MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jestem wyrobnikiem

Michał Raińczuk
Fot. M. Kołodzińska
Fot. M. Kołodzińska
Jan Jakub Kolski jest trudnym rozmówcą, ale i jego ostatnie dzieło do łatwych nie należy. Kolski zrobił film inny od poprzednich. „Pornografia” jest ciężka, przygnębiająca, a jej tematem jest zło drzemiące w ...

Jan Jakub Kolski jest trudnym rozmówcą, ale i jego ostatnie dzieło do łatwych nie należy. Kolski zrobił film inny od poprzednich. „Pornografia” jest ciężka, przygnębiająca, a jej tematem jest zło drzemiące w człowieku.

- Taka jest literacka podstawa filmu. Smolista, gęsta od mrocznych emocji – mówi Kolski. - Może to truizm, ale w każdym z nas jest trochę tej ciemnej strony. Trzeba tylko odpowiednich okoliczności, żeby się ujawniła. Taką okolicznością była właśnie praca przy „Pornografii”.

Reżyser przyznaje, że praca ta do łatwych nie należała. Dość powiedzieć, że przez „Pornografię” bał się utracić przyjaciela, aktora Krzyszofa Majchrzaka. Na szczęście dla obu panów tak się nie stało, ale niewiele brakowało, by przez konflikty na planie, powiedzieli sobie „dość”.

- Tęsknię już do następnego filmu, który zaiskrzy światłem. Robienie „Pornografii” odbywało się dużym kosztem - kosztem ludzkim – opowiada Kolski.

Zmienił się również świat jego filmów. Wprawdzie wieś nadal jest obecna na ekranie, ale tym razem daleko jej do sielankowości. Została zatruta przez ludzi z miasta.

- To ciekawa wieś, właściwie majątek ziemski. Trafiają do niego dwaj inteligenci Witold, alter ego samego Gombrowicza, i Fryderyk, o którym niewiele wiadomo. Mój film mówi o nim trochę więcej, bo kino rządzi się innymi prawami, niż powieść. Bohater nie może być kimś znikąd. Musi przyjść skądś i w jakiejś sprawie. Musi działać – przekonuje reżyser.

Kolski oburza się, kiedy zapytać go o „większość” aktorów, którzy zazwyczaj grają w jego filmach.

- Jaka większość?! Frycz grał? Nie. Globisz? Też nie. Baniowska? Również. To samo z Grzesiem Damięckim i Ireną Laskowską. Wcześniej grali tylko Majchrzak, Grażyna Błęcka-Kolska i Adaś Ferency. To ma być większość?! - krzyczy. Uspokaja się dopiero poproszony o wymienienie plusów i minusów pracowania ze znaną sobie, również prywatnie, „mniejszością”. - Plusem jest to, że dochodzi do takiego etapu w pracy z aktorem, kiedy rozpoznaje się go jako człowieka prywatnego. Ta wiedza jest konieczna do znalezienia języka rozmowy zawodowej, wytworzenia swoistej chemii duchowej. Niedogodnością jest zagrożenie rutyną. Ale przed tą, przy dobrym wyczuciu, można się uchronić.
W dzisiejszym kinie widza zazwyczaj bombarduje się dźwiękiem. Tymczasem Kolski, jak mało kto, lubi i potrafi grać ciszą.

- Bo cisza jest przepiękną muzyką. Zaniechaną i zapomnianą. W ciszy słychać szept, a szeptem da się powiedzieć sprawy najważniejsze – tłumaczy. Zaraz jednak dodaje: - Ale niech się pan nie da zwieść pozorom. W tej ciszy jest miejsce i na maleńkiego szczekającego psa, i na gwizd pociągu, i na szum topól. Nie ma tak naprawdę momentu, w którym panowałaby całkowita cisza.

Twórca „Jańcia Wodnika” wciąż powtarza, że w Polsce zrobić film jest niezmiernie trudno. Potrzeba do niego pieniędzy, a te piechotą nie chodzą. Wydaje się, że akurat on nie powinien mieć z tym problemów, ale to tylko pozory.
- Biznesmenem nie byłem, nie jestem i nigdy nie będę, choćby z tego powodu, że biznesmen musi mieć kapitał. Artystą się tylko bywa. Ja jestem wyrobnikiem filmu. Rzemieślnikiem, który przyzwoicie zna swoje rzemiosło. Do tego stopnia, że doceniają je nawet w Ameryce. Od czasu do czasu, jak dobrze się modlę na planie, mogę przez chwilę być artystą – uśmiecha się Kolski.

Nie uważa, że jest mu łatwo. W ciągu sześciu lat zrobił dwa filmy. To mało?

- Gdybym tworzył w innym kraju, z moim talentem i pracowitością co roku robiłbym film – przekonuje.
Swoim młodszym kolegom po fachu, pozbawionym jeszcze magii nazwiska, radzi, by przekonali odpowiednie osoby do swojego pomysłu na mały-wielki film. Nie ma jednak złudzeń i mówi wprost – w Polsce nikt nie zaryzykuje postawienia dużych pieniędzy na nikomu nieznanego twórcę.

- To oczywiste, najpierw trzeba pokazać, co się potrafi. W naszym kraju jest szereg producentów. Małych, średnich, dużych... Bardzo dużych już nie ma. Był tylko jeden... - kończy, a wszyscy wiedzą o kim mowa. Jako najważniejszy atut filmowca uważa buty z dobrą zelówką.

- Talent jest dopiero na drugim miejscu. Najpierw trzeba „wychodzić” pieniądze na odpowiednich korytarzach. Ja przy swoim dziesiątym filmie miałem to samo. Jedyna różnica, między mną a młodymi, polega na tym, że mi łatwiej jest się umówić na spotkanie...

Jan Jakub Kolski

Urodził się w 1956 roku we Wrocławiu. Jest scenarzystą, reżyserem, operatorem filmowym i pisarzem. Nakręcił 10 filmów fabularnych, m.in. „Pogrzeb kartofla”, „Jańcia Wodnika”, „Cudowne miejsce” i „Historię kina w Popielawach”. Niedawno na ekrany kin weszło jego najnowsze dzieło – adaptacja gombrowiczowskiej „Pornografii”.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Rusza 61. Festiwal w Opolu. Znamy szczegóły

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto