O sytuacji Romów z ul. Kamieńskiego pisaliśmy niedawno (zobacz: Wrocławscy nomadzi z Karłowic w błędnym kole). 60 osób, w większości dzieci, od dwóch lat mieszka na terenie dawnych działek. Mają tu kilkanaście chatek skleconych z byle czego, ogrzewanych przez prowizoryczne piece. Nie znają polskiego, nie mają pracy, dostępu do bieżącej wody, utrzymują się głównie z żebrania. Pomaga im Stowarzyszenie Nomada, które prowadzi ich fanpage na Facebooku Wrocławscy nomadzi: tabor romski na Karłowicach.
Urzędnicy do tej pory nie potrafili rozwiązać ich problemu. Pojawiła się jednak nadzieja. 11 kwietnia w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim spotkały się wszystkie organizacje, które znają sytuację Romów i mogą pomóc. Byli też koczownicy. Zabrakło tylko przedstawicieli Urzędu Miasta.
Koczownicy przy stole ze strażnikami miejskimi
- Jestem byłym koczownikiem i wiem, że jeśli chce się poznać ich problemy, potrzeby i możliwości, trzeba między nimi bywać - mówił Karol Gierliński z zespołu ds. romskich przy Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji. - Warto zdać się w tym przypadku na organizacje pozarządowe, które mogą być pośrednikami w komunikacji z nimi. Część koczowników chętnie przyjęłaby inny styl życia, inni nie.
Na spotkaniu w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim
Romowie nie mają podstawowej wiedzy, czym jest prawo. Nie wiedzą np., czy są tu legalnie, czy nie. Boją się spotykać z urzędnikami, nie mają zaufania do mundurów, bo myślą, że mogą zostać wydaleni albo że odbierze się im dzieci.
- Żaden z Romów z Kamińskiego nie rejestrował pobytu w Polsce, choć niektórzy z nich mieszkają we Wrocławiu już kilkanaście lat - zaznacza Joanna Bober, wicedyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców w DUW. - Rejestracja jest pierwszym krokiem do kolejnych etapów, którymi może być podjęcie pracy czy uzyskanie prawa do opieki medycznej.
Zobacz zdjęcia z koczowiska przy ul. Kamieńskiego
Romowie mogą mieć jednak problemy z wypełnianiem wniosków, bo nie piszą po polsku, a rumuńskiego też w większości nie znają, ponieważ między sobą porozumiewają się w romani.
Leczenie na koszt szpitala
Opieka medyczna rzeczywiście by im się przydała. Romowie najczęściej znajdują pomoc w pobliskim szpitalu, gdzie np. mieszkanki obozu rodzą dzieci.
- W marcu 2011 roku napisaliśmy list w tej sprawie do jednego z dyrektorów w Urzędzie Wojewódzkim, ponieważ leczymy i hospitalizujemy Romów z pieniędzy szpitala, bo nie są ubezpieczeni - przypomina Maria Dytko, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu. - Otrzymaliśmy odpowiedź, że pacjenci muszą zapłacić za koszty leczenia. Gdy zgłosiliśmy się w tej sprawie do prezydenta miasta, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Żeby ubezpieczyć Romów, trzeba by wykupić im kartę europejską za ok. 330 zł na rodzinę. Jednak przy braku rejestracji pobytu w Polsce, wydanie takiej karty kosztuje dodatkowo ok. 7 tys. zł od osoby. Łatwiejsze byłoby więc ubezpieczenie ich przez ewentualnych pracodawców.
Szkoła, a co to?
Trudność w asymilacji z wrocławskim społeczeństwem wynika również z analfabetyzmu koczowników. Dzieci, które stanowią 70 proc. grupy, nie znają szkoły.
Joanna Urbańska z kuratorium oświaty we Wrocławiu zapewniła, że dzieci romskie - jak każde inne na terenie Polski - mają możliwość bezpłatnej nauki i nie powinno być kłopotów z przyjęciem ich do szkół. Problemem może być kwestia integracji ich z pozostałymi uczniami. Jej zdaniem można zastanowić się nad zorganizowaniem dla nich specjalnej klasy.
Romów z Kamińskiego sporadycznie odwiedzają różne służby. Policja i straż miejska były niedawno alarmowane o próbie podpalenia koczowiska przez nieznane osoby.
Urzędnicy to nie goście z kosmosu
- Byłam na koczowisku kilkanaście razy i nasza pomoc nie zawsze spotykała się z dobrym przyjęciem ze strony jego mieszkańców - mówi Ewa Wnęk, zastępca kierownika MOPS Psie Pole. - W świetle polskiego prawa tym ludziom żadna pomoc nie przysługuje, ponieważ nie mają dokumentów rejestracji. Podczas interwencji przychodzimy z umundurowaną strażą miejską czy graniczną, nasi pracownicy też mają kamizelki. Romowie muszą wiedzieć, że nie jesteśmy ufoludkami - dodaje.
Spotkanie zostało pozytywnie ocenione przez uczestników. Dla wrocławskich koczowników było to wielkie wydarzenie, ponieważ mogli na równo zasiąść przy stole z urzędnikami czy strażnikami miejskimi.
Jest nadzieja
- Było mało konkretów, ale od czegoś trzeba zacząć. Chcieliśmy, żeby sprawa Romów z Kamińskiego wypłynęła i żeby ktoś się nią zajął. To się udało - uważa Agata Ferenc ze stowarzyszenia Nomada. - Złożono kilka deklaracji. MOPS znów zaczyna w tej sprawie działać. Zobaczymy, jak temat rozwinie się w następnych tygodniach, ale patrzymy na to z optymizmem.
Stowarzyszenie Nomada ma w najbliższych dniach spotkać się z Dariuszem Tokarzem, pełnomocnikiem wojewody dolnośląskiego ds. mniejszości narodowych i etnicznych. Będzie na nim opracowywany plan pomocy dla koczowników.
Czytaj również:
- Jak pomóc, a nie odebrać duszy Cyganowi?
- Do Vasyl: Nie wyobrażam sobie, by Polacy wyrzucili nas kiedyś z kraju
Egzamin gimnazjalny 2012 z CKE | Sesja z książkami we Wrocławiu | Matura 2012 z CKE matematyka | Hakuna matata! Zdjęcia z zoo |
**
**
Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?