Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze. |
Ten festiwal był dla mnie rzeczą wyjątkową. Mimo że w tym temacie orientuję się nie najgorzej, to jednak było parę występów, które kompletnie mnie zaskoczyły i pozwoliły "poszerzyć" moje obszary muzyczne. Cieszy mnie to, że mimo natłoku muzyki ludzie potrafią jeszcze świadomie dokonywać wyborów i nie poddają się zalewowi multimedialno - dźwiękowej papki.
Jesse Cook, który w niedzielny wieczór obdarował nas swoją muzyką, jest Kanadyjczykiem urodzonym w Paryżu, grającym flamenco i nie tylko. To właśnie w południowej Francji przyszły gitarzysta zetknął się z kulturą i muzyką cygańską, która również wyczuwalna jest w jego kompozycjach. Tego wieczoru artysta wystąpił z czterema muzykami.
Miałem pewne obawy co do tego koncertu. Myślałem, że zaprezentowany przez zespół repertuar będzie za bardzo "cukierkowy". Na szczęście było inaczej. To, co charakteryzowało ten występ, to spójność i wysoki poziom artystyczny. Pozytywny klimat, jaki wytworzyli dla nas muzycy, rozchmurzył całkowicie mój nie do końca pogodny nastrój. Poza gitarą mogliśmy jeszcze rozkoszować się brzmieniem akordeonu, skrzypiec, instrumentów perkusyjnych i basu. To było smaczne i umiejętne połączenie wielu muzycznych stylów.
Dla samego Cooka był to wieczór wyjątkowy. To właśnie w niedzielę, 28 listopada muzyk obchodził swoje urodziny. Pod koniec koncertu zaprosił całą widownię do aktywnego udziału w występie. Publiczności nie trzeba było długo namawiać. Wszyscy bez wyjątku wstali ze swoich foteli i oddali się bezgraniczne jego muzyce. Tuż przed bisem artysta dostał od wszystkich zgromadzonych urodzinowy prezent, który miał jak najbardziej muzyczną formę. Cała sala zaśpiewała "Sto lat".
Wracając do domu przelatywały mi przed oczami wszystkie koncerty Wrocławskiego Festiwalu Gitarowego, w których dane mi było uczestniczyć. Były wśród tych występów momenty mocniejsze i słabsze. Cały festiwal jednak uważam za bardzo udany. To było wspaniałe, muzyczne święto. Następna edycja dopiero za rok, ale nie ma się co smucić, jestem pewien, że Wrocław wypełni te dwanaście miesięcy przeróżnymi muzycznym atrakcjami, w których każdy znajdzie coś dla siebie.
Czytaj też:
- Powiew Andaluzji we wrocławskim Imparcie
- Lorenzo Micheli w Starej Giełdzie
- Muzyka w samym sercu Wrocławia
- Muzyczny mix na Wrocławskim Festiwalu Gitarowym
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?