Najskrytsze sekrety Ludowego Wojska Polskiego dziś stoją tu otworem.
Jeszcze niedawno miejscowi żartowali, że wystarczy żarówkę w usta włożyć i zaświeci. We wsi stacjonowały dwie jednostki radiolokacyjne z olbrzymimi radarami. Dziś zostały po nich opuszczone koszary i malownicze podziemne bunkry
Senna wieś. Wokół niewielkie wzgórza, lasy i pola. Kilka kilometrów stąd szosa Bolesławiec – Zgorzelec. Do granicy z Niemcami pięć kilometrów. Właśnie w tej niepozornej miejscowości swoje bazy miały dwie jednostki strategicznie ważne dla LWP i reszty sił zbrojnych Układu Warszawskiego. Żołnierze pierwszej zajmowali się kontrolowaniem przestrzeni powietrznej. Druga miała zadanie nie mniej ważne, choć o wiele bardziej tajne. Ale wojsko już się stąd wyniosło. Pozostawiło po sobie koszary i podziemne bunkry, które wciąż kuszą ciekawskich.
Namierzali wroga
Pierwszy kompleks bunkrów mieści się na wzgórzu, kilkaset metrów od koszar. Na pagórkach widać betonowe i metalowe kikuty. To zakończenia przewodów wentylacyjnych i rury wydechowe generatorów. Do największego pagórka biegnie droga. Kończy się dziedzińcem z betonowej kostki. Dalej są olbrzymie metalowe bramy. Za nimi ukryte były samochody z radarami, gotowe w każdej chwili wyruszyć w drogę, by namierzać wrogie obiekty. Kilkaset metrów dalej pozostałości po dystrybutorach i zbiornikach z paliwem. Pośrodku terenu wysoka na sześć metrów wartownia. Na górze przeszklona kabina i wielki metalowy kątomierz, nieużywany dopiero od czterech lat.
Ściśle tajne
Drugi kompleks bunkrów jest lepiej ukryty. Jedzie się do niego drogą obok szkoły i kościoła. Spory pagórek pośrodku ogrodzonego terenu nie ma już stalowych drzwi chroniących wnętrze góry przed obcymi. Wojsko odeszło 9 lat temu. Czego nie zabrali żołnierze, wywieźli szabrownicy.
– Tu był batalion rozpoznania radioelektronicznego – wyjawia znajomy major rezerwy. Jednostka była ściśle tajna, więc i on też woli pozostać tajemniczy. – Żołnierze nasłuchiwali komunikatów wysyłanych przez niemieckie i amerykańskie wojska stacjonujące w RFN. Bunkier był hermetyczny. Mógł wytrzymać wybuch jądrowy – opowiada wojskowy. Na jednej zmianie pracowało 15 osób, w sumie ok. 30 oficerów i blisko stu żołnierzy.
Wszystko na miejscu
Wnętrze silosu wyposażone było w najnowocześniejsze urządzenia elektroniczne. Wszystkie zachodnie nowinki z branży trafiały właśnie tu, choć oficjalnie kupowały je podstawione, cywilne firmy. Bunkier miał własne zasilanie, ujęcie wody i system wentylacji. Było wszystko, co potrzebne do przeżycia w podziemnej izolacji. Co z tego ocalało, można się przekonać samemu. Wystarczy dobra latarka. •
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?