MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Głowa pęka - Hałaśliwy sąsiad dokucza mieszkańcom bloku z ulicy Jana Matejki

Maciej Czujko
– Aby zagłuszyć jazgot wiercenia, podkręcam radio – mówi Józefa Pawlęta.  Fot. Paweł Relikowski
– Aby zagłuszyć jazgot wiercenia, podkręcam radio – mówi Józefa Pawlęta. Fot. Paweł Relikowski
– Żyję tu od 1994 roku – mówi 87-letnia Józefa Pawlęta. – Od tamtego momentu mężczyzna mieszkający nade mną regularnie wierci, stuka i boruje – dodaje.

– Żyję tu od 1994 roku – mówi 87-letnia Józefa Pawlęta. – Od tamtego momentu mężczyzna mieszkający nade mną regularnie wierci, stuka i boruje – dodaje. Ona i jej sąsiadki zastanawiają się, czy chodzi o niekończący się remont, czy też uciążliwy lokator prowadzi warsztat

Kobiety próbowały rozmawiać z sąsiadem już kilka razy. Według nich porozumienie jest niemożliwe, bo mężczyzna bywa agresywny albo w ogóle nie otwiera drzwi. Ciężko im jednak znieść hałasy. – Ja jestem po udarze, potrzebuję spokoju – skarży się pani Pawlęta.
– Co kilka tygodni wierci i stuka – opowiada pani Cecylia Roszkowicz, sąsiadka. – Ja nie wiem, czy to jakaś maszyna tam działa, bo huk nie ustaje przez długi czas.
Jej słowa potwierdza Agnieszka Sawicka, mieszkająca obok hałasującego lokatora.
Do 87-latki przychodzi też pracowniczka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej. – Jak ten człowiek wie, że ja jestem, to wtedy zachowuje się trochę ciszej – mówi Marianna Kowalska. – Ale kiedy przeoczy moje przyjście, to zgiełk jest na całej klatce – wyjaśnia.

Poważna sprawa
O tym, że hałaśliwe sąsiedztwo nie jest sprawą błahą, świadczy tragiczny finał walki o ciszę wrocławianina Leonarda Wójcika. Pisaliśmy o nim w lipcu tego roku. Mężczyzna nie wytrzymał nieustającego burczenia lodówek i odgłosu porcjowania kości w sklepie pod jego mieszkaniem. Odebrał sobie życie. W liście pożegnalnym napisał, że chciał żyć godnie jak człowiek.

Trzeba zgłosić
Zarówno ona i jej podopieczna boją się mężczyzny. Pani Józefa wie, że trzyma on w domu wielkiego psa. My też próbowaliśmy porozmawiać z lokatorem. Nie udało się. Albo nie zastaliśmy go w domu, albo, jak sugeruje pani Pawlęta, nie chciał nam otworzyć.
Wojciech Sołtys z wrocławskiej straży miejskiej twierdzi, że trzy czwarte takich spraw kończy się po ich pierwszej wizycie. – Mieszkańcy muszą nam tylko zgłosić problem – wyjaśnia. Tłumaczy też, że strażnicy najpierw polubownie starają się załatwić sprawę. Gdy dochodzi do drastycznych naruszeń porządku, wypisują mandat.

Nawet eksmisja
– Kiedy ktoś po pierwszym upomnieniu nie uspokoi się i dalej sprawia kłopot innym mieszkańcom, strażnicy kierują sprawę do sądu – mówi Sołtys.
Jeśli złapią dokuczliwego sąsiada na gorącym uczynku, to nie ma potrzeby, by osoby pokrzywdzone pojawiały się w sądzie.
Pomocy powinien udzielić też zarządca wynajęty przez wspólnotę. W tym przypadku jest to spółka Atena. – Jeśli wpłynie do nas pisemny wniosek od mieszkańców, to zajmiemy się tą sprawą – zapowiada jej prezes Michał Lech.
Wyjaśnia również, że jeśli taki lokator nie uspokoi się, to poprzez uchwałę wspólnoty może dojść do jego eksmisji albo licytacji przez komornika jego mieszkania. •

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto