Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Irek Nowacki. Ostatni Mohikanin wrocławskiego rock'n'rolla

Redakcja
W czwartek, 12 stycznia, zmarł Irek Nowacki, znany perkusista i legenda wrocławskiej sceny bluesrockowej. Ostatni Mohikanin dobrej szkoły rock'n'rolla, człowiek renesansu - tak mówią o nim przyjaciele, znajomi, artyści. Wspominamy Irka Nowackiego - nie tylko jako dobrego muzyka, lecz przede wszystkim życzliwego człowieka.

Urodził się 10 grudnia 1951 roku. Jako perkusista dał się poznać w latach 70. Znał go Krzysztof Cugowski, z którym występował w popularnym w latach 80. zespole Cross. Cugowski był wokalistą w Crossie tuż przed powrotem do Budki Suflera.

- Irek był przede wszystkim bardzo dobrym człowiekiem i świetnym muzykiem. Jednym z tych, którym zabrakło szczęścia w karierze - wspomina Krzysztof Cugowski. - Do tego, by stać się gwiazdą, trzeba mieć ten łut szczęścia. A Irkowi szczęścia zabrakło. Czasem spotykaliśmy się, gdy występowałem we Wrocławiu. Żalił się, że nie wszystko potoczyło się na jego drodze muzycznej tak, jakby sobie tego życzył. Ale nie narzekał. Ostatni raz rozmawialiśmy przed świętami, składaliśmy sobie życzenia. Nie przypuszczałem, że to będzie nasza ostatnia rozmowa. Boli, był moim rówieśnikiem.

Z tamtych czasów pamięta go także Tomasz Zeliszewski, również perkusista, manager Budki Suflera, który niejednokrotnie grał z nim w Rurze, a ostatnio panowie spotkali się dwa lata temu na Gitarowym Rekordzie Guinnessa.

- Irek miał duszę rock'n'rollowca. Był dobrym człowiekiem i świetnym muzykiem. Takim, z którym chciało się współpracować. Nie próbował grać pierwszych skrzypiec, liczył się dla niego duch zespołu. Słuchał tego, co grają inni. Dziś to już rzadkość - wspomina Zeliszewski. - Irek był świadomym instrumentalistą. Każdy lubi grać ze świadomymi muzykami. Powiedziałbym o nim: Ostatni Mohikanin dobrej szkoły rock'n'rolla, legenda wrocławskiego big beatu, symbol ostatnich czterech dekad rynku muzycznego. Miał rock'n'rollowy charakter: był radosny, trochę zabawowy.

Rozmawialiśmy także z jego córką, Julią. - Był wspaniałym człowiekiem, empatycznym. To nie tylko dobry ojciec, ale i najlepszy przyjaciel - mówi Julia Nowacka.

Irek Nowacki w środowisku znany był pod pseudonimem Pióro. Inspiracją dla nadania takiej ksywki była bujna blond czupryna muzyka, przypominająca... pióropusz. Potem Irek Nowacki włosy ściął, ale pseudonim, skrócony z "Pióropusza" do "Pióra" został.

Na początku lat 80. - właśnie wtedy, gdy Irek Nowacki grał już w Crossie - poznał go również Leszek Cichoński, polski gitarzysta, organizator Gitarowego Rekordu Guinnessa.

- Grałem wtedy razem z Pawłem Kukizem w grupie CDN. Byliśmy właściwie początkującym zespołem - mówi Cichoński. - W tym czasie Irek razem z Romanem Tarnawskim, Krzysztofem Mandziarą i Krzysztofem Cugowskim współtworzył zespół Cross. Dla mnie był rockowym arystokratą. Na początku utrzymywał rodzaj dystansu, sprawiał wrażenie niedostępnego. Była to przepaść pokoleniowa i również profesjonalna, która w ciągu lat 80., gdy grałem z "Pazurem" i Tadeuszem Nalepą, bardzo zmalała. Bardzo często spotykaliśmy się na wielu bluesowych festiwalach, gdy grał już potem z Recydywą.

Zespół Recydywa został założony w 1985 roku, początkowo grupa znana była jako Recydywa Blues Band. Oprócz Irka Nowackiego grali w niej również: Andrzej Pluszcz (gitara basowa, wokal) i Aleksander Mrożek (gitara). W 1987 roku Mrożka zastąpił Krzysztof Mandziara.

Obóz kondycyjny w Szklarskiej

Był koniec lat 80. Grupa przygotowywała się do nagrania drugiej płyty. Z Irkiem przyjaźnił się wtedy Jacek Telus, muzyk i kompozytor. To właśnie Telus wspomina, że dzięki Mirkowi Kratochwilowi, managerowi Recydywy, pojechał razem z Irkiem do Szklarskiej Poręby. Na tzw. obóz kondycyjny: zespół miał zmienić otoczenie, ćwiczyć i po kilku dniach wrócić z nowym materiałem. Taki przynajmniej był plan.

Jedno ze wspomnień. Mam z nimi jechać (z wielką Recydywą Blues Band!) ja, jako tzw. młody literacki talent. Oni grają, ja piszę, a potem – wiadomo: Wielka Sława. (...) kasy nie miałem na ten cały wyjazd. Posiadałem jednak gitarę Ovation, a Irek 300 dolarów amerykańskich. I (...) właśnie Pióro wymyślił: On kupuje ode mnie tę gitarę za 150 dolarów, bo – jak stwierdził – pora się nauczyć grać na gitarze, i tym sposobem mamy po 150 dolców! Fortuna! To tak jakby dziś z 1500… No to jedziemy. (...) Szklarska Poręba. Zakwaterowanie z wyżywieniem: prywatny pensjonat „Złota Jama”, próby w miejscowym Domu Kultury. (...) I od razu Pluszcz zarządził: ja mam zostać w pokoju i na nich czekać, a oni pójdą na zwiady do tego domu kultury ustalić próby itp. Poszli zatem, a ja zostałem. 150 dolarów w kieszeni. Udałem się na dół do knajpy i po dwóch godzinach wrócili, zastali mnie w pokoju hotelowym z nowym towarzystwem, poznanym w tej knajpie, przy suto zastawionym różnymi delikatesami stole. Alek i Andrzej okropnie się wkurzyli, zrobili awanturę z konkluzją, że w takim razie oni takiego tekściarza to czniają, pakują się i wracają do Wrocławia. Koniec pracy nad nową płytą! (...) Irek się jednak zbuntował i oświadczył, że on ze mną zostaje i w ten sposób rozpoczęliśmy we dwóch nasz turnus w Szklarskiej Złotej Jamie. Stać nas było na wszystko! Wszelkie alkohole. Żarliśmy głównie tatar, zamawiając go do pokoju w ilościach po 5 sztuk na głowę. I tak to trwało. Piliśmy, słuchaliśmy zespołu Police, żarliśmy tatary. Pół Szklarskiej odwiedzało nas za dnia, a wieczorem – dansing! Codziennie był dansing z orkiestrą. Orkiestra ta od pierwszego wieczora uznała nas za gwiazdy. Irek coś tam zagrał na bębnach, ja zaśpiewałem jakiegoś mego hita znanego z radia i TV i było pozamiatane - pisze, wspominając na Facebooku Irka Nowackiego, Jacek Telus.

Irek Nowacki i Jacek Telus zabalowali w Szklarskiej Porębie dłużej niż tydzień. Tym bardziej, że w perkusiście zakochała się właścicielka Złotej Jamy. I udostępniła obu muzykom pokój na poddaszu.

W pewnej, rzadkiej chwili relatywnej trzeźwości zacząłem sobie uświadamiać, że otóż stoję przed perspektywą spędzenia reszty życia w Szklarskiej Porębie, w knajpie Złota Jama, w pokoju na poddaszu! No ale jak wyjechać?! Forsy nie ma nawet na PKS, sroga zima, śnieg po kolana… Znajomi ze Szklarskiej opuścili nas już dawno wraz z ostatnim dolarem… - wspomina dalej Jacek Telus. - Wymyśliłem taką akcję: Podczas kolejnego dansingu dokonałem symulacji ataku jakiejś choroby. To nie było trudne, gdyż z powodu nieustannego żarcia surowego mięsa i surowych żółtek w postaci tatarów od dawna z Irkiem znajdowaliśmy się w tzw. szoku białkowym. Została wezwana karetka pogotowia, która zabrała nas do szpitala w Jeleniej Górze. Mnie jako chorego, Irka jako opiekuna. Pod szpitalem w cudowny sposób pacjent, czyli ja, ozdrowiał i podziękowawszy ekipie ratunkowej udaliśmy się na dworzec PKP, skąd na podstawie zakupionych biletów kredytowych pociąg zawiózł nas do Wrocławia.

Recydywa nagrała drugą płytę, zresztą bardzo udaną, choć ostatecznie to nie Jacek Telus był autorem tekstów. Nie żegnamy Ciebie Iruś. Mówimy po prostu: „do zobaczenia” prędzej czy później. Rychtuj tam dla nas wszystkich jakąś niebiańską „Rurę” - tymi słowami kończy swoje wspomnienie muzyk. Trzeba wiedzieć, że Irek Nowacki przez dwa lata prowadził kultowy, nieistniejący już jazzowy klub Rura.

Jego zainteresowania muzyczne kręciły się głównie wokół bluesa i rocka. Ale nawet i w muzyce był otwarty na inne gatunki - śledził na bieżąco, czym żyje muzyka popularna, choć do jego muzycznych idoli należał Billy Cobham.

Wygrał walkę z rakiem

W latach 90. Irek Nowacki walczył z chorobą nowotworową. Wygrał walkę z rakiem, ale tamto doświadczenie bardzo go zmieniło.

- Spotkałem go pewnego wieczora w klubie Alibi, był to okres pewnych animozji w środowisku. Powiedział mi wówczas coś, co mnie totalnie zaskoczyło. Powiedział coś takiego: "Chciałbym, żeby wszyscy się kochali, żeby ludzie się tak nie żarli....". To nie pasowało do tego mojego wcześniejszego obrazu Irka - mówi Leszek Cichoński. - Wiem, że zmieniła go właśnie walka z długą chorobą. Wydaje mi się że po tym, jak ją wygrał, otworzył się bardziej na relacje między ludźmi.

Potem starał się prowadzić zdrowy tryb życia. Nie palił, pił sporadycznie, przy większych okazjach. Był za to uzależniony od kawy.

- Pił całe morze kawy. Twierdził, że go to stawia na nogi, choć może właśnie to go wykończyło. I niestety, lubił pracować w nocy. To może typowe dla artystów, ale na dłuższą metę niezdrowe - mówi Kazimierz Cwynar, polski gitarzysta basowy.

Miał swoją samotnię

- To był niezwykle dobry człowiek, który nie miał wrogów. Znaliśmy się od lat, jakby od zawsze - wspomina dalej Kazimierz Cwynar. - Jego odejście boli. Jeszcze na początku tego roku życzyliśmy sobie wszystkiego dobrego, umawialiśmy się na spotkanie. Teraz, ilekroć przejeżdżam koło Browaru Mieszczańskiego przed oczami mam obraz Irka: życzliwego, zawsze serdecznego. To był bardzo dobry kolega, powiedziałbym nawet: przyjaciel. Poznaliśmy się, jak to w tym środowisku bywa, gdzieś na drodze muzycznej. Nasze ścieżki się przecięły i potem przecinały regularnie, chociaż dziś, z bólem serca muszę przyznać, że nie pamiętam dokładnie tego pierwszego spotkania. Wiem, że było między nami porozumienie dusz, a co za tym idzie - także porozumienie muzyczne.

W ostatnich latach Irek Nowacki prowadził dość samotnicze życie. Ale nie brakowało w nim muzyki.

- Irek był dobrym człowiekiem. Samotne życie było jego wyborem. Mieszkał w garażu na terenie Browaru Mieszczańskiego. Tam miał swój sprzęt muzyczny, tam odbywały się próby. Tak zdecydował, to był jego wybór i nie należy tego podważać. Tak żył przez ostatnie osiem lat. Dlaczego? Można spekulować, ale myślę, że to pozostanie jego tajemnicą, którą zabierze ze sobą do grobu - mówi Kazimierz Cwynar.

Irek Nowacki miał żonę. Rozstali się, ale kilka lat temu wrócili do siebie. - Ojciec żałował pewnych rzeczy i stwierdził, że chce, żeby było tak jak kiedyś - wyznaje jego córka, Julia Nowacka. - Bardzo przeżywał ostatnią Wigilię, bo byliśmy w czwórkę, jak nigdy. Brakowało tylko mojej siostry Ewy.

Irek Nowacki miał wiele zainteresowań. Podobno nie było tematu, na który nie mógłby się wypowiedzieć, dużo czytał.

- Nigdy nie można go było zamknąć w jednej szufladce. To był człowiek renesansu - dodaje Cwynar.

Interesował się również polityką. Miał prawicowe poglądy, ale jego przyjaciele twierdzą, że był otwarty na dyskusję.

- Rozmawialiśmy dość często o skomplikowanej sytuacji w kraju. Autentycznie się tym przejmował. Miał dość radykalne poglądy, którymi dzielił się często na Facebooku. Pytałem go, czy nie przesadza, odpowiedział, że chce żeby coś po nim zostało - puentuje Leszek Cichoński.

Irek Nowacki zmarł w wieku 65 lat.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Irek Nowacki. Ostatni Mohikanin wrocławskiego rock'n'rolla - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto