Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy we wrocławskiej SB działała opozycja?

Katarzyna Kaczorowska
Nie po linii państwa Na samym początku stanu wojennego z wrocławskiej SB wyrzucono grupę oficerów. Powód? Sprzyjanie Solidarności. Żaden z nich nie stanął przed sądem.

Nie po linii państwa
Na samym początku stanu wojennego z wrocławskiej SB wyrzucono grupę
oficerów. Powód? Sprzyjanie Solidarności. Żaden z nich nie stanął przed sądem. W MSW uznano, że nie należy robić z nich męczenników i pokazywać, że służby nie są propaństwowym monolitem

Wniosek o wydalenie ze służby por. Janusza Łozińskiego, oficera IV wydziału Służby Bezpieczeństwa Komendy Wojewódzkiej MO we Wrocławiu, nosi klauzulę „ściśle tajne”. Pismo do „obywatela ministra spraw wewnętrznych” zaopiniował pozytywnie komendant wojewódzki pułkownik Zdzisław Biernaczyk.
– W archiwum IPN nie ma bezpośrednich informacji świadczących o działalności opozycji w strukturach SB – przyznaje historyk Wojciech Trębacz z wrocławskiego oddziału Instytutu. – Ale na podstawie wiedzy o tym, z czym wiążą się określone sformułowania, można uznać, że wymieniane we wnioskach o usunięcie ze służby „opieszałość” w pracy, „niewłaściwa” postawa polityczna, „zła” praca z agenturą, „nieprzystające” poglądy i światopogląd oznaczały przeciwstawianie się działaniom „bezpieki” i próby osłabiania jej funkcjonowania – dodaje Trębacz.

Uwaga, agent!
Tzw. grupa Charukiewicza. Dziesięciu oficerów SB, w większości z wydziału IV zajmującego się inwigilacją Kościoła.
– Przyjaźniłem się z Lilianą Kretkiewicz, związaną z duszpasterstwem akademickim. I przez nią przekazywałem tam informacje, głównie ostrzeżenia przed agentami kręcącymi się wokół księdza Aleksandra Zienkiewicza – wspomina Marian Charukiewicz, ze służby wydalony w stopniu kapitana.
Zna go Adam Pleśnar, działacz wrocławskiego Klubu Inteligencji Katolickiej. – To było jeszcze przed sierpniem 1980 roku. Zadzwonił z prośbą o spotkanie, ale nie u mnie w domu. Powiedział, żebyśmy uważali na – tu padło nazwisko – bo ten człowiek jest współpracownikiem SB.
Pleśnar nie dał po sobie nic poznać. Po latach okazało się, że Charukiewicz miał rację. Łoziński zaś przyznaje, że do 1980 roku starali się nie szkodzić. – Nasza wiedza o Kościele pochodziła od tajnych współpracowników. Można było nie wpisać do raportu wszystkiego, co taki człowiek mówił.
16 marca 1981 roku w Bydgoszczy podczas sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej, ZOMO pobiło kilku zaproszonych członków Solidarności, m.in. Jana Rulewskiego. 25 marca gdańscy milicjanci uchwalili rezolucję, w której domagali się wyjaśnienia tzw. wydarzeń bydgoskich i zaprzestania przemocy wobec społeczeństwa i opozycji. Dokument trafił do jednostek w całym kraju. 31 marca również wrocławski garnizon poparł gdańską rezolucję. Tutaj też dodano do niej fragment, że winą za wydarzenia z 1956, 1968, 1970 i 1976 roku obarcza się milicję, a nie ich prawdziwych sprawców.
– To był bunt całego garnizonu, który zerwał się władzy ze smyczy – wspomina Łoziński. A Charukiewicz dodaje: – Od połowy lat 70. panowało rozluźnienie, epoka gierkowska to był inny czas niż lata 50. Do służb nie przyjmowano przypadkowych ludzi, ale to nie znaczy, że wszystkim nałożono gorset.

Talon za podsłuch
I Łoziński, i Charukiewicz twierdzą, że to od nich wyszła informacja skierowana do Jerzego Piórkowskiego, pierwszego przewodniczącego Zarządu Regionu Solidarności, o założonym u niego podsłuchu. Od nich też miało wyjść ostrzeżenie przed sekretarką, która pracowała w zarządzie na placu Czerwonym (dzisiaj Solidarności) i była wtyczką SB. – Miała nagrywać rozmowy, dostała magnetofon, który nosiła w torbie – mówi Charukiewicz. Według Łozińskiego nagrodą za współpracę był talon na malucha.
Sygnał dotyczący sekretarki pamięta Władysław Frasyniuk:
– Coś do nas wtedy dotarło. Ostrzeżono nas też przed grupą ludzi wokół Piórkowskiego, jak się okazało zinfiltrowaną przez SB. Nazywali się „prawdziwymi robotnikami” i byli prawdziwymi antysemitami – wyjaśnia. Mówi, że zna grupę Charukiewicza. O oficerze SB wynoszącym informacje z firmy słyszał też od ks. Stanisława Orzechowskiego, duszpasterza Solidarności. Ale był ktoś jeszcze.
– Na początku 1982 roku dostaliśmy informację o grupie byłych działaczy, wśród nich była dawna asystentka Karola Modzelewskiego i członek jednej z komisji zakładowych. Lokowali ludzi po naszych kontaktach, szukali osób z maszynami poligraficznymi. Szczególnie niebezpieczna była ta dziewczyna, bo poznawała ludzi po sylwetkach. Ostrzegliśmy kolegów z Solidarności Walczącej, ale Kornel Morawiecki nam nie uwierzył. Polecił ich tajnej strukturze w Chemiteksie, którą szybko wygarnięto. Ale zorientowano się, że coś wiemy o grupie i utajniono ją – mówi Frasyniuk.
Rafał Guzowski, wtedy działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów, dziś jeden z dyrektorów Urzędu Miejskiego we Wrocławiu, o tzw. grupie Charukiewicza słyszał w drugiej połowie lat 80. – Wcześniej, nawet gdyby do nas dotarli, to i tak byśmy im nie uwierzyli. Takie były procedury. Choć faktem jest, że po ogłoszeniu stanu wojennego dostaliśmy sygnał, że SB szykuje aresztowania wśród studentów. Znaliśmy datę – noc z 26 na 27 grudnia. Rozesłaliśmy ostrzeżenia – opowiada Guzowski.
Mariana Charukiewicza zna też Wojciech Myślecki z Solidarności Walczącej. – Dostaliśmy od niego charakterystyki osobowe wysokich funkcjonariuszy SB, wiedzę o celach i sposobie działania służb – opowiada były działacz SW.

Papiery na miasto
Mariana Szymonowicza z milicji wyrzucono w 1984 roku. 14 grudnia 1981 w drukarni Solidarności przy Mazowieckiej zabezpieczał sprzęt i materiały. Od dawna powielał ulotki i pisma opozycyjne. To, co jedni rekwirowali, on z kolegami z grupy puszczał w miasto.
– Po prostu chcieliśmy być przyzwoici – mówi. W 1990 roku on, Łoziński i Charukiewicz byli w grupie byłych oficerów, którzy złożyli wniosek o przywrócenie do pracy na mocy ustawy z 1989 roku, dotyczącej osób represjonowanych w stanie wojennym za działalność opozycyjną. W listopadzie ujawniono ich protest, w którym napisali m.in.: „w wyniku fatalnej instrukcji i „czyszczenia” akt przez kadrowców przez sito weryfikacji przeszli gorliwi przeciwnicy Solidarności i jakichkolwiek reform”.
Zwolnieni z firmy w stanie wojennym za poglądy polityczne wrócili do niej w 1990 roku tylko na chwilę. – Po trzech miesiącach powiedziałem „dość”. Codziennie patrzyłem na mordy tych, którzy mnie wyrzucali – mówi Szymonowicz. Charukiewicz i Łoziński też nie kryją żalu, że niepodległe państwo nie chciało skorzystać z ich wiedzy.
Prof. Andrzej Zybertowicz, specjalista od tajnych służb PRL, przyznaje, że opozycja w SB była rzadkością. – Tym bardziej tacy ludzie byli niewygodni. Po prostu wyrzut. •

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto