MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie ta cywilizacja?

Andrzej Lewandowski
FOT. WOJTEK WILCZYŃSKI Asystent sędziego głównego musiał rozdzielać Marcina Brosza (z lewej) i Tomasza Kosztowniaka.
FOT. WOJTEK WILCZYŃSKI Asystent sędziego głównego musiał rozdzielać Marcina Brosza (z lewej) i Tomasza Kosztowniaka.
WROCŁAW Piłkarze Śląska uratowali remis dopiero w doliczonym czasie gry, nie oddając piłki po wybiciu jej przez bytomianina, gdy na boisku leżał Jakub Małecki.

WROCŁAW Piłkarze Śląska uratowali remis dopiero w doliczonym czasie gry, nie oddając piłki po wybiciu jej przez bytomianina, gdy na boisku leżał Jakub Małecki. Niewiele brakowało, by meczu nie dokończono, gdy szalikowcy obrzucali ciężkimi przedmiotami ochroniarzy Impelu.

Pierwszą, nudną połowę, ubarwiły dwie śmieszne akcje i czerwona kartka. W 28 minucie Dariusz Sztylka uderzył z wolnego z 23 m, Marcin Suchański pewnie złapał piłkę w ręce, jednak niewiele brakowało, by wpadł z nią do bramki, choć strzał wcale nie był mocny. Cztery minuty później z lewej strony pola karnego piłkę otrzymał nieobstawiony Marcin Wielgus i strzelił tak, że futbolówka wyszła na aut boczny po przeciwnej stronie boiska. Od 37 minuty Śląsk grał z liczebną przewagą bowiem czerwoną kartkę za sfaulowanie wychodzącego na czystą pozycję Małeckiego ujrzał Grzegorz Jurczyk.
W drugiej połowie przestało być śmiesznie, a zaczęło być groźnie. W 57 minucie doszło do przepychanki Wielgusa z Marcinem Broszem, w którą jeszcze wplątał się Tomasz Kosztowniak Na boisko wbiegli także rezerwowi i sędziowie z trudem rozdzielili walczących. Siedem minut później wrocławianie niespodziewanie stracili pierwszego w tym sezonie gola na własnym boisku. Rajd lewą stroną przeprowadził Aleksander Mużyłowski, wrzucił piłkę na tzw. długi słupek, a akcję zamknął Marcin Kondzielnik. Gdy do końca meczu pozostał kwadrans na murawę upadli Wielgus i Piotr Lasyk. Przy próbie powstania z niej wrocławianin uderzył gracza Polonii, za co zobaczył czerwoną kartkę. - Uderzył mnie kolanem w głowę – powiedział bytomianin. - Leżał na mnie i nie chciał się podnieść – skomentował tę sytuację Wielgus. Kartka Wielgusa zdenerwowała wrocławskich szalikowców, którzy zaczęli energicznie potrząsać płotem odgradzającym trybuny od boiska. Tymczasem ochroniarze Impelu weszli „do klatki” i zepchnęli kiboli z Bytomia na koronę stadionu, a kilkunastu ustawiło się szpalerem przed „młynem” Śląska. To nie tylko nie pomogło, lecz wręcz rozjuszyło wrocławskich fanów-chuliganów. Szalikowcy zaczęli rzucać w ochroniarzy butelkami, kawałkami desek i zapalonymi racami. Trzy z nich spadły na boisko. W tej sytuacji arbiter zmuszony był przerwać mecz. Wznowił go po 5 minutach, gdy ochroniarze wycofali się sprzed młyna i stanęli za bramką. Śląsk wyrównał w 2. minucie doliczonego czasu gry. Na środku boiska leżał Małecki, więc jeden z polonistów wybił piłkę na aut boczny. Ponieważ Małecki w międzyczasie się podniósł, Śląsk wznowił grę nie oddając piłki gościom, a akcję zakończył strzałem rozpaczy Marek Kowalczyk. W gąszczu nóg na polu karnym piłka znalazła drogę do siatki. - Cały cywilizowany świat oddaje piłkę wybitą na aut przy urazie rywala, a tymczasem oni rozpoczęli akcję i strzelili gola. Na boisku powinniśmy się szanować – stwierdził trener gości Grzegorz Kapica. Trzy minuty później idealną okazję miał Andrzej Ignasiak, lecz będąc niepilnowany z 7 m nie trafił w bramkę. Poloniści długo oczekiwali na wyjazd ze stadionu, bowiem podczas meczu zbito reflektor i poprzecinano przewody w ich autokarze

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto