Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

CIEKAWE HISTORIE: Dzik z bardzo silną głową

Hanna Wieczorek
Zamek w Świnach dzisiaj jest właściwie ruiną..
Zamek w Świnach dzisiaj jest właściwie ruiną.. Marcin Oliva Soto
Świnkowie, z niemiecka von Schweinichen, kojarzą nam się z ruinami zamku w Świnach, niedaleko Bolkowa. Członkowie tego rozgałęzionego śląskiego rodu słynęli jednak z umiłowania do mocnych trunków

Świnkowie, według rodzinnej legendy, wywodzili się od Biwoja, dzielnego giermka czeskiej księżnej Libuszy. Biwoj podarował swojej pani własnoręcznie ubitego odyńca, która odwdzięczyła mu się nadaniem włości wokół Świn, herbu Świnka, a co ważniejsze - podarowała mu rękę księżniczki Kazi. Ile w tej opowieści było prawdy? Zapewne niewiele, ponieważ sama Libusza była legendarną władczynią Czech i założycielką Pragi.

Historycy z przymrużeniem oka patrzą na legendarne początki tego śląskiego rodu. Do dzisiaj nie ma jednak jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak Świnkowie trafili do Świn. Według istniejących do dzisiaj dokumentów zostali tam osadzeni przez Bolka I Srogiego. Książę jaworski pozwolił sobie na tak szczodry gest, ponieważ wcześniej przeniósł kasztelanię do pobliskiego i znacznie nowocześniejszego zamku w Bolkowie. Jak chce legenda, oba zamczyska łączyło kiedyś podziemne przejście.

Są jednak i tacy, którzy twierdzą, że Świnkowie wywodzili się od słowiańskich władyków, którzy podporządkowali się Piastom po zajęciu Śląska przez Mieszka I. A ten w nagrodę potwierdził ich prawo życia i śmierci nad swymi poddanymi.
Sam zamek w Świnach po raz pierwszy wymieniony został w kronice Kosmasa w 1108 r. pod nazwą Zvini in Polonia. Później znalazł się nawet w dokumentach papieża Hadriana IV - jako gród kasztelański Zpini. Dzisiaj jego ruiny są jednym z najstarszych obiektów na Szlaku Zamków Piastowskich.

Mocna głowa i rycerze rabusie
Świnkowie byli znanym rodem rycerskim. Jego przedstawicieli można było spotkać w Polsce, Czechach i na Śląsku. Z jego wielkopolskiej gałęzi (pieczętującej się innym herbem) arcybiskub gnieźnieński Jakub Świnka.

Słowiańskie nazwisko z upływem czasu zmieniało się. Swyn, Zuini i Swinino przechodziło w Swin i Swein. Ostateczne brzmienie - Schweinichen - zyskało w XV wieku.

Jak można przeczytać w rozlicznych opracowaniach, mężczyźni z rodu von Schweinichen znani byli przede wszystkim z zamiłowania do mocnych trunków. O Henricusie de Swyn mówiono, że nigdy nie został pokonany ani za pomocą miecza, ani kopii. Powalić mogli go tylko karczmarze serwujący mu wino. Pociąg Henricusa do wi-na musiał być ogromny, jeśli współcześni chętniej odnotowywali ten fakt niż informacje, iż był zaufanym rycerzem dwóch książąt: Bolka I Srogiego i jego syna Bolka II Ziębickiego, lub to, że brał udział w wypra-wie krzyżowej na Rodos (w 1323 roku). To on także przewodził rycerstwu strzelińskiemu podczas hołdu składanego królowi Czech Janowi Luksemburskiemu.
Jak twierdzą niektórzy, to właśnie wino było przyczyną śmierci sąsiada innego Świnki: Gunczela lub Gunzela von Schweinichena. Sprawa miała wyglądać tak: Hanusz Czyrna, inaczej Hayn von Czirne z Niesytna trudnił się rozbójnictwem. Pech chciał, że pewnego dnia zasadził się na transport wina jadącego do zamku w Świnach.

Tak to rozwścieczyło ówczesnego właściciela Świn - Gunczela - że nie myśląc wiele, wyprawił się do Niesytna, zdobył zamek i zabił rycerza rabusia. Jest też druga wersja tej historii, w której wino nie odgrywa żadnej roli. Według niej Henryk Czirna sprzyjał husytom, niezadowoleni z tego niemieccy rycerze najechali i spalili jego zamek w Sokolcu. Spłonęła w nim żona Czirny - Bożena. Zrozpaczony rycerz poprzysiągł zemstę. Podobno mówiono o nim, że nigdy nie jest syty krwi germańskiej, stąd właśnie Niesytno. Ten jego proceder zakończył zniemczony już Gunzel von Schweinichen.

Wracając do upodobania Świnków do wina, warto przytoczyć jeszcze jedną opowieść o Jerzym Schweinichenie. Założył się z on podobno z polskim szlachcicem o to, który więcej wina wypije. Von Schweini-chen postawił 1000 dukatów, a szlachcic - karetę zaprzężoną w sześć koni. Kiedy obaj wypili dwudziestą butelkę wina, Świnka zażyczył sobie drewnianego cebra do pojenia koni. Napełnił go winem i jednym haustem wypił całość. Polski szlachcic nawet nie próbował powtórzyć tej sztuki. Odjechał, zostawiając Jerzemu karetę z zaprzęgiem.

Ale nie wszyscy Świnkowie mieli tyle szczęścia. Konrad von Schweinichen miał podobno rzucić wyzwanie samemu diabłu. Powiedział, że nawet czart go nie przepije. Nie przepił. Zamiast tego samochwałę trafił grom z jasnego nieba. Konrad oczywiście trzymał kielich w dłoni. Piorun kielich stopił i trzeba było pochować bezbożnika razem z nim.
Takich opowieści zapewne było więcej. Nic więc dziwnego, że według złośliwych powiedzenie "pijany jak świnia" ma swój początek w zamiłowaniu von Schweinichenów do wina...
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że von Schweinichenowie byli długowieczni.
W kronikach odnotowano, że jeden z nich przeżył 110 lat, zanim ostatecznie powaliła go grypa. Tym matuzalemem był Burgmann von Schweinichen, urodzony w 1456 roku.

Jego syn - Hans - przeżył jedynie 96 lat. Za to kiedy skończył osiemdziesiątkę, postanowił się ożenić po raz drugi. Je-go wybranka, Katarzyna von Sommerfeld, liczyła sobie 15 wiosen. Z tego związku na świat przyszło dwóch chłopców.
Johann Sigismund, z polska zwany Janem Zygmuntem, urodził się, gdy Hans miał lat 85. Kiedy nieco podrósł, namiętnie podróżował po Europie, zwłaszcza po Italii. I tak rozsmakował się w sztuce renesansu, że postanowił przebudować zamek Świny. Po tej renowacji obronne zamczysko nabrało charakteru rezydencji.

Johann Sigismund przyjaźnił się z Jakubem Böhmem ze Zgorzelca (niemieckim mistykiem i filozofem religii, pierwszym filozofem piszącym po niemiecku, a nie po łacinie). Böhme w roku swojej śmierci gościł w Świnach. Napisał tam "Posłanie do spragnionej i głodnej duszy" oraz rozpoczął niedokończoną już pracę "177 pytań człowieka kochającego Chrystusa".

Po śmierci Jana Zygmunta w 1664 roku zamek przeszedł w ręce jednej z bocznych linii rodu Świnków. Jej ostatnim członkiem był zmarły w 1702 roku hrabia Georg Ernst von Schweinichen.

Dzik w Pawłowicach
Na przedstawicieli rodu von Schweinichen można się było natknąć na całym Śląsku.
Świnkowie byli właścicielami wsi Stara Kraśnica. Karol von Schweinichen dzierżawił w roku 1783 wieś Uchylsko, niedaleko Wodzisławia Śląskiego, i był ojcem chrzestnym nieślubnego dziecka Jadwigi Hubert z tegoż Uchylska.

Karol Bogusław von Schweinichen uwierzytelnił dokument, w którym Zbrosław, kasztelan Opola, przekazał majątek katedrze wrocławskiej.
Jeszcze inny von Schweinichen - Constantin - w 1889 r. ożenił się z Marie Korn. Trzy lata później tatuś dał w użytkowa-nie swojej córce i zięciowi pod-wrocławskie wówczas Pawłowice. W 1894 roku Heinrich von Korn połączył Pawłowice (292 ha), Zakrzów (380 ha) i Psie Pole (347 ha) w jeden majątek i przekazał na własność Constantinowi i jego żonie Marie. Ślady tej operacji można znaleźć we wrocławskiej księdze adresowej z 1894 roku. Pałac w Pawłowicach zdobił herb Kornów i dzik Schweinichenów.

Z księgi adresowej można się także dowiedzieć, że Ernst von Schweinichen przejął te dobra i był ich ostatnim właścicielem aż do zakończenia II wojny światowej.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: CIEKAWE HISTORIE: Dzik z bardzo silną głową - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto