Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ekowyprawy z misją, czyli ekologia bez granic

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
O ekowyprawach i naszych codziennych wyborach, które mogą mieć ...
O ekowyprawach i naszych codziennych wyborach, które mogą mieć ... arch. Dominika Dobrowolskiego
O ekowyprawach, przebijaniu się przez medialne szambo i pokazywaniu "zieloności" mówi Dominik Dobrowolski, wrocławski ekolog.

Na co dzień prowadzi własną ekologiczną firmę we Wrocławiu. Mieszka w podwrocławskiej wiosce Pruszowice. Ma żonę, synka i córkę, psa i "bioróżnorodną faunę ogrodową". Uprawia winogrona i na własny użytek co roku produkuje ok. 100 litrów czerwonego wina o apetycznej nazwie "Krwawy Dominik". W ubiegłym roku Dominik Dobrowolski ratował Bałtyk i wpajał ludziom ekologiczny dekalog. Teraz planuje kolejne wyprawy. Najpierw, w czerwcu, podbije na rowerze Brukselę, a w sierpniu rozpoczyna podróż kajakiem. Wszystko po to, by przypomnieć innym ludziom, jak ważne jest dla nas środowisko.
**
W czerwcu wybierasz się rowerem do Brukseli. Czy każdy może wziąć udział w Twojej ekopwyprawie? **

Tak, to imprezy otwarte dla wszystkich. Zachęcam do udziału w nich. Punktem startowym jest wrocławski Rynek. Tam się zbieramy i stamtąd każdy, kto zechce, będzie mógł do nas dołączyć i przejechać na rowerze chociaż kawałek, do bram miasta.

Czy nie uważasz, że to, co robisz, to walka z wiatrakami? Co może zrobić jeden człowiek na rowerze albo kajaku?

Nigdy nie zamierzałem walczyć z wiatrakami. Generalnie popieram wiatraki (śmiech). Ludzi, którym bliskie są sprawy ochrony środowiska, jest coraz więcej (w Polsce, jak i na świecie), jestem zwyczajnie jednym z nich. Każdy może na swój sposób pomagać Ziemi - w domu, pracy, szkole, jako poseł w Sejmie czy prezydent lub radny miasta. Ja jestem takim zwykłym Janem Kowalskim (czyli Dominikiem Dobrowolskim), który poprzez takie akcje nagłaśnia ważne problemy.

Przykładowo, w zeszłym roku , jak okrążałem Bałtyk, TVP zrealizowała z mojej ekojazdy" trzy materiały w "Telekspressie", w których promowany był ekologiczny styl życia, ale także segregacja odpadów, troska o Bałtyk i oszczędzanie energii. Zatem było warto! To taka moja prywatna edukacja ekologiczna poprzez media.

W czerwcu wybierasz się do Brukseli na rowerze, ale takich ekowypraw masz już sporo na koncie...

W 2008 roku podczas wakacji pojechałem w Alpy. Zrozumiałem, że ekologii nie można promować w teorii, trzeba z pewnymi ideami wyjść do ludzi. 2008 rok to był rok przełomowy. Wtedy narodziła się myśl, żeby takie wyprawy organizować cyklicznie, bo to dobry sposób komunikacji z ludźmi.

Oczywiście przed Alpami były też inne wyprawy. Jedna, w roku 2007, do Azji środkowej, z różnymi grupami i organizacjami. Wcześniej z dziećmi, które zbierały puszki, wyruszyłem w rejs "Zawiszą Czarnym". To była dla nich nagroda. Te wszystkie akcje były spontaniczne, po prostu wcielałem w życie swoje pomysły.

Skąd pomysł na wyprawę do Brukseli?

Po pierwsze, ekologia nie zna granic. Po drugie, jadąc do Brukseli, będę miał jeszcze większe audytorium. Wreszcie nadarzyła się wyjątkowa okazja, bo 1 lipca rozpoczynamy prezydencję w Unii Europejskiej i właśnie tego dnia chcę tam dotrzeć. Najbardziej pragnąłbym zademonstrować pewną bardzo ważną ideę.

Jaka to idea?

Najważniejsze to: "ruszyć głową". Zresztą, ideę, która nam przyświeca,  przypomnieliśmy w haśle: "Stop CO2 – Rusz Się!”. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy ma czas, żeby wyruszyć na taką wyprawę, ale wystarczy przecież przesiąść się z samochodu na rower, przejechać się do sklepu albo korzystać jedynie z transportu publicznego. To są proste, codzienne wybory, a znaczą tak wiele. Cieszę się na przykład, że część osób, które nie mogą jechać ze mną do Brukseli, zorganizuje u siebie w miastach podobne akcje. Dostaję takie sygnały.

Jak będzie wyglądała Twoja wyprawa do Brukseli?

Nie będę jechał prosto, tylko zygzakiem. Zajmie mi to czternaście dni. 30 czerwca pojawię się już przed Parlamentem Europejskim, żeby następnego dnia być już przygotowanym na ten wyjątkowy dzień, w którym Polska przejmuje prezydencję w Unii Europejskiej. Będzie specjalna konferencja prasowa i spotkanie z Danutą Huebner, która ma m.in. patronat nad wyprawą, podobnie jak Polski Komitet Olimpijski. Czuję się zaszczycony, bo nie jestem olimpijczykiem, ale to bardzo miłe wyróżnienie.

Później przesiadasz się z roweru w kajak. Mamy dwie różne wyprawy...

Dwie różne, ale mianownik jest ten sam. I tym mianownikiem jest ekologia. Faktycznie, po powrocie z Brukseli zaczynam szykować kajak. A wszystko dlatego, że dręczy mnie fakt, że w rzekach znajdujemy coraz więcej śmieci: puszki, butelki, skrzynki... Oczyszczalnie ścieków w tym wypadku nic nie wskórają. Ten problem trzeba zwalczać w zarodku, tzn. przez edukację i uświadamianie ludzi młodych.

Wyprawa kajakiem to kontynuacja zeszłorocznej wyprawy wokół Bałtyku. Tym razem przepłynę całą Odrę, aż do Szczecina. Na trasie podróży znajdą się także takie miasta, jak Nowa Sól, Głogów i Słubice.

Po drodze będę organizować spotkania i dzielić się swoimi doświadczeniami. Chciałbym zarazić ochroną środowiska jak najwięcej osób. Problem zanieczyszczenia rzek można rozwiązać tylko poprzez angażowanie lokalnych środowisk, dlatego tak ważne są te spotkania z ludźmi.

Przygotowujesz się do tych wypraw?

Nie, podobnie jak w zeszłym roku, w ogóle się nie przygotowuję. Dość aktywnie żyję, prowadzę zdrowy tryb życia, codziennie jeżdżę na rowerze. Wierzę, że starczy mi sił na moje "wycieczki z misją". Bo "wycieczki" to nawet odpowiedniejsze słowo niż "wyprawy". Ważniejsze jest przesłanie - ochrona środowiska.

Czy Polacy dbają o środowisko? **Jak wygląda sytuacja w Polsce w porównaniu do innych krajów Unii Europejskiej. **

Raczej plasujemy się gdzieś na szarym końcu. A to wszystko wynika z tego, że mamy dysfunkcyjne prawo. Nie potrafimy ściągnąć pieniędzy od przedsiębiorców, których obowiązkiem jest także ochrona środowiska. Jedyny sposób, żeby chronić otoczenie przed zanieczyszczeniami, to składowanie odpadów.

Czy ludzie nazywają Cię czasem "szalonym ekologiem"?

Różnie mnie nazywają. Generalnie jest to sympatyczne. Czasami nie jestem miły, więc i słowa miłe nie są. Ostatnio pogoniłem w lesie gnojka, co śmieci wyrzucał. Nie obyło się bez bardziej pikantnych wyrażeń. Ale efekt był pozytywny, bo chłopak pozbierał  śmieci. Odprowadziłem go później do wiejskiego pojemnika do selektywnej zbiórki i na oczach podsklepowych piwoszy musiał ładnie posegregować to, co wcześniej chciał podrzucić wiewiórkom. We wsi mnie znają i wiedzą, że nie odpuszczam, więc uważają na słowa i czyny.

Co zaś się tyczy energii. Prawda jest banalna: ludzi, którzy robią coś dla Ziemi, dla swoich małych ojczyzn, dla innych, dla środowiska... są miliony. Ale media pokazują tylko tych, co kradną, gadają bzdury albo wystawiają gołe tyłki na scenie. Jedyne, co mi się udaje, to przebić przez to "medialne szambo" i pokazać trochę zieloności.

Dziękuję bardzo za rozmowę.



Czytaj też:

Ferie 2011 we Wrocławiu Zmień swoje drogowe miasto Photo Day - serwis
Kąpieliska i baseny we WrocławiuRozkład jazdy MPK WrocławDzieje się we Wrocławiu
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto