Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Maj: Władze Wrocławia mają na sztandarach otwartość wobec głosu mieszkańców, ale w ich działaniach widzimy coś odwrotnego

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Dostrzegam u władz miasta pewien dualizm. Na sztandarach jest otwartość, słuchanie głosu mieszkańców, a widzimy coś odwrotnego w działaniach. W Internecie ludzie „zbanowani” przez prezydenta Jacka Sutryka zaczynają się zbierać w grupy. To przeczy głoszonym ideom - stwierdza Krzysztof Maj.
Dostrzegam u władz miasta pewien dualizm. Na sztandarach jest otwartość, słuchanie głosu mieszkańców, a widzimy coś odwrotnego w działaniach. W Internecie ludzie „zbanowani” przez prezydenta Jacka Sutryka zaczynają się zbierać w grupy. To przeczy głoszonym ideom - stwierdza Krzysztof Maj. Maciej Rajfur
Kto dzisiaj ma największe szanse w wyborach na prezydenta Wrocławia? "Bogdan Zdrojewski. Na razie nie słyszałem deklaracji startu Jacka Sutryka. Bezpartyjni Samorządowcy także mogą wygrać pod warunkiem, że wystawimy dobrego kandydata" - mówi Krzysztof Maj, członek Zarządu Województwa Dolnośląskiego z Bezpartyjnych Samorządowców.

Maciej Rajfur: Jakie są Pana najbliższe polityczne plany?

Krzysztof Maj: Chcę doprowadzić do finału założenia, których podjąłem się jako członek zarządu województwa; upowszechnić kulturę, rozwinąć turystykę. Muszę się także zaangażować w działania na styku Wrocławia i jego aglomeracji. Z poziomu województwa widać pewne napięcia. Chciałbym, żeby np. wrócił wspólny bilet kolejowy we Wrocławiu. Powinniśmy rozwijać transport kolejowy, w taki sposób jak rozwija go Poznań, Warszawa i Trójmiasto. Wrocław, jeśli chce być w awangardzie miast wojewódzkich, powinien rozwijać transport zbiorowy oparty nie tylko o swoje zasoby. Chodzi o współpracę miasta z gminami ościennymi i samorządem województwa. Pracowałem w strukturach miejskich, a teraz wojewódzkich. Wiem, gdzie pojawiają się napięcia. Chcę być łącznikiem w sytuacjach, gdzie brakuje porozumienia.

Jak wygląda relacja samorząd województwa – miasto Wrocław?

W obszarze kultury i turystyki nie widzę sytuacji spornych. Notabene trudność współpracy miasta Wrocławia nie dotyczy tylko relacji z województwem. Coraz więcej takich przestrzeni się otwiera i nie wiem, z czego to wynika. Być może z przeświadczenia, że wszystko można zrobić samemu, a to współpraca umożliwia rozwój. Początek tej kadencji był bardzo obiecujący. Synergia miasta i regionu działała. Ale potem się zepsuło i pojawiła się nerwowa sytuacja. To nie służy Wrocławiowi. Nawet jeśli miasto nie zgadza się politycznie z zarządem województwa, czy z rządem, to powinno tak prowadzić rozmowy, aby pewne inwestycje i środki płynęły do miasta. Samorząd to przede wszystkim współpraca bez względu na barwy polityczne. Tak widzę misję każdego samorządowca.

Mówi się o tym, że będzie Pan kandydował na prezydenta Wrocławia.

Też to słyszałem.

I jak to wygląda?

A kiedy będą wybory? Tego nawet jeszcze nie wiemy.

Nie będą aż tak odroczone, żeby o tym nie myśleć. Na pewno wybory się zbliżają wielkimi krokami.

Senat jeszcze się tym nie zajął. Ja wszystkie swoje działania odkrywałem wtedy, kiedy fakty i ramy były już ustalone. Dzisiaj gdybamy o tym, kto będzie kandydatem na prezydenta, nie wiedząc, jak będzie wyglądała sytuacja polityczna w naszym kraju. Ja jestem przeciwnikiem „majstrowania” przy wyborach i przesuwania terminu. Uważam, że ktoś, zmieniając strukturę wyborów, wiedział, że wybory parlamentarne i samorządowe się nałożą. Trzeba było wtedy to przewidzieć. Myślę, że za chwilę poznamy kalendarz wyborczy i wtedy zapadną decyzje o ewentualnym starcie.

Jak jest dla Bezpartyjnych Samorządowców? Które wybory uważacie za istotniejsze?

My dostrzegamy proces niszczenia samorządów przez kolejne rządy. Chcemy mieć mocny głos w sprawie naszych kompetencji. Jeśli stawia im się zadania, to powinny za tym iść pieniądze, ponieważ samorządy są dociskane kolejnymi obowiązkami bez środków finansowych. Dlatego głos Bezpartyjnych Samorządowców w jednych i drugich wyborach jest bardzo ważny. Ponad 70 procent wójtów i burmistrzów zostało wybranych z własnych komitetów. Nie są przedstawicielami partii, mają największe zaufanie mieszkańców, bo pracują najbliżej nich. Mają najlepszy mandat, by reprezentować społeczeństwo. Walczmy o samorząd, bo on jest najbliżej ludzi.

Myśli Pan, że Bezpartyjni Samorządowcy są w stanie sięgnąć po fotel prezydenta Wrocławia?

Oczywiście, że tak! Pod warunkiem, że wystawimy dobrego kandydata. Z tego, co wiem, obecny prezydent także jest bezpartyjny, aczkolwiek mocno popierany przez Platformę Obywatelską i nie tylko. To nie chodzi o szyld, ale o człowieka i jego charakter. Prezydent powinien przede wszystkim mieć konkretną wizję Wrocławia i nie tracić czasu na utarczki z innymi ludźmi.

Naprawdę sądzi Pan, że dla ludzi nie ma to znaczenia, czy kandydat reprezentuje PiS, PO, czy Bezpartyjnych?

Ma, ale z pewnością nie pierwszorzędne. Oczywiście obserwujemy duży front anty-PiS i pro-PiS. To trwa od lat. I jest to tym dwóm partiom na rękę. Ich liderzy robią wszystko by nie zaistniała żadna inna siła polityczna.

Oddałby Pan głos na kandydata z PiS-u, jeśli wiedziałby Pan, że to sensowny człowiek?

Pewnie. Tak samo, jak na kandydata z PO, jeśli wiedziałbym, że to odpowiedni człowiek. Samorząd weryfikuje człowieka, a nie partia czy szyld. Coraz bardziej krajowa polityka próbuje wejść w sejmiki wojewódzkie, ale Dolny Śląsk stał się przykładem, że nie zawsze tylko partyjni ludzie muszą zasiadać w ławach radnych.

Da się zatem złamać polską dwupartyjność?

Co jakiś czas pojawia się ku temu okazja. Od wielu lat działam w środowisku Bezpartyjnych Samorządowców z takim przekonaniem, że to się kiedyś uda.

Kto ma największe szanse dziś na wygranie wyborów na prezydenta Wrocławia?

Dzisiaj? Bogdan Zdrojewski. Na razie nie słyszałem deklaracji, żeby Jacek Sutryk wystartował w najbliższych wyborach. Jeśli to zrobi, podejmę się oceny tej kandydatury.

Jak Pan ocenia obecne zarządzanie Wrocławiem przez Jacka Sutryka i jego gabinet?

Dostrzegam u władz miasta pewien dualizm. Na sztandarach jest otwartość, słuchanie głosu mieszkańców, a widzimy coś odwrotnego w działaniach. W Internecie ludzie „zbanowani” przez prezydenta Jacka Sutryka zaczynają się zbierać w grupy. To przeczy głoszonym ideom. Dużym echem w Polsce odbiła się odzywka prezydenta wobec mężczyzny, którym opiekuje się MOPS. Myślę, że we Wrocławiu byliśmy trochę przyzwyczajani do mocnych komentarzy prezydenta Sutryka. Niech ludzie ocenią, czy są na miejscu. Mnie to zgrzyta. Do tego jeszcze niedawno wyszły niezręczności przy zakupie i sprzedaży nieruchomości prezydenta. Ja bym tak nie zrobił.

Jak się Panu pracuje w zarządzie województwa? To miejsce dla Pana?

Pomimo obaw związanych ze zmianą w pracy, bardzo szybko udało mi się złapać kontakt z zespołem, ale także z pozostałymi członkami zarządu, z marszałkiem na czele. Uważam, że w moim przypadku to była bardzo pozytywna zmiana.

Zajmuje się Pan kulturą z ramienia samorządu województwa. Jak pod tym względem wygląda Dolny Śląsk? Wcześniej był Pan m.in. menadżerem kultury, dyrektorem Strefy Kultury Wrocław. Pewnie stolica Dolnego Śląska odskakuje regionowi kulturalnie

Ja powtarzam, że Wrocław to też Dolny Śląsk. Często toczyłem dyskusje i spory z Rafałem Dutkiewiczem, który często mówił: „Wrocław i Dolny Śląsk”. Rozdzielał to. A ja wciąż uważam, że stolica jest częścią regionu. One muszą ze sobą współpracować. Wrocław jest dzisiaj miastem rozpoznawalnym w Europie. Nie porównuję kultury regionu do kultury Wrocławia. Przecież finalnie kilka instytucji dolnośląskich znajduje się we Wrocławiu, a dla odbiorcy nie ma znaczenia, kto zarządza kulturą. Czy Opera Wrocławska, zarządzana przez Urząd Marszałkowski, nie dodaje splendoru Wrocławiowi? Narodowe Forum Muzyki, współprowadzone przez ministerstwo, urząd marszałkowski i gminę Wrocław – czyją jest instytucją? Wszyscy działamy na rzecz dolnośląskiej kultury.

Sporo w swojej działalności mówi Pan o oddolnych inicjatywach.

Kiedy zacząłem pracę w urzędzie marszałkowskim, zwróciłem uwagę na to, że nie tylko instytucje są ważne, ale ogromny potencjał tkwi w mieszkańcach, organizacjach pozarządowych i aktywnych działaczach lokalnych. Staram się na nich kłaść duży akcent. A porównań w kulturze nie lubię. Przykładowo: kto jest lepszy: Wrocław, Wałbrzych, czy Legnica? Uważam, że kultura powinna być stałym elementem naszego życia i widzę, że to się powoli zmienia w myśleniu radnych województwa.

Ale siłą rzeczy jako odbiorcy myślimy w kategoriach: życie kulturalne we Wrocławiu jest takie, a życie kulturalne w Bolesławcu inne. Różnice widać gołym okiem.

Bolesławiec z otaczającymi miejscowościami ma 60 tysięcy mieszkańców, a Wrocław ma prawie milion. Siłą rzeczy ten potencjał jest inny. To bezdyskusyjne.

Czy chodzi zatem o wyrównywanie szans, rozprowadzanie kultury równomiernie terenowo?

Nie o to chodzi. Nie w każdej dzielnicy Wrocławia musi stać aquapark, a nie w każdym mieście ma działać filharmonia. Duże ośrodki miejskie gromadzą duże instytucje, ale odbywa się mnóstwo wydarzeń mniejszych, rozproszonych po wioskach i miasteczkach. Np. teatr Cinema w Piechowicach k. Jeleniej Góry albo stacja Wolimierz przyciągają ludzi także z Wrocławia.

Co w takich razie jest najpilniejszą potrzebą Dolnego Śląska z Pana perspektywy?

Trzeba przetrwać ten kryzys, głównie w branży turystycznej, który wciąż przed nami. Polska jest postrzegana przez turystów jako kraj graniczny z Ukrainą i wojną. Te obawy stały się widoczne. Rezerwacje pobytów zza granicy znacznie spadły, dlatego musimy stawiać na turystę wewnętrznego z Polski, ale również Dolnoślązaka. My jako region jesteśmy jak mały kraj – Litwa, czy Łotwa. Mamy potencjał, żeby np. mieszkańcy z Kłodzka pojechali nad stawy milickie albo w góry Izerskie i na odwrót. To pomoże przetrwać branży w całym województwie. Chodzi o synergię.

Jak Pan postrzega sytuację w Operze Wrocławskiej, finansowanej w budżetu województwa dolnośląskiego? Podoba się Panu system zarządzania przez Halinę Ołdakowską? Regionalna Komisja Orzekająca uznała, że złamała prawo przy podpisywaniu milionowych umów z tzw. "dyrektorami honorowymi" – Mariuszem Kwietniem i Bassem Akikim. Jaka będzie reakcja urzędu marszałkowskiego?

Czekamy na oficjalne stanowisko Regionalnej Izby Obrachunkowej, która, jak wiemy z doniesień medialnych, nałożyła karę nagany na panią dyrektor i będziemy stanowczo reagować oraz oczekiwać poprawy sytuacji. Jeśli ona nie nastąpi, będziemy rozmawiać zdecydowanie z panią dyrektor.

Co oznacza ta stanowcza reakcja? Czy pozycja dyrektor Ołdakowskiej jest zagrożona?
Wszystko odbędzie się w literze prawa. Czekamy na uzasadnienie z Regionalnej Izby Obrachunkowej i oficjalną informację. Od samego początku dyrektor Ołdakowska twierdzi, że nikt nie ma racji, że rzecznik dyscypliny finansów publicznych nie ma racji, teraz RIO nie ma racji… Być może jej pomysły na działalność artystyczną nie przystają do obecnych przepisów – jak ostatnio tłumaczyła – ale dyrektor publicznej instytucji, pracującej za publiczne pieniądze ma poruszać się w ramach prawa, które w Polsce obowiązuje. Czy ono uwiera, czy nie, to temat poboczny. Przepisy są przepisami.

Czy opera Pana zdaniem, jako doświadczonego menadżera kultury, funkcjonuje dobrze?

Ja, jako menadżer kultury, nie zaryzykowałbym wydania 3,8 miliona złotych więcej niż mam w budżecie tylko po to, żeby zrealizować ambicje artystyczne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto