Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Diabelskie ziele

Barbara Chabior
Katolicka kuria metropolitalna ostrzega przed nim wiernych, a kuria polskokatolicka, na którą się powołuje, zabrała mu prawo do noszenia habitu. On twierdzi, że chce tylko służyć ludziom.

Katolicka kuria metropolitalna ostrzega przed nim wiernych,
a kuria polskokatolicka, na którą się powołuje, zabrała mu prawo do noszenia habitu. On twierdzi, że chce tylko służyć ludziom. Kim naprawdę jest ojciec Mateusz?

Mateusz Lech wynajął dom przy Lesie Osobowickim. Mówi: – Moje jedyne cele to modlitwa, celibat, leczenie dotykiem i ziołami, a w przyszłości może otworzę szpital lub hospicjum.
Kuria metropolitalna uznała, że jest niebezpieczny. Wrocławscy parafianie w ostatnią niedzielę wysłuchali listu hierarchów z archidiecezji, w którym jasno stwierdzają: szef wrocławskiego Instytutu Jerozolimskiego Świętego Jana Umiłowanego Ucznia nie jest kapłanem, nie ma święceń, bezprawnie odprawia msze w swojej kaplicy, nielegalnie używa symboli religijnych i powołuje się na autorytet Kościoła katolickiego. Uczestnictwo w jego mszach to wielki grzech.

Czy to sekta
– To grupa nieformalna, nie jest związana z Kościołem rzymskokatolickim. Działa we Wrocławiu od kilku miesięcy, powołując się na związki z Kościołem polskokatolickim. Niebezpieczni są tak jak każda sekta – wyjaśnia ojciec Tomasz Franc z Dominikańskiego Centrum Informacji o Sektach i Zagrożeniach Duchowych. Podający się za księdza Mateusz Lach rozprowadza zioła. Prawdopodobnie są to mieszanki ziół z Herbapolu. I w ten sposób przekonuje ludzi, że leczy. Jeżeli ktoś zaufa mu za bardzo odrzuci medyczną terapię narazi zdrowie – przestrzega.
Dominikański ośrodek przeprowadził śledztwo. Wnioski: ojciec Lech chodzi w habicie, jest sympatyczny, ma dar zjednywania ludzi, założył kaplicę, twierdzi, że jest energoterapeutą, mówi jak ksiądz, wzbudza zaufanie, ale propaguje podejrzane idee. Najprostsze skojarzenie – Instytut Jerozolimski św. Jana Umiłowanego Ucznia to sekta.
Ośrodek dominikanów przestrzega ludzi, by samozwańczemu księdzu, broń Boże, nie ufali.
Dlaczego na działalność ojca Mateusza kuria zareagowała tak szybko listem do parafian?
– Bo sami dzwonili. Bali się, że ulokowała się koło nich jakaś sekta – wyjaśnia ojciec Franc. – Czy to zbyt szybka reakcja? Nie ma powodów zwlekać, kiedy wiadomo, że to osoba, która nie ma prawa powoływać się na autorytet Kościoła.

Ksiądz,nie ksiądz?
– Przyszedł do mnie proboszcz pobliskiej parafii św. Teresy od Dzieciątka Jezus. Rozmawialiśmy po przyjacielsku. Zwiedził moją kaplicę, podziwiał, proponował pomoc. Nie, nie wierzę, że doniósł na mnie do kurii. Albo kuria jest zbyt podejrzliwa, albo naruszam czyjeś interesy – dziwi się starszy, sympatyczny pan w koloratce. Siedzi pod krzyżem. Naprzeciw pokoju, w którym rozmawiamy, w remontowanym podupadłym domku starannie urządzona kapliczka. Obok ołtarza wisi ornat z czerwonym maltańskim krzyżem wyhaftowanym na piersiach. Przy tym ołtarzu modlą się tylko współbracia księdza Mateusza. Teraz jest ich czterech. Żyją w surowej regule, chcą pomagać ludziom. Ojciec Mateusz sprzedaje zioła i leczy dotykiem, bo chce „jakoś wyżyć”. Chorą wątrobę czy nerki zaraz wyczuje, bo na dłoniach robi mu się gorąco, taki dar. Z ziół ma 30-40 złotych dziennie. – Mało – mówi – jeżeli chce się przetrwać, opłacić światło, gaz, internet. Bo strona internetowa musi być.
I zapewnia: – Święcenia mam, jestem po studiach teologicznych, tylko że w Kościele polskokatolickim. My jesteśmy niezależni od Watykanu, a nasz zakon – Instytut Jerozolimski, powołuje się na tradycje średniowieczne.

Jego teczka zaginęła
Co wiedzą o ojcu Mateuszu w kurii biskupiej Kościoła polskokatolickiego, na który Lech się powołuje? Ojciec Mateusz naprawdę nazywa się Lech Kokosa. Owszem, jest księdzem, ale – według księdza kanclerza Ryszarda Dąbrowskiego – byłym. Święcenia odebrał w 1971 roku, najpierw sprawował posługę kapłańską w Kielcach, prowadził parafię polskokatolicką w Kosarzewie, potem poprosił o zgodę na wyjazd do USA. Dostał ją.
Kanclerz: – Jego teczka zaginęła, nie wiemy, kiedy przeniesiono go do stanu świeckiego i dlaczego. Dokumentów nie przekazał do archiwum zmarły biskup Tadeusz Majewski. Mamy jedynie prywatne notatki biskupa o wydalonym Lechu Kokosie. Nie ma on prawa używać habitu ani tytułować się księdzem.
– To przerażające. Dzwonię do nich! To jakieś kosmiczne nieporozumienie – ojciec Mateusz jest oszołomiony. – To chyba przez to, że wybrałem zakon. A ja chciałem tylko pomagać, leczyć ziołami. Ale jak widzę, zioła mogą być katolickie lub nie. Pewnie to, co ja rozdaję chorym, to jakieś diabelskie ziele – szydzi.
Co to za instytut
Instytut Jerozolimski nie ma innych placówek w Polsce, nie sposób też znaleźć jego odpowiednika na świecie. Źródłem informacji o nim jest jedyny jak dotąd przełożony zakonu – Lech Kokosa (Mateusz Lech). Według niego Instytut bierze początek od joannitów, najstarszego zakonu rycerskiego i czerpie z jego tradycji. Według Kokosy bracia spod tego znaku mają działać jeszcze w kilku państwach Europy, a generałem zakonu jest Bruno Bersan.

Kościół, ale inny
Kościół polskokatolicki, czyli Polski Kościół Narodowo-Katolicki, powstał w 1898 roku w USA, po nieporozumieniach pomiędzy amerykańską Polonią a jej biskupami. Poszło o zarząd dobrami kościelnymi, a także sprawy duszpasterskie. Polacy wysłali do Rzymu delegację. Odpowiedź Stolicy Apostolskiej nie spodobała się im. Więc w grudniu 1898 roku wierni parafii św. Stanisława w Scranton wypowiedzieli kanoniczne posłuszeństwo biskupowi i papieżowi. Zostali ekskomunikowani.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto