Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jeszcze sobie pogadamy

Mariola Szczyrba
Mała Kasia Dunin z serialu „Samo życie” nie słyszy od urodzenia, podobnie jak dwuletnia Irmina z Wrocławia i setki  dzieci z całej Polski. „Pomóż Kasi słyszeć” – przekonują nas od miesiąca aktorzy telenoweli.  fot. Bartosz Sadowski
Mała Kasia Dunin z serialu „Samo życie” nie słyszy od urodzenia, podobnie jak dwuletnia Irmina z Wrocławia i setki dzieci z całej Polski. „Pomóż Kasi słyszeć” – przekonują nas od miesiąca aktorzy telenoweli. fot. Bartosz Sadowski
Mała Kasia Dunin z serialu „Samo życie" żyje w swoim świecie. Nie słyszy od urodzenia, podobnie jak dwuletnia Irmina z Wrocławia i setki innych dzieci z całej Polski „Pomóż Kasi słyszeć" – przekonują ...

Mała Kasia Dunin z serialu „Samo życie" żyje w swoim świecie. Nie słyszy od urodzenia, podobnie jak dwuletnia Irmina z Wrocławia i setki innych dzieci z całej Polski
„Pomóż Kasi słyszeć" – przekonują nas od miesiąca aktorzy telenoweli.

Samo życie
Serialowa Kasia przyszła na świat w styczniu 2002 r. Duninom, bohaterom telenoweli, urodziła się córeczka. Miała zaledwie cztery miesiące, ale w serialu – jak prawdziwa aktorka – udawała półrocznego niemowlaka.
Jak trafiła na plan? – To był przypadek – opowiada Katarzyna Sałgut, mama Julki. Razem z dwójką swoich dzieci – Julią i czteroletnim Patrykiem znalazła się na krawędzi. Była w trudnej sytuacji finansowej, mieszkała w Domu Samotnej Matki. - I wtedy ktoś podał mi rękę, zaproponował córeczce rolę w serialu i dzięki temu stanęliśmy na nogi – opowiada pani Kasia.
Julka rosła na planie telenoweli. Najpierw przeważnie spała. Teraz, po dwóch latach jest jednym z najbardziej aktywnych członków ekipy. - Nawet chodzik przyklejamy jej do podłogi, żeby można było zrobić ujęcie – śmieje się mama małej aktorki.
Nawet nie przypuszczała, jak bardzo „Samo życie" zmieni jej własne życie. Początkowo wydawało jej się, że Julia dobrze się rozwija. Z czasem dziewczynka zaczęła być niespokojna, nie reagowała na dźwięki, głośno krzyczała. Przeszła specjalistyczne badania. Diagnoza była okrutna – dziecko cierpi na niedorozwój wzrokowo-słuchowy. W 90 procentach nie słyszy. I nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek będzie to możliwe. Szansą dla dziecka jest operacja wszczepienia implantu ślimakowego. Trzeba ją jednak zrobić najpóźniej do trzeciego roku życia. Tylko wtedy przyniesie zamierzony skutek.
Julka dostała 417. numerek w kolejce po słuch. Na operację refundowaną z Ministerstwa Zdrowia miała czekać nawet osiem lat.
– Wtedy to brzmiało jak wyrok – przyznaje Katarzyna Sałgut. – Słuch mojego dziecka wyceniono na co najmniej 80 tys. zł. Wiedziałam, że nigdy nie zdobędę tych pieniędzy.

Może nam zaśpiewa
Myliła się. Z pomocą przyszła Elżbieta Jędrzejewska, czyli dziennikarka Edyta z „Samego życia".
- Zaciekawiło mnie, dlaczego mała nosi na planie aparat słuchowy – opowiada aktorka. – Kiedy dowiedziałam się, że jest głucha jak pień i prawdopodobnie zostanie tak do końca jej życia, ścisnęło mi się serce. Sama jestem samotną matką i nie wiem, jakbym sobie poradziła z takim ciężarem.
Elżbieta Jędrzejewska nie poprzestała tylko na współczuciu. Sama zaczęła zbierać pieniądze na pomoc dla serialowej Kasi. Wsparcie dostała od zespołu DeMono. Jeden z muzyków, Piotr Kubiaczyk wpadł na pomysł, żeby akcję na rzecz Julki wprowadzić do scenariusza serialu. I tak prawdziwe życie wkroczyło do „Samego życia".
Wkrótce w jednym z odcinków pojawiła się grupa DeMono, która miała zagrać charytatywny koncert na rzecz dziecka. W gazecie „Samo życie", o której opowiada serial, akcją zajmuje się dziennikarka Edyta, czyli właśnie Elżbieta Jędrzejewska. Pieniądze dla niesłyszących dzieci zaczęła również zbierać fundacja Polsatu.
- I wszystko wskazuje na to, że nam się udało – cieszy się Aneta Todorczuk-Perchuć, czyli Agnieszka Dunin, serialowa mama Kasi. – Być może z małej Julki wyrośnie nam jeszcze piękna, utalentowana aktorka. Chciałabym to zobaczyć. Ale przede wszystkim - usłyszeć.

Inne światy

Dwuletnia Irminka zna Mozarta jak mało kto. Była maleńka, kiedy mama puszczała jej nagrania kompozytora na cały regulator, przykładając uszko do głośnika. Agnieszka Kotusz miała nadzieję, że córka coś w końcu usłyszy. Gorzej mieli sąsiedzi, bo Mozart hulał sobie po całym bloku.
Dziś dwuletnia Irminka jest gadułą. Ma własny, hermetyczny język, który nie każdy potrafi zrozumieć. - Proche – uśmiecha się do mnie, podając czekoladkę. Mówi "chacha" zamiast "tata" i bacha zamiast "baba". Jest radosnym, mądrym dzieckiem. O tym, że nie słyszy, jej rodzice dowiedzieli się dzień po porodzie. Mieli szczęście, bo w szpitalu był akurat aparat do badania tzw. otoemisji, podarowany przez Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. - Diagnoza lekarzy nas poraziła – przyznaje Jan Kotusz. - Bałem się, że córka nigdy nie zrozumie naszego świata.
Rodzice zaczęli szukać pomocy u specjalistów. Pierwszy z nich popełnił błąd – stwierdził, że dziecko nie słyszy tylko na jedno ucho. Przez to Irmina straciła dwa bardzo ważne miesiące rehabilitacji. Później inny lekarz orzekł, że dziecko ma czwarty, najwyższy stopień niesłyszenia. Jest jednak dla niego szansa – implant ślimakowy. Na operację trzeba będzie poczekać nawet trzy lata.
Dziewczynka miała pięć miesięcy, kiedy trafiła na rehabilitację do ośrodka Orator, prowadzonego przez Stowarzyszenie Rodziców i Przyjaciół Dzieci z Wadą Słuchu we Wrocławiu. - Pracujemy nawet z trzymiesięcznymi niemowlakami. Dzieci muszą być przygotowane do operacji, ale głównie skupiamy się na rehabilitacji rodziców – mówi Lidia Lempart, szefowa ośrodka. Jej zdaniem to właśnie na rodzicach spoczywa odpowiedzialność za powodzenie zabiegu. - "Ślimak" to cudowne urządzenie, ale bez wieloletnich, katorżniczych ćwiczeń i starań rodziców, będą to pieniądze wyrzucone w błoto. Widziałam już wiele zaimplantowanych dzieci, które nie mówiły. Ale znam też takie, które wkrótce pójdą na studia – dodaje.
Irminka codziennie odrabia swoje lekcje. Na początku rodzice grali jej na dzwoneczkach, potem doszedł jeszcze flet. Poza tym cały czas ktoś z nią rozmawia. - To jest walka o każde słowo – mówi Dorota Kotusz, babcia dziewczynki.
Lidia Lempart stosuje w Oratorze metodę audytywno-werbalną. - Bez migania – tłumaczy. - Dzieci powinny mówić językiem rodziców, oczywiście jeśli jest to możliwe.
Szefową ośrodka najbardziej boli znieczulica polityków, którzy mówią jej, że "z głuchotą można żyć". Nie rozumie też rodziców, którzy oddają swoje niesłyszące dzieci do szkół specjalnych z internatami. - To zezwierzęcenie – mówi wprost. - Taki maluch może zrobić postępy tylko pod opieką kochających rodziców.
Irmina dostała swoją szansę. Być może jeszcze w tym roku przejdzie operację w jednym z trzech ośrodków leczenia słuchu w kraju. - Implant to jeszcze nie sukces – tłumaczy jej tata. - Czeka nas długa droga. Mam nadzieję, że kiedyś sobie pogadamy.

*Ślimaczek
Tzw. implant ślimakowy to elektroniczne urządzenie zastępujące czynność ucha wewnętrznego. Część wszczepialna jest wielkości ok. 15 na 20 milimetrów. Od niej odchodzą specjalne elektrody grubości włosa. Całość mieści się w specjalnym wyżłobieniu w kości i przykryta jest skórą za uchem. Część zewnętrzna ma wielkość tradycyjnego aparatu słuchowego. "Ślimak" łączy w sobie metody leczenia chirurgicznego i rehabilitacji. "Przywrócenie słuchu dwuletniemu dziecku daje niemal stuprocentową pewność jego powrotu do pełnej sprawności już po upływie 12 miesięcy" – twierdzi prof. Hentryk Skarżyński z Międzynarodowego Centrum Słuchu i Mowy w Kajetanach pod Warszawą.

Pomóż dzieciom
Numer konta, na które można wpłacać pieniądze:

97 1680 1248 0000 3000 1041 3102 z dopiskiem "Julka Sałgut".

od 12 lat
Wideo

Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto