MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Do Hollywood? Jako gość

Małgorzata Matuszewska
Rozmowa z... Tomaszem Bagińskim, laureatem nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej BAFTA • Po zdobyciu nagrody BAFTA posypały się już propozycje fantastycznej współpracy? – Od gali w Londynie nie minął ...

Rozmowa z... Tomaszem Bagińskim, laureatem nagrody Brytyjskiej Akademii Filmowej BAFTA

• Po zdobyciu nagrody BAFTA posypały się już propozycje fantastycznej współpracy?
– Od gali w Londynie nie minął nawet tydzień! Na razie nie ma żadnych konkretów, ale to oczywiste, że otwierają się nowe możliwości. Nawiązaliśmy bardzo dużo kontaktów. Na pewno przez rok, a może nawet przez parę lat ta nagroda będzie pomagała i mnie, i studiu Platige Image, w którym pracuję.

• Ale już dawniej proponowały Panu pracę znane filmowe studia: Dream Works, animatorzy „Gwiezdnych wojen”. Dlaczego Pan ich nie przyjął?
– Dlaczego miałbym przyjąć? Świetnie realizuję się w Polsce. Mam mnóstwo pomysłów, planów. Dużo tutaj już zbudowałem. Nie warto porzucać swojej ekipy tylko po to, żeby pracować w Hollywood. Byłem tam już nie raz, i nie dwa, ale bardziej jako gość niż współpracownik. Chociaż nie wykluczam, że być może propozycje były za mało atrakcyjne.
Teraz coraz więcej reżyseruję, mniej animuję. Praca animatora na całym świecie jest taka sama. Tylko koszty utrzymania za oceanem są większe. Po festiwalu w Sundance, gdzie pokazywana była „Sztuka spadania”, dostaję do przeczytania scenariusze. Jeśli znajdę superciekawy, być może na jakiś czas wyjadę.

• O „Sztuce spadania” mówi się, że jest pacyfistyczna. Niektórzy widzowie uważają, że to film o sztuce. Zgadza się Pan z którąś opinią, czy ma Pan własną interpretację?
– Nie mam własnej. Uważnie słucham widzów. Bardzo długo pracowałem nad tym filmem, produkcja trwała osiem miesięcy, a przedtem dużo myślałem nad scenariuszem. Przeszedłem przez wszystkie możliwe interpretacje. Zaczynając od pacyfizmu i filmu o sztuce, po bardziej skomplikowane. Zostawiam to widzom. Chcę, żeby dyskutowali i myśleli o filmie.

• Jest Pan pacyfistą?
– Nie. Mogę być wrogiem wojny. Sami żołnierze są jej wrogami, bo przecież nikt normalny nie chce ginąć. Ale nie rozumiem pacyfistów, którzy sprzeciwiają się istnieniu wojska, choć jestem zwolennikiem armii zawodowej, nie amatorskiej. Armia bez pracy jest postrzeloną instytucją. Za to w sytuacjach ekstremalnych sprawdza się rewelacyjnie.

• Na czwartym roku rzucił Pan studia na architekturze. Wróci Pan tam kiedyś jeszcze?
– Nie sądzę. Chociaż Spielberg w końcu wrócił do szkoły filmowej i skończył edukację. Ale ja nigdy nie żałowałem: ani decyzji odejścia, ani lat spędzonych na uczelni.

• Lubi Pan oglądać telewizyjną „Panoramę” z własną graficzną czołówką?
– To był bardzo trudny projekt, wyjątkowo rozbudowany. Musieliśmy pokonywać wiele przeszkód technicznych związanych ze standardem nadajników telewizyjnych. Bardzo jestem zadowolony z efektu. W warunkach, w jakich powstawała ta czołówka, trudno byłoby zrobić coś dużo lepszego. Ale ja mam taki charakter, że zawsze chciałbym jeszcze coś poprawić. A „Panoramę” oglądam, jak mam czas.

• Nad czym Pan teraz pracuje?
– To długa historia, bo mam sporo planów. Wśród reżyserskich są dwa krótkie metraże według pomysłów młodych polskich komiksiarzy: „Wszyscy święci” Tomasza i Bartosza Minkiewiczów oraz „Kinematograf” według fragmentów „Rewolucji” Mateusza Skutnika. Pracuję też nad pełnometrażowym filmem aktorskim i animowanym. W zanadrzu mam jeszcze inny projekt. Myślę, że zelektryzuje polską widownię, ale niech szczegóły na razie pozostaną tajemnicą. Uczestniczę też jako producent lub opiekun w powstawaniu dwóch studenckich filmów. Jeden z nich robi student Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, drugi powstaje w łódzkiej Filmówce. Nie są do końca w moich klimatach, bo to autorskie projekty. A mnie zależy na nowych, młodych reżyserach.

• Kiedyś pracował Pan sam, teraz bardziej zespołowo. Tak jest lepiej?
– Jak każdy reżyser jestem megalomanem, lubię, kiedy moje nazwisko pojawia się w mediach. Ale dużych rzeczy sam nie zrobię, choćbym miał trzy pary rąk. Nie pociągnę wszystkich sznurków. Moi współpracownicy mają fajne pomysły i cieszę się, że razem przykładamy do tego ręce.

• A jakie kryteria przykłada Pan do przyszłych współpracowników?
– One zależą od miejsca człowieka w zespole. Grafika komputerowa tylko z zewnątrz jest jednorodna. Dobrzy animatorzy postaci są na świecie bardzo poszukiwani. Nadają im charakter poprzez ruch, wykorzystują talent aktorski, emocje. Ale często nie potrafią rysować, bo tego talentu nie potrzebują. Ludzie, którzy tworzą tła do reklam, muszą mieć perfekcyjne wyczucie kolorów. Umieć namalować konia w galopie albo zachód słońca nad oceanem. Nie muszą znać sztuki animacji.
Staram się zbudować świetny zespół, ale nie może być tak duży, jak na przykład Dream Works. Nasz kraj jest za mały na tak duże zespoły.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Błysk i cekiny czyli gwiazdy w Cannes

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto