MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Lwowiak z ulicy Dobrej

Andrzej Górny
Jerzy Janicki stworzył mądre hiciory wszech czasów: radiowych „Matysiaków” i telewizyjny „Dom”. Można by rzec: człowiek orkiestra.

Jerzy Janicki stworzył mądre hiciory wszech czasów: radiowych „Matysiaków” i telewizyjny „Dom”.
Można by rzec: człowiek orkiestra. Czy może: człowiek biblioteka? Albo: człowiek filmoteka? Choć do chwały wystarczyłby tytuł „rekordzista wszech czasów”, który przyznał mu przyjaciel i współpracownik Andrzej Mularczyk. Ten rekord to „Matysiakowie”, nieschodzący z radiowej anteny od ponad 50 lat.

W 79. roku życia zmarł Jerzy Janicki. Był dziennikarzem sportowym i reporterem, pisarzem, scenarzystą, autorem słuchowisk. Jego dorobek to kilkanaście książek, wiele scenariuszy filmowych, zbiory reportaży, opowiadań, dramatów i audycji. Był współautorem radiowych powieści „Matysiakowie” i „W Jezioranach”.
W latach 90. wiele czasu poświęcił tematowi wcześniej zakazanemu – miastu Lwów, w którym spędził młodość i zostawił serce.

Uwaga, lecą „Matysiakowie”
W połowie ubiegłego wieku 12-letniego faceta nieznającego telewizji, komputera ani wideo, trudno było w letni wieczór ściągnąć z dworu do domu i nie pomagały najczulsze zaklęcia i najgroźniejsze wrzaski starych. Trzeba było rozegrać jeszcze jedną partię palanta, strzelić gola szmacianą albo gumową piłką, rozstrzygnąć podchody – czy wygrają uciekinierzy, czy tropiciele... Rozrywek nie brakowało.
Ale nastał czas, że w najlepszy, bo sobotni, wieczór zabawy i zawody przerywało się w pół gwizdka i punkt o 19 małolaty zasiadały wraz z dziadkami i rodzicami przy radiu. Bo przecież zaraz „Matysiakowie”!!!
Może trochę zmyślam; soboty jestem pewien, ale już co do godziny mam wątpliwości. Zapewne też nie wszyscy moi rówieśnicy przedkładali słuchowisko nad podwórkowe harce. Po tylu latach pamięć zawodzi, nawet medialni znawcy różnią się w ocenach wieku „Matysiaków”. Z moich obliczeń wynika, że audycja musiała wystartować w roku 1956. Kilka lat byłem jej pilnym słuchaczem. Nie cierpiałem, jak wszyscy, wścibskiej i krzykliwej pani Fronczakowej (Wanda Łuczycka), nabijałem się z podstarzałego lowelasa Klemensa Kolasińskiego, który bez powodzenia zalecał się do panny Zosieńki. I do dziś na widok aktora Stefana Friedmanna, który debiutował w „Matysiakach” jako nastolatek, nachodzi mnie ta sama myśl: – Ale się ten Gienek Matysiak posunął...
Audycja o warszawskiej rodzinie z ulicy Dobrej to był autentyczny, używając dzisiejszej terminologii – hicior. Kto miał odbiornik, słuchał, kto nie miał, wpraszał się do sąsiadów. Spora część słuchaczy wierzyła, że radiowcy co tydzień instalują się na kilkadziesiąt minut w mieszkaniu prawdziwej rodziny i nagrywają autentyczne rozmowy o troskach i radościach, o sukcesach i porażkach, o życiu po prostu. W dniach imienin poszczególnych postaci, a szczególnie głowy rodu, pana Józefa (Jan Ciecierski), nadsyłano ponoć mnóstwo kartek z życzeniami, a nawet przeróżne prezenty.
Nie pamiętam z wczesnych „Matysiaków” natręctw ideologicznych, może ich, dzięki gomułkowskiej odwilży, dawało się uniknąć, a może były inteligentnie sprzedane. Spekuluję, bo rozstałem się z audycją dawno temu, ale przecież Polacy są uczuleni na sprzedawanie kitu i nie daliby go sobie wciskać przez ponad 50 lat?

Dom przy Złotej
Miała swoją wierną klientelę także młodsza od „Matysiaków” o kilka lat powieść radiowa „W Jezioranach”, głównie na wsi, zgodnie zresztą z jej tematyką.
Po przeboju radiowym przyszedł kiedyś czas i na hit telewizyjny, stworzony w duecie z Andrzejem Mularczykiem.
Serial „Dom” znów gromadził przed ekranami rzesze odbiorców. Dzieje mieszkańców kamienicy przy ul. Złotej w zrujnowanej powojennej Warszawie wzruszały, zasmucały, ale i bawiły. Dozorca Popiołek w wykonaniu Wacława Kowalskiego znalazł w oczach widzów uznanie niemal dorównujące temu, którym cieszył się Pawlak z „Samych swoich”. Zresztą cała obsada była zacna: Janczar, Englert, Dykiel, Stockinger, Bista, Pyrkosz, Fronczewski, Buczkowski, wreszcie Michotek, który w rolę lwowiaka nie musiał się wcielać, bo przecież nim był. Powodzenie serialu zaowocowało kontynuacją; nakręcono 4 serie.
Trudno wymienić wszystkie tytuły, które wyszły spod ręki Jerzego Janickiego. Mnie w pamięć wryły się jeszcze: „Ballada o Januszku”, „Koty to dranie”, zgrabne kryminały z cyklu „Parada Oszustów”; niezmiennie bawi mnie „Człowiek z M-3” z Kobielą. Janicki dostał za nie wiele nagród i może znajdą się odbrązawiacze uważający, że zaszczyty z poprzedniego systemu źle świadczą o twórcy. Ale o jego wartości zaświadczają miliony widzów, czytelników i słuchaczy, którzy będą jego dzieła czytać, słuchać, oglądać i pamiętać. •

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto