Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Halina Frąckowiak. Zobacz, co łączy wielką polską piosenkarkę z Wrocławiem (ROZMOWA Z GWIAZDĄ)

Robert Migdał
Robert Migdał
Z Haliną Frąckowiak, piosenkarką, kompozytorką, autorką tekstów, rozmawia Robert Migdał

Ponad 60 lat na scenie, setki nagranych piosenek, wiele płyt, tysiące koncertów na całym świecie. Co Pani czuje, kiedy słyszy o sobie - "gwiazda".

- Nie utożsamiam się z tym słowem. Piękne gwiazdy są na niebie, jest i gwiazdka na choince bożonarodzeniowej.

Rozumiem, że jest Pani "zwyczajną gwiazdą", która po koncercie schodzi ze sceny i po prostu idzie do domu?

- Dom to ostoja. Wartość. Każdy człowiek ma swoją drogę w życiu, na której do zrobienia jest wiele rzeczy: liczy się nie tylko pasja, praca, nauka. Jest też misja, np. misja bycia matką, życie poświęcone dla rodziny. Kiedy ja byłam małą dziewczynką, to było naturalne, że kobieta, która miała dzieci, to była przede wszystkim matką dzieci. Dzisiaj kobiety mają bardzo dużo różnych zajęć i między innymi też są matkami, żonami, opiekunkami i nie zawsze bycie z rodziną jest dla nich najważniejsze. Kobiety biorą sobie na głowę mnóstwo innych obowiązków, może nie zawsze tak bardzo ważnych, potrzebnych.

Rodzina i dzieci przede wszystkim? Powinny być zawsze na pierwszym miejscu?

- Dla dzieci nie jest dobre to, że mamy nie ma w domu. Nie jest dobre to, że tato też ma mało czasu dla dzieci, bo dużo pracuje. Oczywiście to, że dziecko chodzi do przedszkola, nie jest złe - bo dziecko się socjalizuje, jest z innymi dziećmi. Ale jak najczęstsze przebywanie rodziców z dziećmi jest bardzo ważne. Niektórzy rodzice do tego stopnia chcą być rodzinnie scaleni, że tworzą domową szkołę dla swoich dzieci. To jest fantastyczne, świetne! Dzieci uczą się odpowiedzialności za najbliższych, za wszystkie sprawy, które dotyczą rodziny.

Pani było trudno połączyć rolę mamy i artystki? Też często musiała Pani wyjeżdżać z domu na koncerty, na nagrania.

- Wtedy nie traktowałem tego jak pracę, tylko jak swoją pasję. Śpiewać zaczęłam, gdy miałam 16 lat, więc nie miałam tej odpowiedzialności matki za dziecko i nie myślałam w tych kategoriach. Syn urodził się dużo później i wtedy starałam się być jak najwięcej z nim, zabierałam go w dalekie podróże, trasy koncertowe - jeśli to tylko było oczywiście możliwe. Ale w naszym w domu zawsze była moja mama, czyli babcia Filipa i nawet gdy mnie nie było, to miał tę "normalność domu". Nie zajmował się nim ktoś obcy, jakaś niania, opiekunka. Myślę, że wiele dzisiejszych matek także stara się spędzać jak najwięcej czasu ze swoimi dziećmi, choć czasy się zmieniły. Są ludzie, dla których rodzina, dzieci, są znaczącą wartością: tworzą piękne, wielkie rodziny, które się wspierają - starsze dzieci opiekują się młodszymi, jest tam dużo miłości, jest odpowiedzialność za drugiego człowieka.

Popiera Pani rodziny wielodzietne, jednak sama ma Pani jedno dziecko.

- Ale mam teraz jeszcze dwoje wnucząt i synową. Więc jest czwórka (uśmiech). Duża rodzina to duże szczęście. Dzisiaj, jako osoba po różnych przeżyciach i przejściu pewnej życiowej drogi, wiem, że gdybym była jeszcze raz na jej początku, to chciałabym mieć dużo dzieci. Bardzo dużo.

Pytałem Panią o bycie gwiazdą, bo to wielka sztuka, przez wiele lat, nadal śpiewać, nagrywać, mieć rzesze fanów - i ze starszego pokolenia, i z młodszego. Czy widzi Pani jakiś materiał na gwiazdę w młodszym pokoleniu swoich koleżanek i kolegów po fachu?

- Rozumiem, że nie mówimy o gwiazdorzeniu, bo to jest okropne. Czasami ktoś zyskuje bardzo szybko popularność, ale nie zdąży "się zasiedzieć" na scenie, a już go nie ma. Ale są przecież i tacy, którzy na scenie pozostają bardzo długo i dla takich nie jest ważny blichtr.

To, co charakteryzuje prawdziwą gwiazdę, prawdziwego artystę?

- Najważniejszy jest przekaz. Osobiście lubię posłuchać tego, co sprawi, że chcę pozostać na widowni: nie mam ochoty ani siły, żeby wstać i odejść, bo chcę to przeżyć jeszcze raz.

Mam wrażenie, że tempo życia artystów jest zupełnie inne, niż 30, 40 lat temu…

- To tempo jest świetne, ale... do jazdy na rowerze (uśmiech). Do biegania. Bardzo dobrze, kiedy szybko posprzątamy dom - raz, dwa i jest czysto. Dobrze, kiedy szybko ugotujemy obiad, jak jesteśmy głodni. Ale tam, gdzie wchodzi w grę, coś co jest ważne, przejmujące, pełne emocji, to pośpiech nie jest wskazany. Musimy się zatrzymać, mieć czas, żeby to przeżyć, posmakować.

Czy jakiś polski artysta spowodował u Pani właśnie to, o czym Pani wspomina: że chciała się zatrzymać na dłużej?

- Jest taki utwór, który zaśpiewał Kuba Badach - "Maryjo, czy ty wiesz?". Bardzo mnie tym swoim wykonaniem wzruszył, ponieważ zaśpiewał i prawdziwie, i pięknie. Bo co nas wzrusza? Prawda, piękna prawda!

Jak osiągnęła Pani sukces? Dzięki szczerości na scenie? Ciężką pracą? A może dzięki szczęściu? Lub, że znalazła się Pani w odpowiednim czasie i miejscu? A może chodzi o wrodzony talent?

- Pewnie dzięki temu wszystkiemu po trochę. Śpiewam wiele lat, lecz cały czas staram się być lepsza, doskonalić. A więc talent i zdolności to jedno, ale potem niezbędna jest praca, praca i jeszcze raz praca. Nie ukrywam jednak, że szczęście bywa pomocne. Świadomość w jaki sposób wykorzystamy dany talent, pomaga w jego rozwoju.

Ale z czego bierze się szczęście? Czym jest dla Pani?

- Kiedyś ktoś powiedział do mnie: "Powiedz słowo >> szczęście<<" Powiedziałam je, szczerze i... poczułam jego smak. Wypowiedziane słowo w nas rezonuje, a więc dobre słowo wzmacnia dobre uczucia, a słowo złe powoduje w nas negatywne nastroje. Lubię powiedzenie: "Chcesz być szczęśliwy? To po prostu bądź!". Nasze nastawienia czynią nas ich odbiciem.

Od lat cieszy się Pani wielką popularnością, ale pozostaje Pani osobą skromną, której "woda sodowa nie uderzyła do głowy". Tak Pani została wychowana?

- Moja mama i tato zwracali uwagę na to, jak ma zachowywać się dziewczynka: że ma być uprzejma, grzeczna, skromna. To takie dawne wzorce wzorce: chłopcu więcej uchodzi, a dziewczynce wielu rzeczy się nie wybacza.

A jak postrzegano kobietę?

- Kobiety mają jakąś szczególną siłę - może wynika to z tego, że dostałyśmy w darze macierzyństwo, które czyni nas bardziej czułą i bardziej zdolną do poświęceń.

Wielu mężczyzn też jest czułych i dobrych.

- Oczywiście, znam wielu czułych, odpowiedzialnych za swoje rodziny mężczyzn. Oni posiadają także tę niezwykłą siłę, która służy im do przynoszenia bezpieczeństwa swoim bliskim. A wracając do pana pytania o wodzie sodowej: Jestem nauczona, żeby skupić się na zadaniu do wykonania, które akurat swoi przede mną. Żadne inne poboczne role mnie nie zajmują. Moją rolą jako artystki jest to, żeby się przygotować i na scenie oddać to, co mam w sobie najlepsze…

Czy otoczka szołbiznesowa Panią interesuje? Ścianki, przyjęcia…

- Ja nie jestem "bywalczyni" salonów. Za to uwielbiam, gdy mogę gościć przyjaciół w moim domu, jak również być gościem u moich przyjaciół. Na innych przyjęciach jest głośno, jest huk, wszyscy mówią na raz, biegną to do tego, po chwili do tamtego... Nie ma skupienia na byciu sobą. Mnie takie coś nie jest potrzebne. Ja lubię się spotkać z ludźmi, z którymi mogę spokojnie porozmawiać. A w hałasie trudno jest rozmawiać.

Dom jest pani azylem, ostoją. A ten dom rodzinny jaki był? Wypełniały go dźwięki? Muzyka?

- Rodzicie nie byli artystami występującymi na scenie, ale i tato i mamusia bardzo ładnie śpiewali. Podobnie zresztą, jak cała moja rodzina. Robili to z dużą przyjemnością, na rodzinnych uroczystościach. Ja nie wychodziłam przed szereg (uśmiech).

Oooo…

- Wtedy bardziej myślałam, żeby zostać aktorką i uczyłam się tekstów na pamięć.

Wszystko zmieniło się, gdy miała Pani 16 lat i wzięła udział w Festiwalu Młodych Talentów.

- Po pierwszych przesłuchaniach w Poznaniu, zostałam zaproszona do eliminacji tzw. strefowych, które odbywały się we Wrocławiu. Zaśpiewałam w Hali Ludowej - zaprezentowałam wtedy piosenkę z repertuaru Brendy Lee "I'm Sorry" i gdy byłam w jej połowie, zaproszono mnie do jurorów i zapytano, czy pojadę w trasę koncertową z zespołem Czerwono Czarni. Mój tatuś był wtedy ze mną i się zgodził. Trasa trwała dwa tygodnie, a finałem był festiwal Młodych Talentów w Szczecinie, gdzie zostałam laureatką tzw. Złotej Dziesiątki. Z Wrocławiem jest związana też jeszcze jedna zabawna historia…

Zamieniam się w słuch.

- W tym czasie śpiewałam z wrocławskim zespołem "Spisek Sześciu", którego szefem był Włodzimierz Wiński. Zagraliśmy wspólnie wiele koncertów. Przynależeliśmy do Impartu. I spotkała mnie bardzo niecodzienna historia. W jednym z koncertów na festiwalu polskiej piosenki w Opolu zaśpiewałam w kostiumie złożonym z szortów, kamizelki, pelerynki, wiszącej przepaski i wysokich butów do kolan - wszystko z pomarańczowej skóry, który zaprojektowała Beatka Lewiecka. W kostiumie tym zaśpiewałam utwór z muzyką Józefa Skrzeka i słowami Juliana Mateja "Jesteś spóźnionym deszczem". Gdy zakończyła się moja współpraca z Impartem, nagle dostałam wezwanie do sądu: że mam kostium, który jest własnością Impartu i mam go natychmiast zwrócić. Okazało się, że ten kostium, który dla mnie uszyto, nie jest moją własnością, tylko został mi... wypożyczony. Nie wiedziałam o tym - był szyty na moją figurę, pod moje wymiary, myślałam, że jest dla mnie. Spakowałam go więc i odesłałam do Wrocławia. Jestem bardzo ciekawa, co się z nim stało? Kto się stał jego właścicielem?

A propos Pani scenicznych kreacji - jest Pani postrzegana jako ikona mody, elegancji, a niektóre Pani stroje przeszły do historii. Jak ta słynna metalowa zbroja-sukienka, w której wystąpiła Pani w na scenie festiwalu w Opolu.

- Z tą zbroją wiąże się również nieprawdopodobna historia. Po jakimś czasie dałam tę zbroję do czyszczenia panu metaloplastykowi, który był jej twórcą. Straciłam z nim kontakt, a czas mijał a ja nie wiedziałem, gdzie mam się o nią upomnieć. Gdy pewnego dnia okazało się, że moja znajoma zna tego pana i ma jego telefon, zadzwoniłam do niego. Zaproponowałam, aby wycenił i czas, i swoją pracę, ponieważ chciałam odzyskać sukienkę-zbroję. Na to usłyszałam, że... już jej nie dostanę. Widać te kostiumy były tak znaczące, że każdy chciał je zatrzymać dla siebie. Zbroja przepadła - pogodziłam się z tym.

Rozmawiał Robert Migdał

Całą rozmowę z Haliną Frąckowiak przeczytacie Państwo w papierowym wydaniu "Gazety Wrocławskiej" 2 lipca 2021 roku.

__

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto