Rozmowa z Tomaszem Raczkiem, krytykiem filmowym
• Oglądał Pan ceremonię wręczenia Oscarów?
– Niestety.
• Dlaczego niestety?
– Transmisja zakończyła się o 6 rano. A ja traktuję oglądanie jej jako rodzaj poświęcenia, haraczu, który Europejczyk musi zapłacić za uczestnictwo w amerykańskiej kulturze. Ciekaw jestem tylko, czy Amerykanie zarywają noce, żeby obejrzeć galę w Cannes. Nie sądzę, żeby było ich wielu i widzę w tym rodzaj niesprawiedliwości geograficznej.
• Czy oglądanie gali było aż tak przykrym obowiązkiem?
– Ceremonia nie była ciekawa. To był sezon filmów przeciętnych, zarówno artystycznie, jak i jeśli chodzi o powodzenie u widowni. Oglądając wręczenie Oscarów, dostrzegałem ostrożne ruchy w kierunku znalezienia nowego miejsca dla Hollywood. Niestety, niewiele z nich wynikało. O komiku Chrisie Rocku, który prowadził galę, krążyły plotki, że jest kontrowersyjną postacią. I skończyło się na plotkach. Jego obecność była jednak symptomem pewnej zmiany. Był jedną z wielu czarnoskórych gwiazd, które pojawiły się na ceremonii. I nie chodzi mi tu tylko o nagrodzonych Morgana Freemana i Jamie Foxxa. Wśród nominowanych byli aktorzy Don Cheadle i Sophie Okonedo, a Foxx dostał przecież nominację za rolę drugoplanową w „Zakładniku”. Na ceremonii zaśpiewała Beyonce, jedną z nagród wręczał Prince. I wszyscy oni podkreślali, że przejmują kino. Czy tak jest naprawdę, nie wiadomo. Ale widać, że Hollywood czernieje, że czarna widownia jest tam bardzo ważna. Może biała publiczność przestała odwiedzać kina z popcornem i wybiera kino domowe?
• Kibicował Pan Janowi A. P. Kaczmarkowi?
– Tak jak się kibicuje zdolnym ludziom. Nie odbieram tej nagrody jako naszej, polskiej. To Oscar dla Kaczmarka, utalentowanego artysty, który wkroczył do Hollywood i zaznaczył tam swoją obecność. Oczywiście, cieszy, że mamy „swojego” człowieka w Ameryce, ale bardziej to, że zatriumfowało jego oryginalne podejście do muzyki, zwyciężyła twórczość, która jest daleka od schlebiania popularnym gustom. Hollywood zaczyna szukać inspiracji w muzyce trudniejszej od tej, którą komponuje dotychczasowy oscarowy ulubieniec – John Williams.
• Ta nagroda ma znaczenie dla polskiego kina?
– Dla polskiego kina – żadnego. Dla Jana A. P. Kaczmarka – ogromne.
• Spodziewał się Pan zwycięstwa „Za wszelką cenę” nad „Aviatorem”?
– Nie. Raczej obawiałem się triumfu „Aviatora”. A to byłoby nieuczciwością. To film sprawnie zrealizowany, ale nie wybitny. A Martin Scorsese to wielki twórca, który nie dostał Oscara wtedy, kiedy tworzył swoje wybitne filmy: „Taksówkarza” czy „Chłopców z ferajny”. Stąd podejrzenie, że akademicy zechcą wynagrodzić mu te straty. To byłaby fatalna decyzja. Wyróżnienie dla filmu Clinta Eastwooda jest zwycięstwem sztuki kina i dowodem przytomności umysłu członków akademii. Przyjąłem tę decyzję z ulgą.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?