Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy uda się rozwiązać sprawę nomadów z wrocławskich Karłowic?

Michał Potocki
Michał Potocki
11 kwietnia Romowie dowiedzieli się, że pracownicy MOPS-u to nie ...
11 kwietnia Romowie dowiedzieli się, że pracownicy MOPS-u to nie ... Michał Potocki
11 kwietnia we Wrocławiu miało miejsce historyczne spotkanie.

O sytuacji Romów z ul. Kamieńskiego pisaliśmy niedawno (zobacz: Wrocławscy nomadzi z Karłowic w błędnym kole). 60 osób, w większości dzieci, od dwóch lat mieszka na terenie dawnych działek. Mają tu kilkanaście chatek skleconych z byle czego, ogrzewanych przez prowizoryczne piece. Nie znają polskiego, nie mają pracy, dostępu do bieżącej wody, utrzymują się głównie z żebrania. Pomaga im Stowarzyszenie Nomada, które prowadzi ich fanpage na Facebooku Wrocławscy nomadzi: tabor romski na Karłowicach.

Urzędnicy do tej pory nie potrafili rozwiązać ich problemu. Pojawiła się jednak nadzieja. 11 kwietnia w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim spotkały się wszystkie organizacje, które znają sytuację Romów i mogą pomóc. Byli też koczownicy. Zabrakło tylko przedstawicieli Urzędu Miasta.

Koczownicy przy stole ze strażnikami miejskimi

- Jestem byłym koczownikiem i wiem, że jeśli chce się poznać ich problemy, potrzeby i możliwości, trzeba między nimi bywać - mówił Karol Gierliński z zespołu ds. romskich przy Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji. - Warto zdać się w tym przypadku na organizacje pozarządowe, które mogą być pośrednikami w komunikacji z nimi. Część koczowników chętnie przyjęłaby inny styl życia, inni nie.

Na spotkaniu w Dolnośląskim Urzędzie Wojewódzkim

Romowie nie mają podstawowej wiedzy, czym jest prawo. Nie wiedzą np., czy są tu legalnie, czy nie. Boją się spotykać z urzędnikami, nie mają zaufania do mundurów, bo myślą, że mogą zostać wydaleni albo że odbierze się im dzieci.

- Żaden z Romów z Kamińskiego nie rejestrował pobytu w Polsce, choć niektórzy z nich mieszkają we Wrocławiu już kilkanaście lat - zaznacza Joanna Bober, wicedyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców w DUW. - Rejestracja jest pierwszym krokiem do kolejnych etapów, którymi może być podjęcie pracy czy uzyskanie prawa do opieki medycznej.

Zobacz zdjęcia z koczowiska przy ul. Kamieńskiego

Romowie mogą mieć jednak problemy z wypełnianiem wniosków, bo nie piszą po polsku, a rumuńskiego też w większości nie znają, ponieważ między sobą porozumiewają się w romani.

Leczenie na koszt szpitala

Opieka medyczna rzeczywiście by im się przydała. Romowie najczęściej znajdują pomoc w pobliskim szpitalu, gdzie np. mieszkanki obozu rodzą dzieci.

- W marcu 2011 roku napisaliśmy list w tej sprawie do jednego z dyrektorów w Urzędzie Wojewódzkim, ponieważ leczymy i hospitalizujemy Romów z pieniędzy szpitala, bo nie są ubezpieczeni - przypomina Maria Dytko, zastępca dyrektora Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego we Wrocławiu. - Otrzymaliśmy odpowiedź, że pacjenci muszą zapłacić za koszty leczenia. Gdy zgłosiliśmy się w tej sprawie do prezydenta miasta, nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

Żeby ubezpieczyć Romów, trzeba by wykupić im kartę europejską za ok. 330 zł na rodzinę. Jednak przy braku rejestracji pobytu w Polsce, wydanie takiej karty kosztuje dodatkowo ok. 7 tys. zł od osoby. Łatwiejsze byłoby więc ubezpieczenie ich przez ewentualnych pracodawców.

Szkoła, a co to?

Trudność w asymilacji z wrocławskim społeczeństwem wynika również z analfabetyzmu koczowników. Dzieci, które stanowią 70 proc. grupy, nie znają szkoły.

Joanna Urbańska z kuratorium oświaty we Wrocławiu zapewniła, że dzieci romskie - jak każde inne na terenie Polski - mają możliwość bezpłatnej nauki i nie powinno być kłopotów z przyjęciem ich do szkół. Problemem może być kwestia integracji ich z pozostałymi uczniami. Jej zdaniem można zastanowić się nad zorganizowaniem dla nich specjalnej klasy.

Romów z Kamińskiego sporadycznie odwiedzają różne służby. Policja i straż miejska były niedawno alarmowane o próbie podpalenia koczowiska przez nieznane osoby.

Urzędnicy to nie goście z kosmosu

- Byłam na koczowisku kilkanaście razy i nasza pomoc nie zawsze spotykała się z dobrym przyjęciem ze strony jego mieszkańców - mówi Ewa Wnęk, zastępca kierownika MOPS Psie Pole. - W świetle polskiego prawa tym ludziom żadna pomoc nie przysługuje, ponieważ nie mają dokumentów rejestracji. Podczas interwencji przychodzimy z umundurowaną strażą miejską czy graniczną, nasi pracownicy też mają kamizelki. Romowie muszą wiedzieć, że nie jesteśmy ufoludkami - dodaje.

Spotkanie zostało pozytywnie ocenione przez uczestników. Dla wrocławskich koczowników było to wielkie wydarzenie, ponieważ mogli na równo zasiąść przy stole z urzędnikami czy strażnikami miejskimi.

Jest nadzieja

- Było mało konkretów, ale od czegoś trzeba zacząć. Chcieliśmy, żeby sprawa Romów z Kamińskiego wypłynęła i żeby ktoś się nią zajął. To się udało - uważa Agata Ferenc ze stowarzyszenia Nomada. - Złożono kilka deklaracji. MOPS znów zaczyna w tej sprawie działać. Zobaczymy, jak temat rozwinie się w następnych tygodniach, ale patrzymy na to z optymizmem.

Stowarzyszenie Nomada ma w najbliższych dniach spotkać się z Dariuszem Tokarzem, pełnomocnikiem wojewody dolnośląskiego ds. mniejszości narodowych i etnicznych. Będzie na nim opracowywany plan pomocy dla koczowników.


Czytaj również:




Egzamin gimnazjalny 2012 z CKESesja z książkami we Wrocławiu Matura 2012 z CKE matematykaHakuna matata! Zdjęcia z zoo

**

**

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Czy uda się rozwiązać sprawę nomadów z wrocławskich Karłowic? - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto