzić. Koncertów robi się naprawdę dużo. Chciałbym się na tym skupić, bo jest potencjał, ludzie to biorą. Mamy to szczęście, że możemy grać to, co lubimy i to, co chcemy. Jesteśmy absolutnie szczerzy w tym, co robimy. To jest niesamowite, że udało się wypłynąć ze swoim graniem na tak szerokie wody.

Jesteście na rynku muzycznym od wielu lat, ale od pewnego czasu robi się o was coraz głośniej. Pamiętasz który moment był przełomowy?
Przełomowy moment był wtedy, jak przyszedł do nas nasz obecny menedżer i zaproponował nam współpracę. Marcin Koćmierowski powiedział, że można parę rzeczy fajniej zrobić i on nas niesamowicie zmobilizował. Brzydko mówiąc, skończyło się „sr*nie”, a zaczęło się granie. Od tej pory faktycznie jest do przodu.

Wybieracie się na cały festiwal?
Tak, będziemy siedzieć w Kostrzynie od czwartku. Mamy zaplanowanych wiele spotkań. Poza tym jest taki zestaw muzyczny, że grzech nie tam być.

Na jakich koncertach będzie można was zobaczyć?
Ja na pewno wybiorę się na Krzyśka Zalewskiego, Prophets of Rage, Testament czy Kult. Dużo sobie obiecuję po zespole Hurrockaine, który wygrał w tym roku Eliminacje do Pol’and’Rocka. Gra fantastycznego rock’n’rolla. Może przejdziemy się także na Scenę Lecha, bo tam występuje bardzo dużo fajnych, polskich kapel, takich półprofesjonalnych, garażowych, ale grających naprawdę z przytupem.

Dlaczego, twoim zdaniem, wylewa się tyle hejtu na ten festiwal?
Jeżeli ktoś dobrze się bawi, to zawsze będzie spotykał się z odzewem ludzi, którzy nie mają takiej radości. Teraz jest moda na nielubienie wszystkiego. Pol’and’Rock się nie podoba i jest solą w oku przede wszystkim dlatego, że pozwala ludziom osiągnąć jakiś stan wyzwolenia umysłowego. Przez to stanowi zagrożenie dla takich totalnie utartych, konserwatywnych schematów. Do tego dochodzą też polityczne sprawy. Owsiak gra do jednej bramki, a ekipa rządząca do drugiej i to się trochę ściera ze sobą. My akurat w ten konflikt na podłożu politycznym wchodzić nie chcemy...

Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że nie lubicie konkurować z innymi zespołami. Nadal tak jest?
Konkurowanie jest bez sensu. Jak mamy zadecydować, czy lepszy jest Zalewski, czy zespół Decapitated? To są kompletnie inne światy, prezentujące odmienne punkty widzenia muzyczno-artystyczne… Jeden i drugi jest świetny. Mam wielką frajdę, jak posłucham sobie jednego dnia Slipknota, a drugiego polskiego hip-hopu, który bardzo lubię. Stawianie tego w hierarchii, kto jest najlepszym gitarzystą czy wokalistą, jest bez sensu. W ten sposób nie lubimy konkurować, bo po co? Trochę ten plebiscyt Złotego Bączka…

No właśnie – to była bardziej zabawa czy już jednak rywalizacja?
Trochę już się wkradła rywalizacja. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Natomiast nie był to plebiscyt, przez który nie spalibyśmy po nocach. Nie chodziło też o to, żeby po trupach, za wszelką cenę dotrzeć do celu. Aczkolwiek była to rzecz, na której nam bardzo zależało.

Przez lata wypierałeś się słowa muzyk. Zmieniłeś zdanie?
Muzyk to „duże” określenie. Grajek jest bardziej przyziemne. My jesteśmy amatorami, żaden z nas nie jest profesjonalnym muzykiem, przygotowanym w szkołach. Natomiast mamy dobry zespół, gramy równo, dynamicznie, harmonicznie i mamy fajne piosenki. Muzyk kojarzy mi się z jakimś facetem w filharmonii, który ma opanowaną klasykę, potrafi wziąć skrzypce i strzelić serenadę.

Czy ta dwuznaczność, którą można znaleźć np. w piosenkach „Gender” i „Żyd” jest celowa?
U nas nie ma celowej kontrowersji, wprowadzanej, żeby się poniosło. Robimy także piosenki o bardzo prostych rzeczach. Ja nie boję się „kopnąć” w mocno społeczny temat, dlatego że to właśnie te tematy najbardziej nas dzielą. Właściwie to brakuje nam w życiu normalności i trzeba tę normalność pokazać na przejaskrawionych przykładach nienormalności. To chyba stąd wypływa. My jesteśmy trochę tacy rubaszni. Jakby ktoś z nami dłużej posiedział, to pomyślałby, że jesteśmy obleśni.

Obleśni? (śmiech)
No trochę tak. Lubimy ostry humor, taki „po bandzie”. To też przekłada się na nasze teksty.

Jakieś przesłanie dla festiwalowiczów?
Zrobimy wszystko, staniemy na rzęsach, żeby odwdzięczyć się za te wszystkie głosy. Zrobimy rock’n’rollową zadymę, żeby każdy to zapamiętał. Zagramy ostro, z niespodzianką. Na pewno każdy, kto zawita pod scenę, nie pożałuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto