Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Fałszowali umowy

Grzegorz Żurawiński, (MG)
Prezes Polskiej Miedzi Stanisław Speczik szacuje kongijskie straty na około 68 mln zł.   FOT. PIOTR KRZYŻANOWSKI
Prezes Polskiej Miedzi Stanisław Speczik szacuje kongijskie straty na około 68 mln zł. FOT. PIOTR KRZYŻANOWSKI
WARSZAWA/LUBIN Stało się, co zapowiadaliśmy! Najwyższa Izba Kontroli zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przez byłych prezesów KGHM szeregu przestępstw związanych z projektem Kongo.

WARSZAWA/LUBIN

Stało się, co zapowiadaliśmy! Najwyższa Izba Kontroli zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przez byłych prezesów KGHM szeregu przestępstw związanych z projektem Kongo. Chodzi o wielkie straty i fałszowanie dokumentów. W tle są także sekretne biznesy szpiegów.

Najpewniej dziś na biurko prokuratora okręgowego w Katowicach trafi zawiadomienie warszawskiej centrali NIK o przestępstwach, które w latach 1996-1999 mieli popełnić członkowie zarządu KGHM kierowanego przez duet Stanisław Siewierski (prezes)-Katarzyna Muszkat (wiceprezes ds. finansów) podczas przygotowywania i realizacji głośnej inwestycji w Kongo (wydobycie miedzi i kobaltu).
- Jeszcze nie mamy tego dokumentu - usłyszeliśmy wczoraj od p.o. rzeczniczki tej instytucji Ewy Świercz-Dydak. Wiemy jednak, że to kwestia godzin.

Spór o straty

Według NIK działania byłego kierownictwa Polskiej Miedzi naraziły firmę na "szkody wielkich rozmiarów". Chodzi o 187 mln zł strat bezpośrednich i (dodatkowo) 104 mln zł utraconych korzyści.
Prezes Polskiej Miedzi Stanisław Speczik nie zgadza się z tymi rachunkami i dużo niżej szacuje kongijskie straty. Kilka tygodni temu mówił o 68 mln zł, a także o szansie na odrobienie strat wraz z planowanym powrotem do Afryki.
Chodzi jednak nie tylko o pieniądze. W doniesieniu mowa jest także o fałszowaniu dokumentów z zawieranych ówcześnie umów, co miało kryć prawdziwe cele i okoliczności związane z afrykańskim kontraktem (po raz pierwszy pisaliśmy o tych ustaleniach kontrolerów NIK już w kwietniu: "Grają tajne służby" 15.04.2003).

Kto się ośmiesza?

- Nic na ten temat nie wiem - mówił wczoraj prezes Speczik. Przyznał jednak, że NIK sugerował, by zarząd firmy samodzielnie rozważył możliwość skierowania sprawy do prokuratury.

- Skoro jednak prokurator Dutkowski (w czerwcu ub.r. ten katowicki prokurator umorzył śledztwo uznając kongijską inwestycję za element dopuszczalnego ryzyka gospodarczego - red.) nie widział przestępstwa, to i my nie widzieliśmy powodu, by to robić - tłumaczył prezes.
Jednak to właśnie na wniosek Stanisława Speczika w styczniu tego roku odwołano ze stanowisk w koncernie Stanisława Siewierskiego (był I wiceprezesem KGHM) i Katarzynę Muszkat (była prezesem Telefonii Dialog). Czy odwołani nadal pracują na rzecz firmy (w spółkach lub jej przedstawicielstwach)? - Nie wiem - usłyszeliśmy od rzecznika Dariusza Wyborskiego (ponowione pisemne pytania zostały zignorowane).
- Wnioski pokontrolne NIK ośmieszają jednak powagę tej instytucji - dodał wczoraj profesor Speczik. Zapowiedział, że w najbliższy poniedziałek "nikowski" dokument udostępni wszystkim dziennikarzom.
W biurze prasowym NIK uchylono się od skomentowania tej krytyki, natomiast wiceprezes Izby Krzysztof Szwedowski nie znalazł na to czasu.

Gorący kartofel

Skąd jednak nagłe zamieszanie? Rzecz w tym, że zawiadomienie NIK trafiło początkowo (w miniony czwartek) do prokuratury w Lubinie. Jednak już następnego dnia, po konsultacji z okręgowymi przełożonymi w Legnicy, zdecydowano o odesłaniu go do Katowic.

- Zadecydowała pragmatyka. Od listopada 2000 roku, gdy polecono nam przekazać sprawę do Katowic (polecenie ówczesnego ministra sprawiedliwości Lecha Kaczyńskiego - red.), tam są akta tego śledztwa i wszystkie związane z nim dokumenty - wyjaśnił rzecznik legnickiej prokuratury Leonard Michalak.

Przypomnijmy. Pierwsze śledztwo trwało 30 miesięcy i po objęciu władzy w państwie przez SLD (a ministerstwa sprawiedliwości przez Barbarę Piwnik) zostało umorzone w czerwcu 2002 roku.
Ujawnione kilka miesięcy później, w atmosferze medialnego skandalu, prokuratorskie niedoróbki i nowe okoliczności sprawy (a nawet publiczne zapewnienia premiera Leszka Millera, że chce jej wyjaśnienia) nie zmieniły prokuratorskich decyzji.
Nasza dziennikarska prośba, by ujawnić pełną treść uzasadnienia decyzji o umorzeniu śledztwa także została odrzucona.

Miliony trafiły do szpiegów?

Pisaliśmy wielokrotnie. Nie da się wyjaśnić tajemnicy kongijskiej afery KGHM bez "prześwietlenia" roli jaką spełniał zbędny, za to niezwykle kosztowny (co najmniej 10 mln dolarów) pośrednik, który nagle (ale wraz z ofertą na dostawy broni) pojawił się w projekcie. Chodzi o firmę-krzak Colmet International, zarejestrowaną w biznesowo-szpiegowskim raju podatkowym na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych. Według naszych ustaleń obaj jej prezesi (Polak Krzysztof Pochrzęst i Kongijczyk z polskim paszportem Jofa Kazadi), to ludzie związani ze służbami wywiadowczymi.
Prawdziwych właścicieli Colmetu nie udało się ustalić nawet NIK-owi i wynajętej przez Izbę amerykańskiej wywiadowni gospodarczej. Wniosek o ujawnienie dokumentów rejestracyjnych tej spółki odrzuciła bowiem (w imieniu królowej) brytyjska Izba Lordów. Według naszej wiedzy Colmet to firma-przykrywka Wojskowych Służb Informacyjnych, której rodowód sięga czasów afery FOZZ. Prezes Pochrzęst konsekwentnie odmawia ujawnienia sekretu, w czyim imieniu wykonuje swoje zadania. Tajemnica wojskowa?
Więcej: www.wroclaw.naszemiasto.pl/afery_i_przekrety/kongo

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto