MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jazz zamiast tortu

Marek Zoellner
WROCŁAW - W 1903 r. pogrążona w smutku amerykańska więźniarka po raz pierwszy nazwała swoją równie smutną balladę – blues. Od tego czasu minęło już sto lat – tak Zdzisław Smektała rozpoczął VI Blues ...

WROCŁAW

- W 1903 r. pogrążona w smutku amerykańska więźniarka po raz pierwszy nazwała swoją równie smutną balladę – blues. Od tego czasu minęło już sto lat – tak Zdzisław Smektała rozpoczął VI Blues Brothers Day. A zamiast urodzinowego tortu był jazzowy Tomasz Stańko.

Jeszcze przed godziną 19.00 przed Teatr Polski zajechał kordon lśniących motocykli. Zagrała też orkiestra wojskowa. Gdy po kilkunastu minutach widownia wypełniła się po brzegi, zaczął się show.
Ciemne okulary, kapelusze, czarne garnitury – na scenie szalała 11-osobowa Afera z Jasła, która natychmiast porwała publikę. Gdy zagrali energetyczne „I feel good” z repertuaru Jamesa Browna nawet wiceprezydent Wrocławia Sławomir Najnigier z trudem siedział w fotelu, to wystukując rytm nogą, to pstrykając palcami.

- No i okazuje się, że afera może być dobra – żartował siedzący dwa rzędy za nim minister Jerzy Szmajdziński.
Niektórzy jednak woleli rozmowy na korytarzu, pośród kanapek z wędliną, słodyczy i piwa.

Trąbka mistrza

Ale i oni po chwili wrócili na widownię. Na scenie stanął bowiem najważniejszy tego wieczora (oprócz bluesa) Tomasz Stańko. I nie mówił nic, tylko grał.

- To geniusz – wzdychała zafascynowana blondynka w czwartym rzędzie.

- To jakieś wycie – machnął ręką jakiś podchmielony brodacz. I wyszedł.

Ale koncert trwał. Gładki dźwięk trąbki uzupełniało trio – kontrabas, fortepian i bębny, a przy każdej dłuższej pauzie – brawa.

- To był dobry koncert – powiedział nam później zadowolony Stańko, który od małych sal klubowych woli deski wielkiej sceny. - Jestem już za stary na chodzenie po klubach. Ale we Wrocławiu gram zawsze chętnie. W latach 80-tych występowałem tu w „Pałacyku”. Miałem też dziewczynę – uśmiechał się.

Za dużo dyskotek

Po przerwie zagrały jeszcze skąpo odziane, mało znane dziewczyny z rockowej Matki. Po nich była kolejna porcja gwiazd. Wiecznie chory na bluesa Sławek Wierzcholski, Mira Kubasińska ze starych, dobrych Breakoutów, a także Amerykanie: Wheatbread Johnson i Mike Russel. Zgodnie z wolą przewodniczącego rady miejskiej Stanisława Huskowskiego 17 maja stolica światowego bluesa została przeniesiona z Nowego Orleanu do Wrocławia.
- To świetny pomysł – kiwał głową Wierzcholski w nieodłącznym pasie harmonijek ustnych. - Każde inne miasto w Polsce powinno stać się takim miejscem – dodawał.
Fanatycy czarnych dźwięków podkreślali jednak, że w nowej stolicy nie ma zbyt wielu klubów, grających ich ukochaną muzykę.

- Kiedyś była „Rura”, „Pałacyk”, potem przez jakiś czas działało „Samo Życie”. A dziś... tylko dyskoteki i hip-hop – zasępił się pan Edward, 56-letni emeryt z długą, czarną brodą.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto