Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

L.U.C.: "Żyję w świecie marzeń"

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
L.U.C. po raz kolejny wczoraj udowodnił, że na scenie potrafi być nieprzewidywalny. Przy okazji koncertu rozmawialiśmy z L.U.C.iem, Némym i Zgasem o nagrodach, koncertach i oczywiście nowym albumie.

Koncert w ramach Festiwalu Zespołów Niedyplomowanych był swego rodzaju spektaklem. L.U.C. zaśpiewał piosenki z ostatniego albumu, ale również zobrazował cały przekaz, używając - jak w prawdziwym przedstawieniu - nietypowych strojów i rekwizytów. Impreza odbyła się w Imparcie.

Podczas koncertu artysta zaprezentował jedynie utwory z pierwszej części płyty. Te są ilustracją szarej rzeczywistości. O krainie Witu, czyli wyidealizowanym świecie, artysta opowie podczas koncertu - wykładu otwierającego tegoroczną jubileuszową edycję PPA.

Wczoraj L.U.C. wyznał fanom, że najważniejszą dla niego piosenką na nowym albumie jest "Reżim pana Cykacza - każdego równo mierzy", którego refren brzmi:

Czasem wierzę, że jeszcze zdążę być każdym
Przemierzę oceany zdobędę najwyższe maszty
Chce dotrzeć tam gdzie świecą ostatnie gwiazdy
Wydłużać czas niczym minuty nudnej jazdy

Życzymy Wam pozostać w tym optymistycznym nastroju do następnego koncertu, podczas którego L.U.C. zaśpiewa już tylko o idealnym świecie. Relację z tego koncertu -wykładu na pewno znajdziecie na portalu Moje Miasto Wrocław.

Tymczasem udało nam się porozmawiać z L.U.C.iem, Némym i Zgasem o dotychczasowych efektach pracy, muzyce i najbliższych koncertach.

Kinga Czernichowska: Kiedy postanowiłeś związać swoje życie z muzyką? Co miało na to wpływ?

L.U.C.: To ona związała się ze mną. Ciągnie się za mną, mimo że jej nie rozumiem i nie wiem, o co w niej chodzi. To był przypadek. Grałem sobie kiedyś na gitarze, a w pewnym momencie mojego życia zlałem smutki na papier. Zacząłem pisać, grać, potem wszystko potoczyło się samoistnie. Pojawiła się energia. Wszystko miało wtedy amatorski charakter. W pewnej chwili stwierdziłem, że fajnie się gra i za namową ludzi zrobiliśmy pierwszy koncert dla znajomych, a potem to już ruszyło. Wrocław jest takim miastem, że wystarczy zagrać jeden dobry koncert, a na drugim, trzecim ma się już swoją publikę. I tak było z nami. Chociaż nie powiem, że zagraliśmy dobry koncert (śmiech), bo to byłoby kłamstwo. Był fatalny, po prostu tragiczny! Ale sami znajomi, więc poszła jakaś taka koleżeńska fama. Drugi miał już ręce i nogi, pojawili się ludzie. Wszystko zaczęło się toczyć samo. Pomyślałem, że to jest moja pasja i tylko to chcę w życiu robić. Dlatego też się temu poświęciłem.

K.Cz: W jednym z wywiadów mówiłeś, że polska muzyka to nie tylko gitary, czasem nawet jest ich za dużo, a nie zwraca się uwagi na inne elementy.

L.U.C.: Tak, jestem tym ewidentnie zniesmaczony. Na przykład Némy jest osobą, która odpowiada za sample, za wycinanie różnych dźwięków. Dla takiej muzyki nie ma miejsca, jest tylko hip hopem. Natomiast sample mogą funkcjonować w zupełnie innych gatunkach muzycznych i być czymś zupełnie innym.

Némy: Można używać tego w sposób nowatorski. W innej formie niż to, co zostało wiele lat temu zrobione. Nigdy nie korzystałem z rzeczy, które były nagrane jakoś niedawno. Zawsze sample opierają się na tym, że bazuje się na dawnych nurtach. Myślę, że to jest fajne, to powraca.

L.U.C.: Ale nie ma na to też miejsca za bardzo. Powraca tylko i wyłącznie pod ziemią. Oprócz tego, że tak jak piszemy „w Polsce sprzedaje się tylko godność i wódka”, to dobrze sprzedaje się również - ja tak to nazywam – pedalski rock. Tego jest mnóstwo w radiu. Te same akordy, te same piosenki, ta sama tematyka… Co gorsza, tak samo zaśpiewane któryś już raz. Męczące i dołujące. Pod tym względem gitary mnie bolą i irytują. Z drugiej strony, gitara to super instrument, ja to wiem i z tego stwierdzenia się nie wycofam.

Némy: Chodzi o to, że muzyka niszowa się nie przebija.

L.U.C.: Tak, i nie ma na nią miejsca. Jak są sample, to tylko hip hop, 666 i w ogóle. Bo hip hop ma niestety taki swój wizerunek w Polsce. Jest to smutne, gdyż wielu ludzi się właśnie dlatego zamknęło.

K.Cz.: W kilku wywiadach mówiłeś o pogarszającym się stanie polskiego hip-hopu. Uważasz, że łączenie hip-hopu z alternatywą, awangardą, może poprawić jakość tego gatunku?

L.U.C.: Myślę, że tak. Na pewno może wnieść jakąś nową energię. To też nie jest tak, że mówię: polski hip hop jest dobry/zły. Nie potrafię go odnieść do czeskiego, niemieckiego itd. Trudno mi powiedzieć, na ile nasz jest gorszy. Ja jestem perfekcjonistą i oczekuję za dużo. Dlatego nie mogę się wypowiadać w takich kwestiach. Chciałbym, żeby był zajebisty przekaz i metaforyczna treść, żeby to było dobrze technicznie zagrane i miało jeszcze świetną oprawę muzyczną. Po prostu oczekuję zbyt wiele. Staram się robić swoje. A w polskiej muzyce jest sporo kopii, wizerunek niektórych artystów został zdeptany, przez co oni sami cierpią. W jednym z wywiadów mówiłem, że hip hop nagle stał się modny, wszyscy go zaczęli eksplorować, powstało parę dziwnych kuriozów, które poszły do Radia Zet i zostały przedstawione milionom Polaków jako hip hop.

Némy: Muzyka awangardowa cały czas się rozwija. Myślę, że L.U.C. jest tutaj najlepszym przykładem na przecieranie wszystkich szlaków. Są różne poziomy rozwoju kultury hip-hopowej w Polsce. Na początku mieliśmy do czynienia z czymś całkiem świeżym, naturalnym. Teraz bardziej staramy się upodobnić do tego, co jest w Stanach. Kiedyś to była muzyka całkowicie polska. Teraz wszystko się miesza.

L.U.C.: Też nie do końca, stary. Z drugiej strony można powiedzieć, że właśnie nie było tak. Wszystko było kopiowane ze Stanów: teksty, podkłady itd. To nie było polskie.

Némy: No tak, ale jak mówisz o Liroyu, to jeszcze na przykład mieliśmy Wzgórze. To były dwie ekipy, które się przebijały. Potem to wszystko było już bardziej naturalne.

L.U.C.: Ludzie zaczęli szukać i docenili to.

K.Cz.: Odnoszę wrażenie na podstawie Twoich tekstów, że żyjesz w trochę innym świecie albo przynajmniej starasz się do niego dążyć. Mam rację?

L.U.C.: Właśnie tego nie wiem. Wydaje mi się, że jestem normalny. Moje myśli i sposoby postrzegania są zwyczajne. Później dziennikarze stwierdzili, że „on jest taki trochę dziwny, ma swój świat”. Może sam też trochę to wykreowałem poprzez nieustanne poszukiwanie. Chciałem zrobić coś inaczej. Byłem zmęczony normalnością i sztampą. Żyję w świecie marzeń, jestem perfekcjonistą. Kreuję sobie jakieś wizje, ale generalnie twardo stąpam po ziemi, zwłaszcza przez ostatni rok, który mnie ściągnął na dół. Ale faktycznie w drugiej części płyty tworzę świat, który nie do końca istnieje, ale który chciałbym, żeby był.

K.Cz.: Album Planet L.U.C. cieszy się uznaniem. Ty też jesteś w pełni usatysfakcjonowany czy może po około 3 miesiącach od premiery coś chciałbyś dodać , zmienić?

L.U.C.: Trudne pytanie. Chciałoby się powiedzieć: „Tak, jestem usatysfakcjonowany, wyluzowany”. Zrobiłem rzecz, która pochłonęła dużo pracy, czasu i pieniędzy. Cieszę się, wszystko wyszło fajnie. Najważniejsze jest to, że gram zaraz koncert. Jeśli przyjdą ludzie i będzie dużo energii, to będę usatysfakcjonowany. Na razie jestem zadowolony z recenzji. Dziennikarze wiedząc, że mam nieraz porąbane pomysły i robię dziwne, zakręcone rzeczy, poświęcają temu czas i piszą o tym. A swoją drogą, na pewno bym coś zmienił. Zawsze uważam, że ten tekst mógłby być doskonalszy, a tu się pomyliłem itd. Najlepszym przykładem jest jeden z moich wideoklipów. Bohater mówi do babci, która jest utożsamieniem Polski: „Wszystkiego najlepszego z okazji 1012 urodzin, Polonio”. Tu się właśnie pomyliłem, bo przecież chrzest Polski był w 966 roku, a nie w 996. Takich błędów jest mnóstwo. Jestem roztrzepany. A ludzie już piszą na necie: „O co mu chodziło? Może to jakieś ukryte przesłanie. Na pewno był jakiś powód. On jest przecież wykształcony”.

K.Cz.: Nie obawiasz się, że przez liczne nominacje do nagród takich, jak Fryderyki, Paszport Polityki Twoja muzyka będzie postrzegana w kategoriach komercji, a nie alternatywy?

Zgas: Z tymi nagrodami to jest tak, że należy je zauważać, ale nie można się nimi za bardzo przejmować. Tak jak patrzę z perspektywy czasu, jeżeli ktoś chce robić tę muzykę, to ją będzie robił. I koniec kropka. Niezależnie czy dadzą L.U.C.owi wreszcie tę nagrodę czy nie, czy będzie nominowany czy nie.

L.U.C.: Odpowiadając już bezpośrednio na pytanie: to, czy zdobędziemy nagrodę, nie jest ważne. Kiedy robimy coś z serca, ludzie to czują. Jeżeli zaczniemy robić sztampę i tworzyć pod publikę, to też to wyczują. W ogóle się tego nie boję. Wiem, że będę dalej robił swoje. Nawet gdybyśmy poszli trochę w komercję, to nie uważam, żeby to było coś złego. Komercja jest rzeczą faktycznie fatalną, jeżeli nie ma w niej prawdy. Znamy artystów, których postrzegamy w kategoriach komercji, ale są w tym prawdziwi i to jest zajebiste. Może jeszcze nie w Polsce, ale weźmy za przykład Radio Head. To właściwie komercyjna kapela, ale spójrzmy, jak gra i ile ma energii w sobie.

K.Cz.: Można powiedzieć, że jesteś już stałym bywalcem PPA. Jest jeszcze coś, co mogłoby Cię zaskoczyć podczas jubileuszowej edycji?

L.U.C.: To ja ją zaskoczę. Pracuję nad tym wydarzeniem, które ma otworzyć PPA. Czy ją zaskoczę, to się okaże. Na pewno zostałem zaskoczony tym festiwalem, kiedy przyjechałem do Wrocławia. Myślałem początkowo, że to jest przegląd czarnych koszul, którym śmierdzi spod pachy krzakiem i odorem wypoconym przy wznoszeniu się na najwyższe oktawy i harmonie muzyczne. Okazało się, że tam są fajni ludzie. Cały festiwal od trzech lat mnie wspiera. Mogę powiedzieć nawet więcej: to ta impreza była swego rodzaju kopem i dziś jestem w stanie robić muzykę. To ona dała mi szansę. Zrozumiałem, że warto spróbować. I myślę, że pomysł koncertu-wykładu na Wydziale Prawa w Auli Unii Europejskiej będzie ciekawą rzeczą.

Zgas: Na twoim rodzinnym wydziale.
L.U.C.: Tak, to tam gryzłem deski z bólu i cierpienia (śmiech).

K.Cz.: Nie jesteś trochę zawiedziony, że Paszport Polityki trafił jednak do Marii Peszek?

L.U.C.: Nie, nie jestem rozczarowany. Byłbym zawiedziony, gdybym dostał zimne pierogi.

K.Cz.: Twoje plany na przyszłość oprócz koncertu otwierającego PPA, bo o tym już wiemy.

L.U.C.: Wiesz, chciałbym Coli do tych pierogów za parę minut (śmiech). Potem chciałbym zagrać ten koncert, następnie otwarcie PPA. A najważniejsze dla mnie w tym roku jest zagranie wielu koncertów w całej Polsce. Wcześniej przyjęliśmy pewną formę i bardzo przykładaliśmy do niej wagę. Nie mogliśmy z niej zrezygnować, przez co nie graliśmy w innych miejscach. Chodziło przede wszystkim o koszty i możliwości techniczne. Ale tym razem zależy nam, by wysłać przekaz. Nieważne, czy to będzie ze smykami, światłami i całą oprawą czy zagramy w przejściu podziemnym. Chodzi o energię, przekaz. Ja się jaram tą płytą, bo ona ma przesłanie. Z takim hip hopem mieliśmy do czynienia na początku w Stanach. To było coś na kształt publicystyki. Muzyka zastępowała gazety. Na pewno będzie dużo koncertów. Mam sporo pomysłów, których nie chcę jeszcze zdradzać. Przyjdzie czas na to.

K.Cz.: Dzięki za wywiad.

L.U.C.: Dzięki!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: L.U.C.: "Żyję w świecie marzeń" - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto