Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dojrzał do skruchy - Błyskawiczny proces restauratora, który zabił rowerzystę i uciekł z miejsca wypadku

Katrzyna Tokarska
FOT. JANUSZ WÓJTOWICZ
FOT. JANUSZ WÓJTOWICZ
– Przyznaję się do winy. Stchórzyłem. Zabrakło mi odwagi, by wyjść z samochodu i sprawdzić, co się stało – mówił wczoraj w sądzie oskarżony Tomasz S. – Po prostu uciekłem Nie wierzę w jego skruchę.

– Przyznaję się do winy. Stchórzyłem. Zabrakło mi odwagi, by wyjść z samochodu i sprawdzić, co się stało – mówił wczoraj w sądzie oskarżony Tomasz S. – Po prostu uciekłem

Nie wierzę w jego skruchę. To dobry aktor – powiedziała Ewa Wojtysik, wieloletnia partnerka Adama P., który rok temu zginął pod kołami auta. – Przez niego moje życie straciło sens!
Wczoraj rozpoczął się i niespodziewanie zakończył proces właściciela trzech restauracji we Wrocławiu, oskarżonego o spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczkę z miejsca zdarzenia. Niespodziewanie, bo restaurator w swoich wyjaśnieniach przyznał się do winy i wyraził chęć zadośćuczynienia rodzinie ofiary wypadku. Sędzia Izabela Krupa uznała, ze w tej sytuacji nie ma sensu przesłuchiwać dziesięciu świadków i dwóch biegłych. Oskarżony przepraszał wczoraj rodzinę Adama P.
– W areszcie miałem dużo czasu na przemyślenia – mówił Tomasz S. – Tamtego dnia spieszyłem się, byłem zmęczony. Pamiętam moment, w którym potrąciłem Adama P. To był taki metaliczny huk. Przednia szyba pękła i wiedziałem, że wydarzyła się tragedia. Nie chciałem jednak tej myśli do siebie dopuścić i odjechałem. Po prostu uciekłem.
Prokurator Ryszard Gromek zażądał dla Adama S. sześciu lat więzienia, zakazu prowadzenia samochodu przez dziesięć lat i wpłaty 90 tysięcy złotych na wybrany przez sąd cel charytatywny.
W końcowych mowach obrona mówiła o tym, że wniosek oskarżyciela publicznego jest zbyt surowy.
– Tomasz S. nie zasługuje na sześć lat więzienia – mówił mecenas Piotr Skoczylas. – Ten wypadek to był pech. Nie wynikał z brawury, a z nieuwagi. Oskarżony jest tylko człowiekiem. Popełnił błąd i przyznał się do niego.
Wyrok w tej sprawie zapadnie 12 października. •

Mówił, że nie uciekł,tylko wyjechał
Tragiczny wypadek wydarzył się 17 listopada 2004 roku nad ranem. Pięćdziesięcioletni Adam P., jechał na rowerze do pracy. Na ulicy Ślężnej
na tył jego roweru najechał jeep grand cherokee, który prowadził Tomasz S. Nie zatrzymał się. Nie zareagował nawet, gdy na pobliskim skrzyżowaniu inny kierowca pokazał mu, że ma coś pod samochodem. Świadek zapisał numer rejestracyjny auta i zadzwonił na policję. Ta zaczęła poszukiwania sprawcy wypadku. Znalazł się dopiero następnego dnia w Warszawie. Tłumaczył, że nie uciekał z miejsca wypadku tylko wyjechał w zaplanowaną wcześniej podróż w interesach.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto