Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy Śląsk Wrocław zarabia na starcie w europejskich pucharach?

Mariusz Wiśniewski
Na Oporowskiej może się pomieścić tylko 8500 kibiców. Szkoda, bo można było więcej zarobić
Na Oporowskiej może się pomieścić tylko 8500 kibiców. Szkoda, bo można było więcej zarobić Janusz Wójtowicz
Start w europejskich pucharach dla wielu piłkarzy jest przygodą życia, sposobem na wypromowanie się, a dla samego klubu doskonałą reklamą i oczywiście źródłem dodatkowych pieniędzy. Taka przynajmniej jest opinia. Okazuje się jednak, że z tym zarabianiem pieniędzy nie do końca tak jest. A przynajmniej w rundach eliminacyjnych do fazy grupowej.

ŚLĄSK WROCŁAW W EUROPEJSKICH PUCHARACH

Za przejście Dundee United wrocławski Śląsk dostanie od UEFA 90 tys. euro. Do tego dochodzą wpływy z reklam oraz sprzedaży biletów i praw telewizyjnych. Ale z drugiej strony są wydatki, i to wcale nie takie małe. Samo wynajęcie czarterowego samolotu na mecz wyjazdowy w Szkocji to koszt kilkudziesięciu tysięcy euro, a do tego dochodzą jeszcze koszty pobytu. To i tak Śląsk powinien się cieszyć, bo gdyby wylosował rywala z dalekiego Kazachstanu lub Azerbejdżanu, wydatki na samą tylko podróż wyniosłyby około 100 tysięcy euro. Do tego należy dodać koszty organizacji meczu u siebie i premie dla zawodników za awans do kolejnej fazy rozgrywek.

- Na tym etapie należy to traktować bardziej w kategorii inwestycji w klub i promocji marki Śląsk Wrocław. Jest to też pewnego rodzaju ukoronowanie udanego poprzedniego sezonu - analizuje prezes piłkarskiego Śląska Piotr Waśniewski. - Jeżeli natomiast chodzi o same pieniądze, to dobrze będzie, jeżeli udział w europejskich pucharach nam się zbilansuje - dodaje.

Należy zwrócić uwagę, że przychody z meczu z Dundee United czy teraz z Lokomotivem Sofia nie były i nie będą tak duże, jakby mogły być, gdyby Śląsk mógł już grać na nowym stadionie na Pilczycach. Wystarczy tylko porównać pojemność. Na Oporowską może wejść 8500 kibiców, a na nowy obiekt 44 tysiące. Nikt nie zakłada, że na meczu z Dundee United stadion by się zapełnił widzami, ale na pewno byłoby ich więcej niż te skromne 8500.

- Nie możemy się obrażać na rzeczywistość, w której funkcjonujemy. Nie pamiętam też, aby ktoś nam obiecywał, że w połowie lipca będziemy mogli korzystać z nowego stadionu. Musimy sobie radzić w takich warunkach, bo narzekanie nic nie zmieni - komentuje prezes Śląska. Dalej dodaje: - Nie wyobrażam sobie natomiast, aby przenosić mecze do innego miasta tylko po to, aby ewentualnie więcej zarobić na sprzedaży biletów. Taki start w europejskich pucharach to jest przygoda dla piłkarzy, klubu, ale przede wszystkim dla kibiców. Nie możemy im tego zabierać.

To, że można zarobić w pucharach naprawdę duże pieniądze, pokazuje przykład Lecha Poznań, który dzięki grze w poprzednim sezonie w Lidze Europejskiej znacznie podreperował swój budżet. Myślimy oczywiście w skali polskiej, bo dla zespołów niemieckich, angielskich czy hiszpańskich pieniądze zarobione w Lidze Europejskiej nie stanowią aż tak pokaźnego zastrzyku finansowego. Ale wracając do naszych realiów...

Lech już za sam awans do fazy grupowej Ligi Europejskiej zainkasował milion euro. Za każdy remis UEFA zapłaciła klubowi z Poznania 70 tys. euro, a za zwycięstwo dwa razy więcej. Nawet jednak bez premii od europejskiej piłkarskiej centrali można na pucharach dużo zarobić.

Prawdziwie duże pieniądze trafiły bowiem do kasy Lecha nie od UEFA, ale dzięki reklamom, sprzedaży praw telewizyjnych i biletów oraz z tzw. dnia meczowego (na przykład sprzedaż gadżetów oraz catering w dniu rozgrywania spotkania). Tylko na pierwszym pojedynku fazy grupowej z austriackim Red Bull Salzburg, kiedy na trybunach stadionu w Poznaniu zasiadło 41 tysięcy kibiców, Lech zarobił około 2,5 mln złotych. Do tego trzeba doliczyć pieniądze za mecze z Manchesterem City, Juventusem Turyn oraz Sportingiem Braga w kolejnej, już pucharowej fazie rywalizacji. Włodarze poznańskiego klubu nie ukrywali, że dzięki grze na międzynarodowej arenie budżet klubu zwiększył się niemal o 25 procent. Równocześnie dodają, że z występów w rundach kwalifikacyjnych Ligi Mistrzów i Ligi Europejskiej Lech nie osiągnął znaczących przychodów, a wszystko przez to, że grali z zespołem z Azerbejdżanu oraz nie mieli jeszcze otwartego całego stadionu i zamiast 41 tysięcy kibiców mogli wpuścić zaledwie 13 tysięcy fanów.

Czy Śląsk ma szansę pójść drogą Lecha? Od fazy grupowej wrocławian dzielą jeszcze dwie rundy. Najpierw zespół Oresta Lenczyka musi uporać się z Lokomotivem Sofia i później pokonać jeszcze jedną przeszkodę. Niestety, w czwartej rundzie eliminacyjnej na polskie zespoły, które nie będą rozstawione, czekają już naprawdę bardzo silni rywale. Śląsk mógłby na przykład wówczas zmierzyć się z AS Roma, PSV Eindhoven, Atletico Madryt lub Tottenham Hotspur. Chyba że dopisze szczęście i los przydzieli Rapid Bukareszt, Young Boys Berno lub Austrię Wiedeń.

- Bardzo byśmy chcieli awansować do fazy grupowej, ale nawet jeżeli nam się nie uda, to gra jest warta świeczki. To inwestycja w klub, która na pewno zaprocentuje prędzej czy później - stwierdza na koniec rozmowy prezes piłkarskiego Śląska Piotr Waśniewski.

Zobacz także: Nie ma już biletów na mecz Śląska z Lokomotivem

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto