Klienci cieszą się z taniego drobiu, a hodowcy mówią o katastrofie

Płaczą przez kurczaki

W naszym regionie nie ma dużych zakładów i trzeba wysyłać kurczaki na Opolszczyznę lub do Wielkopolski. Kiedy wybuchła afera z ptasią grypą i część klientów przestała kupować drób, tamtejsze przetwórnie łagodniej potraktowały miejscowych dostawców.
– Klienci wystraszyli się czarnej propagandy i od paru miesięcy mniej kupują. Spadek sprzedaży detalicznej od września szacujemy na 10-20 proc. Straty sięgają w skali kraju 760 milionów złotych – twierdzi Andrzej Danielak, szef dolnośląskiego stowarzyszenia drobiarzy.
Aby zachęcić ludzi do kupowania kurczaków, branża zdecydowała się na obniżenie cen. To dało pewien efekt, bo znów więcej klientów wybiera mięso drobiowe. Cały czas nasi hodowcy muszą jednak rywalizować z tańszymi dostawcami z zagranicy. Na unijnym rynku furorę robi tanie mięso z Brazylii, gdzie koszty produkcji są dużo niższe ze względów klimatycznych.
Sukcesem okazało się natomiast powstrzymanie dostaw żywego drobiu z Holandii do Polski. Wykorzystaliśmy przy tym przepisy, nakazujące robienie przerw na pojenie i karmienie podczas długotrwałego, przekraczającego 12 godzin, transportu zwierząt. I proceder stał się nieopłacalny.
– Sytuacja nie jest jednak dobra, bo mamy w kraju za dużo ferm. Co najmniej o jedną piątą – szacuje Andrzej Danielak. Dlatego proponuje, by wszyscy drobiarze solidarnie zmniejszyli hodowle, stworzyli bazę danych pozwalającą planować rozwój i złożyli się na kampanię zachęcającą do jedzenia kurczaków.
A co zrobić z dużymi zapasami mięsa? Można by bezpłatnie przekazać je do banków żywności lub wyekspediować za granicę, do biednych krajów Trzeciego Świata. O tym, jak Unia może pomóc drobiarzom, zdecyduje 25 kwietnia Parlament Europejski w Strasburgu.