MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Dojrzewa bunt - Tania siła robocza przyciąga zagranicznych inwestorów, lecz ten medal ma ciemną stronę

Łukasz Pałka
Polski robotnik bierze pensję co najmniej czterokrotnie niższą od swojego kolegi z Europy Zachodniej. Dlatego koncerny zamykają swoje fabryki w Europie Zachodniej i przenoszą produkcję do naszego kraju.

Polski robotnik bierze pensję co najmniej czterokrotnie niższą od swojego kolegi z Europy Zachodniej. Dlatego koncerny zamykają swoje fabryki w Europie Zachodniej i przenoszą produkcję do naszego kraju. Jednak pracownikom taka sytuacja coraz mniej się podoba

We wrocławskich zakładach Whirlpool (dawny Polar) powinny się wkrótce rozpocząć rozmowy przedstawicieli załogi z zarządem. Ma je ułatwić przysłany przez resort pracy mediator. W tej chwili w fabryce trwa pogotowie strajkowe. Powód? Pracownicy narzekają na niskie pensje i mają dość przedłużania w nieskończoność umów tymczasowych.
– Wyzysk jest nagminny – uważa Janusz Łaznowski, szef dolnośląskiej Solidarności. – Napięta atmosfera jest w kilkunastu zakładach w naszym regionie.

Tymczasowy na wieki
Ludziom najbardziej nie podoba się to, że duża część załogi jest zatrudniana na umowy czasowe lub trafia do fabryki z agencji pracy tymczasowej.
– Umowy czasowe to prawdziwa plaga – opowiada pan Edward*, pracownik z wieloletnim stażem. – Szkoda mi osób, które dokładnie za tę samą pracę dostają czasem o połowę niższe wynagrodzenie ode mnie. Wszyscy pracujemy bardzo ciężko, a szefowie traktują nas tak, jakbyśmy robili wiklinowe koszyki.
Pracownicy, z którymi rozmawiamy, nie chcą, by ujawniać ich nazwiska. Boją się o miejsca pracy.
– Firma chce maksymalnie obniżyć koszty pracy – mówi Małgorzata Calińska, szefowa Solidarności w Polarze. – Są okresy, że tylko 40 procent załogi to stali pracownicy, reszta ma umowy czasowe lub jest przysyłana przez agencje pracy tymczasowej.
Przytacza przykład człowieka, który przez prawie cztery lata pracy na tym samym stanowisku podpisał aż 20 umów – na przemian z Polarem i agencjami. W dokumentach niektóre okresy zatrudnienia trwały dwa tygodnie lub miesiąc.
– Takich przykładów mamy na pęczki – twierdzi Małgorzata Calińska.
Zarząd firmy nie chce komentować tych zarzutów.
– Czekamy na mediatora. I to w zasadzie wszystko, co mogę w tej chwili powiedzieć – mówi Anna Nojszewska, rzeczniczka Whirlpoola.

Dziurawe przepisy
Polar to pierwszy na Dolnym Śląsku przypadek, gdy ludzie zdecydowali się głośno powiedzieć o swoich problemach z zagranicznym inwestorem. Czy w ich ślady pójdą następni?
– Wiele na to wskazuje. Nastroje są bardzo podgrzane – potwierdza Janusz Łaznowski z Solidarności.
I wylicza grzechy pracodawców: niskie wynagrodzenia, praca ponad normę, nagminne stosowanie umów tymczasowych, duża niestabilność zatrudnienia. Zaraz jednak dodaje, że są też pozytywne przykłady, gdy inwestor bardzo dba o pracowników, jak chociażby wrocławskie zakłady Volvo.
W całym kraju agencje pracy tymczasowej dostarczają zakładom ponad 200 tysięcy pracowników. Związkowcy twierdzą, że przepisy regulujące tę działalność są dziurawe.
– Rzeczywiście, dochodzi do nadużyć – przyznaje Witold Polkowski ze Stowarzyszenia Agencji Zatrudnienia. – Ustawa miała służyć przedsiębiorcom, którzy mają sezonową produkcję, potrzebują dodatkowych ludzi na krótko, na przykład na weekend. To dobre rozwiązanie chociażby dla studentów.

Rasizm ekonomiczny
Zagraniczni inwestorzy, którzy przychodzą do naszego kraju, nie mogą narzekać na brak pomocy publicznej. To dla nich przygotowano osiem tysięcy hektarów w strefach ekonomicznych, a rząd chce dołożyć jeszcze cztery tysiące hektarów.
Postawienie tam fabryki oznacza ulgi podatkowe, a przy dużych przedsięwzięciach także pomoc w gotówce. Korzystają z wieloletnich programów wsparcia – tylko w tym roku z budżetu państwa na 20 programów inwestycyjnych pójdzie ponad 100 milionów złotych. Z tego większość trafi do kieszeni zagranicznych inwestorów na Dolnym Śląsku. Nie wszyscy są zachwyceni.
– To przejaw ekonomicznego rasizmu – stwierdza ostro Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha. – Nie można tworzyć przywilejów dla wybranych i własnych przedsiębiorców traktować gorzej.
Według niego na korzyści zagranicznych koncernów składają się – płacąc wysokie podatki – małe i średnie firmy. I trudniej jest im tworzyć nowe miejsca pracy.
– Dopóki nie poprawi się sytuacja małych firm, to na lepsze czasy nie mają co liczyć pracownicy w dużych fabrykach. W tej chwili nie mają nawet dokąd odejść. Chyba że wyjadą za granicę – twierdzi Andrzej Sadowski.

Tam, gdzie taniej
Firma doradcza KPMG zapytała niedawno zagranicznych inwestorów, dlaczego zdecydowali się przyjść do Polski. Dla większości magnesem były niskie koszty pracy. Niemal 80 procent zamierza w najbliższym czasie jeszcze rozwinąć swoje interesy. Nikt nie myśli o wycofaniu się z Polski.
Ekonomiści wskazują, że będą do nas przenoszone kolejne fabryki z Europy Zachodniej. Ten proces potrwa co najmniej dziesięć lat, dopóki w specjalnych strefach obowiązują ulgi. A potem? Czy przeniosą je do tańszych krajów? – To prawdopodobne – mówi Andrzej Sadowski.

* imię bohatera zostało zmienione

od 7 lat
Wideo

Zakaz krzyży w warszawskim urzędzie. Trzaskowski wydał rozporządzenie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto