Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Balawejder: Wrocławskie MPK stało się obiektem cyklicznych drwin i wyśmiewania. To efekt nagonki [NASZA ROZMOWA]

Maciej Rajfur
Maciej Rajfur
Krzysztof Balawejder nie ukrywa lojalności wobec Jacka Sutryka. Mówi także, iż szaliczek był taktycznym posunięciem odwrócenia uwagi, kiedy w MPK nie działo się dobrze.
Krzysztof Balawejder nie ukrywa lojalności wobec Jacka Sutryka. Mówi także, iż szaliczek był taktycznym posunięciem odwrócenia uwagi, kiedy w MPK nie działo się dobrze. Maciej Rajfur
Krzysztof Balawejder, prezes MPK Wrocław szczerze odpowiada na pytania, które zrodziły się w głowach wielu wrocławian. Czy szaliczek naprawdę jest potrzebny? Jak to jest z lojalnością wobec Jacka Sutryka? Dlaczego mieszkańcy wieszają psy na MPK?

Maciej Rajfur: "Czas odłożyć szaliczek do szafy i zająć się MPK na poważnie". Zna Pan te słowa?
Krzysztof Balawejder: Oczywiście, autorem jest radny Wrocławia Robert Grzechnik - fan betonu i hejter zielonych torowisk.

Są aktualne? Co Pan na to?
Szalik nie przeszkadza w zarządzaniu tak dużym organizmem jakim jest MPK. 3 tys. współpracowników, 0,5 miliarda budżetu. Wydaje mi się, że z powodzeniem prowadzę te spółkę od 3 lat.

To po co właściwie ten szalik, z którego stał się Pan znany?
Po pierwsze dlatego, że kochałem Danutę Szaflarską i Janusza Gajosa oraz ich film „Żółty szalik”. Po drugie, czy jest coś złego w byciu kolorowym? Żyjemy w czasach, w których warto się wyróżniać. Poza tym, trzy lata temu jako firma mieliśmy mało powodów do dumy. A prezes – kolorowy ptak, trochę ubarwiał tę szarą rzeczywistość. Brak zakupu nowego taboru i sto wykolejeń na koncie - trzeba było w jakimś sensie zainteresować mieszkańców i media innymi tematami. Teraz na szczęście jest inaczej, bo nie tylko liczba wykolejeń spada, ale i stale pozyskujemy nowe pojazdy. Zmieniamy się dla naszych pasażerów.

Taka zwinna taktyka?
Nie mnie oceniać czy zwinna. Wiem, że niektórym do gustu nie przypadła. Radni opozycji we Wrocławiu trzymają się tego tematu jak zdartej płyty, bo jest im wygodniej dyskutować o żółtym szaliku niż o istotnym spadku wykolejeń, 47 zmodernizowanych tramwajach, czy kilkudziesięciu nowych autobusach – to wydarzenia w MPK tylko z ostatnich miesięcy.

Wychodzi na to, że stał się Pan ofiarą własnego pomysłu. Szalik pomógł, jak nie było się czym pochwalić, a teraz trochę jak kula u nogi, żeby nie powiedzieć u szyi.
A czy ja według Pana wyglądam jak ofiara? (śmiech) Nie, na pewno nie czuję się jak ofiara. Ofiarami własnej niemocy są niektórzy radni, wpadając w spiralę krytyki MPK. A dzisiaj mieszkańcy widzą, że MPK zmienia się na lepsze. To są fakty. Każdy nowy niebieski tramwaj jest widoczny i głęboko wierzę, że wrocławianie to docenią. Szalik trafił do szafy, bo na dworze jest ciepło, ale zapewniam, że jesienią wróci.

Dlatego, że na jesień, zgodnie z powyższą taktyką, przewiduje Pan kryzys w MPK?
Nie przewiduję niczego takiego. Więcej - jestem pewien, że spadek wykolejeń to nie zjawisko okresowe, ale stały trend. A od tego jestem, żeby kryzysu nie było.

Prezes MPK to postać we Wrocławiu wzbudzająca u wielu kontrowersje. Niektórzy mówią: celebryta. Z czego to się bierze? W miastach generalnie prezesi transportu publicznego nie są aż tak rozpoznawalni. To świadome posunięcia?
Tak, i myślę, że to była mądrość etapu minionego. Teraz tej mojej aktywności z założenia ma być mniej. Wcześniej w MPK źle się działo, dlatego ściągałem na siebie hejt, który uderzał w spółkę. Uważałem i nadal jestem zdania, ze komunikacja miejska powinna mieć twarz. Twarz człowieka, który w zakresie swoich kompetencji za nią odpowiada. Nigdy nie byłem i nie będę człowiekiem, który chowa się za swoim biurkiem.

Normalnie bywa tak, że jak spółka ma sukcesy, to wtedy prezesa bardziej widać, a jak zdarza się dołek, on pokazuje się mniej.
Ja zrobiłem coś odwrotnego. Celowo.

Nie kryje Pan swojej lojalności wobec Jacka Sutryka. Mówi Pan o niej bez ogródek. Sporo ludzi to drażni. Czy to jest potrzebne?
Nie jestem od tego, żeby przejmować się tym, co drażni bliżej nieokreślonych ludzi. Widzę, jaki jest świat i co robią media, które kreują moją rzekomą kandydaturę na prezydenta Wrocławia. Próbują w ten sposób zaszkodzić mnie i Jackowi Sutrykowi.

Ale czy my musimy się regularnie dowiadywać, że jest Pan człowiekiem Jacka Sutryka? Dla mnie ważne jest to, żeby Pan dobrze realizował swoje zadanie w MPK.
Dlatego najczęściej mówię o pozytywnych zmianach, jakie wprowadzamy w MPK. O TORYwolucji, o nowym taborze, o inicjatywach społecznych. Poza tym, to, że głośno mówię o lojalności wobec prezydenta Wrocławia, nie czyni mojego zarządzania spółką gorszym. Po wtóre, to chyba jasne, że nie byłbym prezesem MPK, gdyby nie decyzja Jacka Sutryka i moje kompetencje. Niektórzy twierdzą, że miał w tym swoją rolę Kot Wrocek, ale to jasno dementuję (śmiech).

Jacek Sutryk, a potem kompetencje. Kolejność nieprzypadkowa?
Tak. Zakładam bowiem, że jest we Wrocławiu przynajmniej kilka równie kompetentnych osób do objęcia tego stanowiska. Ale w sytuacji zarządzania tak ważną spółką miejską, zaufanie osobiste nie jest bez znaczenia. Dlatego, żeby nie było żadnych wątpliwości, czasem warto coś powiedzieć wprost. A ponieważ ludzie dzisiaj czytają tylko nagłówki i tytuły, należy jasno i wyraźnie pewne rzeczy zaznaczać.

Popularność Panu służy?
Nigdy na dłuższą metę popularność nie służy. Trochę tęsknię za pewną anonimowością. Dzisiaj w czasach mediów społecznościowych pewne bariery nie istnieją. Wiele osób do mnie pisze np. przez Facebooka nawet późną nocą. I ma poczucie, że jesteśmy kolegami. Zatem taki stan rzeczy ma swoją cenę, ale idą za tym także plusy. Wiele drzwi jest dla mnie częściej i chętniej otwieranych, a wykorzystuję to po to, żeby pomagać innym, szczególnie naszym pracownikom. Najlepszą rzeczą, jaką w tej chwili mam, to możliwość pomocy ludziom. Taka jest też rola prezesa i kapitana drużyny.

Czyli był/jest Pan frontowcem Jacka Sutryka?
Nie chciałbym używać takiego określenia, ale mogę powiedzieć, że zostałem rzucony na jeden z najtrudniejszych odcinków, bo nie da się ukryć, że komunikacja publiczna to ważne i duże zadanie. 3 tysiące pracowników, 600 pojazdów przez całą dobę w mieście. Każdego dnia pokonujemy 120 tysięcy kilometrów. Nie ma takiej sytuacji, żeby się coś w ciągu doby nie zdarzyło. Na przestrzeni trzech lat był zaledwie jeden taki dzień, kiedy przez całą dobę nie wydarzyło się nic i raport dobowy był pusty.

A ile średnio wypadków zdarza się dziennie?
Kilkanaście. Ktoś upadł w autobusie, ktoś wjechał pod tramwaj, zdarzają się awarie, dochodzi do kolizji. Codziennie dostaję około 50 SMS-ów z raportami o tym, jak to funkcjonuje. Ale te rzeczy są naturalne. Tramwaje i autobusy się po prostu czasem psują, jak nasze sprzęty domowe.

Wydaje się, że wrocławskie MPK, mówiąc ogólnie, nie ma dobrej opinii.
Wrocław jest specyficznym środowiskiem. W każdym mieście dochodzi do wykolejeń i awarii tramwajów, ale to u nas komunikacja publiczna stała się obiektem cyklicznych drwin, kpin, wyśmiewania i ataków. Konsekwentnie zmieniamy ten wizerunek.

Zapewne nie dlatego, że było tego po prostu sporo?
Ok, nie byliśmy bez winy, ale mam poczucie, że część wrocławskiej społeczności, zwłaszcza przed pandemią, nas nie oszczędzała. Z różnych przyczyn – politycznych, społecznych. Widzimy to gołym okiem. Wiele spraw jest odbieranych zupełnie inaczej niż w innych częściach Polski. Przykład? Wprowadzenie buspasów. U nas mieliśmy wielotygodniową wojnę okraszoną hejtem. A w Poznaniu odbyła się kilkudniowa dyskusja o tym, czy to rozwiązanie jest sensowne.

Z czego wynikała taka różnica w odbiorze u wrocławian i poznaniaków?
Chociażby z dość konfrontacyjnej postawy ówczesnej Gazety Wrocławskiej, która jest silnym medium i wpływa mocno na opinię publiczną. A redakcja była wówczas złośliwie, krytycznie i nierzetelnie nastawiona do miasta oraz do jego przedstawicieli. Dotyczyło to także mnie. Niejednokrotnie przekraczano granicę dobrego smaku. Ta akcja powodowała pewną reakcję. Z wielką radością przyjąłem zmianę polityki redakcyjnej wraz ze zmianą właściciela.

Spodziewa się Pan teraz przychylności?
Spodziewam się konstruktywnej krytyki, która jest potrzebna. Nie boję się jej. W dużej organizacji automatycznie tworzy się coś w rodzaju bańki informacyjnej, pewnego dworu pochlebców i przeciwników. Jedni tylko chwalą. Inni tylko krytykują. Kontakt z dziennikarzami pozwala mi na zachowanie zdrowej równowagi. Dlatego na krytykę jestem otwarty, ale nie na chamstwo. A ono się niestety zdarzało.

Chce Pan powiedzieć, że to efekt wcześniejszej nagonki medialnej i zohydzania wrocławianom przez różnych ludzi komunikacji miejskiej?
Zdecydowanie tak. Mam poczucie, że teraz z tego wychodzimy. A mówiąc o mediach społecznościowych, było wiele przykładów komentarzy na różnych grupach i fanpejdżach, gdzie oczekiwano wręcz negatywnych zdarzeń. Wykorzystywano sytuacje tragiczne. Naśmiewano się z naszych kierowców. Jeden np. zasłabł, czy miał atak serca i pojawiały się komentarze typu: „Jeszcze jeden, jeszcze jeden!”. To wszystko nie buduje dobrej atmosfery. Przeciwko takim niegodnym postawom protestowałem i będę protestował. W jakim innym mieście coś takiego ma miejsce? W Katowicach zdarza się więcej wykolejeń niż we Wrocławiu i nie dochodzi do takiej nienawiści, obelg i hejtu.

Wydaje mi się, że Pana osoba – dość wyrazista w zachowaniu i ubiorze – też do tego prowokowała. Kiedy jesteśmy widoczni z jakiegoś powodu w mediach społecznościowych – naturalne, że narażamy się również na mało przyjemne opinie.
Rozumiem, ale mam poczucie, że życie jest jedno i można przez nie przejść po cichu i w spokoju. Wtedy czeka nas bezbarwność. A można pokonać trudności z otwartą przyłbicą. Wybieram to drugie.

Prezes MPK musi koniecznie być barwny?
Nie musi. Ale może. Teraz, tak jak już powiedziałem, będę trochę z boku. Więcej będziemy rozmawiać nie o mnie, lecz o tym, czym jako spółka możemy się chwalić. Nie chodzi mi o żadną osobistą popularność. Nie mam żadnych planów politycznych, nigdzie nie będę kandydował, nie mam zamiaru zostać żadnym influencerem, czy blogerem.

Określenie, że tramwaje się „wywrocławiają” przejdzie? Czy to już za duża kpina?
„Wywrocławianie” przyjmuję z dużym uśmiechem. Wierzę, że to zamieni się niedługo w sympatyczny archaizm językowy, bo za rok czy dwa nikt nie będzie pamiętał, czym są wykolejenia we Wrocławiu.

Mówił Pan o hejcie na MPK, a jak na Pana reagują wrocławianie? Więcej przyjemnych czy nieprzyjemnych sytuacji?
Więcej reakcji jest pozytywnych. Internet jest pewną bańką, gdzie mamy do czynienia z aktywnym, ale dość wąskim gronem ludzi. Natomiast chodzę po ulicach, jeżdżę tramwajem i spotykam się z uprzejmymi gestami. Doświadczony Facebookiem i hejtem, kiedy widzę, że ktoś obcy do mnie podchodzi, to mam małą obawę, co do mnie powie. Ale jeszcze mi się nic złego nie przydarzyło. Wiele reakcji uczy mnie dystansu do siebie. Ostatnio na skrzyżowaniu w sobotę wieczorem ktoś krzyczy do mnie: „Gruby!”. Już człowiek się napina na takie hasło, ale potem słyszę: „Szacun!”.

Czy bilety MPK we Wrocławiu są drogie?
To pojęcie względne. Ktoś powie drogie, a ktoś niedrogie. Przejazd pojedynczego pasażera kosztuje ok. 13 złotych. Każdy z pasażerów dokłada się - umownie – kwotą ok 5 złotych, czyli daje jedną trzecią wartości. Nie ma darmowej komunikacji. Ktoś zawsze za to musi zapłacić. Pytanie, jaki jest procent udziału mieszkańca, a jaki procent pokrywany jest z budżetu miasta.

A budżet tworzą pieniądze mieszkańców, płacąc podatki. Czyli za całą komunikację płacą po prostu wrocławianie.
Dlatego jestem zwolennikiem, by bilety okresowe były na niższym poziomie, a jednorazowe powinny być droższe. Bo kto kupuje te drugie? W dużej mierze turyści. Zwłaszcza w takim mieście jak Wrocław. Dlaczego ja jako podatnik wrocławski mam dopłacać do kogoś, kto jest tu przejazdem?

A nie zakłada Pan, że wrocławianie też kupują jednorazowe bilety?
Musimy zrobić wszystko, żeby jak najwięcej wrocławian kupowało bilety okresowe. Stąd ubiegłoroczna podwyżka cen biletów jednorazowych przy zachowywaniu wysokości cen biletów okresowych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto