Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kazali jej rozebrać się i kucnąć, jakby przemycała narkotyki. Wrocławski sąd przyznał jej zadośćuczynienie za działania policji

Nadia Szagdaj
Nadia Szagdaj
Sąd uznał, że pani Anna dostanie zadośćuczynienie za działania policji.
Sąd uznał, że pani Anna dostanie zadośćuczynienie za działania policji. Nadia Szagdaj / Polska Press
W środę (26 października) w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu zapadł wyrok w sprawie Anny Ekert-Tyszewicz, kobiety, która dwa lata temu została zatrzymana przez policję po marszu niepodległości we Wrocławiu. Kobiecie, która pracowała wówczas w szkole, policja zarzuciła udział w nielegalnym zgromadzeniu. Po czasie sądownie chciano odebrać jej także prawa rodzicielskie. Dziś sąd uznał, że dostanie zadośćuczynienie za działania policji. O szczegółach przeczytacie poniżej.

Przypomnijmy, że do zatrzymania Anny Ekert-Tyszewicz doszło 14 listopada 2019 roku, w tym samym dniu została zwolniona. Kobieta idąca na końcu pochodu miała nie usłyszeć informacji o rozwiązaniu marszu niepodległości (zwanego we Wrocławiu Marszem Polaków), na którego czole trwała rozróba. Jak sama podkreśla, ona i jej rodzina w marszu uczestniczyli pokojowo.

Pani Anna, pracująca wówczas w szkole jako księgowa, została wyprowadzona przez policję z miejsca pracy. Dodatkowo, gdy już zabrano ją na komisariat, poddano ją rewizji osobistej - kazano jej się rozebrać do naga i ukucnąć.

- Po czasie, za sprawą pisma z policji, z urzędu zostało wszczęte przeciwko nam postępowanie o ograniczenie - jako rodzicom - praw do naszego syna - relacjonuje pani Anna.

Kobieta nie została wezwana na komisariat celem złożenia zeznań. Policjanci znali jej adres zamieszkania, ale postanowili zatrzymać ją w miejscu pracy na oczach współpracowników i małoletnich uczniów.

- To był dopiero początek - przekonywał w mowie końcowej jej obrońca. - Potem policja postanowiła wysłać do sądu rodzinnego pismo, w którym sugerowano, że dziecko jest przez panią Annę źle wychowywane. W miejscu jej zamieszkania pojawiły się pracownicy socjalni, którzy robili z sąsiadami wywiady odnośnie rodziny pani Anny. Pracodawca zmienił grafik godzin jej pracy, przez co po czasie musiała się zwolnić, a w rezultacie, czując się szykanowana i napiętnowana, opuścić Wrocław i wyjechać do Warszawy.

Pani Anna nigdy nie była karana, tak samo zresztą, jak jej partner Krzysztof, ojciec dziecka. Oboje pracują. Oboje biorą udział w marszach organizowanych na 11 listopada.

- Na takich pochodach są akty wandalizmu, których nie popieramy - zapewnia pani Anna. Zapytana, dlaczego jej partner i syn znajdowali się na czole marszu, co miało być powodem ich zatrzymania, odpowiada: - Mój partner poszedł zapytać policję dlaczego nie możemy iść dalej. I w tym momencie funkcjonariusz zaczął go szarpać.

Anna Ekert-Tyszewicz dość późno złożyła zażalenie na działania policji. 4 kwietnia 2022 sąd przychylił się do niego i zasądził na rzecz wnioskodawczyni 7 tysięcy złotych zadośćuczynienia, krytycznie oceniając działania mundurowych i prokuratury z roku 2019. Policja odwołała się jednak od wyroku w maju br., sugerując, że sprawa jest przedawniona.

Prokurator pokreślił, że popiera apelację policji, bo sprawa faktycznie przedawniła się o półtora roku.

- Z zarzutami wobec policji nie można się nie zgodzić - przyznał w mowie końcowej prokurator. - To odszkodowanie należy się wnioskodawczyni. Jako prokurator, czyli osoba, która stoi na straży prawa, uważam jednak, że nie ma uzasadnienia dla którego profesjonalny pełnomocnik złożył wniosek o odszkodowanie półtora roku po umorzeniu dochodzenia. Z przykrością stwierdzam, że ta apelacja jest słuszna, a sprawa uległa przedawnieniu.

Anna Ekert-Tyszewicz w środę (26 października) składała w sądzie wyjaśnienia. Odniosła się do kwestii przedawnienia, uzasadniając, dlaczego tak późno złożyła zażalenie.

- Zwlekałam bo oprócz sprawy karnej toczyło się wobec mnie i mojego partnera postępowanie rodzinne o ograniczenie nam praw do wychowywania dziecka. Z tego wszystkiego co zaszło otrząsnęłam się dopiero w styczniu 2021 r. kiedy sprawę wobec mnie i partnera oddalono - tłumaczyła.

26 października 2022 r. w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu zapadł wyrok, w którym sędzia Maciej Skórniak utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji.

- Prokuratura podniosła dziś ważną kwestię. W naszej ocenie termin faktycznie został przedawniony. Sąd podziela jednak argumenty, że tego terminu nie trzeba zachowywać ze względu na okoliczności sprawy. Ocena zarzutów przedawnienia została dokonana w kontekście zasad życia społecznego. Te argumenty pozostają zasadnicze. Pani nienadmiernie uchybiła terminowi i do tego czuła się szykanowana - mówił w uzasadnieniu sędzia Maciej Skórniak.

- Sąd bardzo życzliwie podszedł do kwestii formalnych, czyli do przekroczenia terminu - ocenia wyrok prokurator Waldemar Kawalec. - Niemniej, drastyczne okoliczności zatrzymania, uznane za nieprawidłowe, i zasady życia społecznego wskazują na to, żeby to odszkodowanie zasądzić - mówi.

Choć początkowo Anna Ekert-Tyszewicz zawnioskowała o 30 tysięcy złotych, które chciała przeznaczyć na rzecz stowarzyszenia Solidarność Walcząca, ostatecznie otrzymała 7 tysięcy złotych, jako zadośćuczynienie dla niej samej.

- Mnie nie chodziło o pieniądze, tylko o mój honor - podsumowuje dzisiejszą, prawomocną decyzję sądu. - Kwotę, którą otrzymałam i tak chcę przeznaczyć na SW.

Na sali sądowej nie pojawili się przedstawiciele policji.

- Nikt od nich mnie za to wszystko nie przeprosił. A ktoś powinien - mówi pani Anna.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co włożyć, a czego unikać w koszyku wielkanocnym?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto