Wrocławianie po tym meczu powinni być zadowoleni tylko z końcowego wyniku – do ich gry zastrzeżeń nie może bowiem brakować
Niby gospodarze cały czas prowadzili, niby kontrolowali przebieg gry, a jednak do samego końca trzeba było drżeć o zwycięstwo. Przewaga wrocławian ani na moment nie przekroczyła 10 punktów, a w końcówce mieliśmy prawdziwą wojnę nerwów, bo podopieczni trenera Andreja Urlepa wygrywali zaledwie dwoma oczkami.
Wszystko przez całą masę prostych błędów i strat. W meczowych statystykach było ich ostatecznie 13, ale oglądając mecz, można było mieć wrażenie, że jedna po prostu goni drugą.
Kager nie grał nic wielkiego, ale konsekwentnie wykorzystywał błędy. Najpierw nad głowami wrocławian latał Aaron Peetney (pięć efektownych wsadów w pierwszej połowie), a następnie punktował Kordian Korytek. Swoje dorzucili z dystansu Gintaras Kadziulis i Tomasz Cielebąk. I to wystarczyło, by toczyć wyrównaną walkę z ASCO Śląskiem.
Trudno ocenić debiut amerykańskiego duetu: Zendon Hamilton – Brandun Hughes. Środkowy pojawił się w pierwszej piątce, ale po 6 minutach zszedł z parkietu i już do końca spotkania się na nim nie pojawił (4 punkty, 2 zbiórki, 1 przechwyt i 2 straty). Hughes pojawiał się i znikał (rzadko wychodził do gry na dłużej niż kilka minut) i nie zrobił wielkiego wrażenia. Widać było, że nie jest jeszcze zgrany z zespołem i miota się – czy być strzelcem, czy liderem wykorzystującym partnerów (2 punkty, 2 zbiórki, 1 asysta, 3 faule, 2 straty).
Nowe nabytki kibiców na pewno nie przekonały. Po błędach Hughesa widownia skandowała „Kisner!”, by po chwili wywołać z trybun Glena Elliotta. Amerykanin, który rozwiązał już umowę z ASCO Śląskiem i szuka nowego klubu, obserwował mecz w towarzystwie blondwłosej przyjaciółki. •
"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?