Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bioenergoterapeuci, uzdrowiciele, znachorzy. Jest ich więcej niż lekarzy! Sprzedają chorym fałszywą nadzieję

Małgorzata Moczulska
Ludzie pragną cudów, podobnie jak chorzy pragną uzdrowienia. A znachorzy i eksperci od medycyny niekonwencjonalnej to wykorzystują. Lekarze nie mają wątpliwości: to szarlatani, którzy że nie leczą, a dają nadzieję! Mimo to wciąż ustawiają się do nich długie kolejki.

Adin, dwa, tri... w latach osiemdziesiątych słysząc te słowa miliony Polaków w skupieniu przykładały swoje dłonie do telewizora. Rosyjski hipnotyzer Anatolij Kaszpirowski twierdził, że w ten banalnie łatwy sposób można czerpać od niego energię, która ma moc uzdrawiającą.

I ludzie w to wierzyli. Gdy w 1990 roku po Teleexpressie emitowany był jego dwudziestominutowy program ulice pustoszały. Rosjanin zniknął z wizji, ale potrzeba istnienia uzdrowicieli nie zanikła. Chorujemy coraz częściej, coraz częściej też korzystamy z energoterapeutów, hipnotyzerów czy duchowych uzdrowicieli. Zwłaszcza, gdy tradycyjne metody walki z chorobą zawodzą.

- Znachorzy dają nadzieję nawet w beznadziejnych przypadkach, nie mają oporów by pacjenta okłamać. Poza tym mówią do ludzi prostym językiem, mają dla nich czas i ich słuchają. Czy leczą? Nie, choć siłą leczenia niekonwencjonalnego bywa efekt placebo. Bywa, że chorzy tak wierzą w uzdrowienie, że umysł pomaga im chorobę pokonać – mówi Alina Wcisło, socjolog z Wałbrzycha.

Nie ma wątpliwości, że coraz większa ich popularność wiąże się z rozwojem internetu.
- Niestety wciąż kiedy coś nam dolega najpierw szukamy pomocy w sieci, gdzie często trafiamy na strony uzdrowicieli. Proszę zobaczyć, że dziś niemal każdy energoterapeuta czy szaman ma swoją stronę w internecie, a na niej „świadectwa” cudownych uzdrowień, których dokonał. Czytamy więc znikających guzach mózgu, ustępujących migrenach, czy poprawie wzroku. Zamieszcza tam zdjęcia i porady, odpowiada na pytania. Znam niewielu lekarzy, którzy są równie aktywni w sieci. Lekarzom nie zależy na kontakcie z pacjentem, na relacji która buduje zaufanie. Uzdrowicielowi tak, bo on wie, że najważniejsza w tym fachu jest empatia i umiejętność przekonywania.
Z pewnością cechy te miała pani Zofia ze Świebodzic. Była jedną z najbardziej znanych energoterapeutek na Dolnym Śląsku. Twierdziła, że posiada kosmiczną energię, która uzdrawia. Nie byle jaką, bo otrzymaną od Obcych. Dzieliła się nią w prywatnym gabinecie.
- Jeździłam do niej przez kilka lat i bardzo sobie to chwaliłam – opowiada pani Danuta ze

O pani Zofii głośno zrobiła się w latach dziewięćdziesiątych. Była bohaterką prasy i telewizji, a o jej spotkaniu z istotami pozaziemskimi mówiła cała Polska.
Ona sama tak o nim opowiadała o nim w w programie „Na każdy temat”.
- W 1992 roku podczas spaceru w lesie zobaczyłam dziwny obiekt podobny do srebrzystej kopuły. Z otworu w kopule wyszedł ufonauta. Za nim, wewnątrz obiektu, ujrzałam stół operacyjny i parę istot ubranych jak lekarze przed operacją. Nagle straciłam świadomość. Ocknęła się trzy godziny później. Kiedy wróciłam do domu mąż zauważył, że łysieje, bo z boku głowy miałam przerzedzone włosy. Były tam też nieznaczne, już zabliźnione ślady chirurgicznej ingerencji. Postanowiłam to sprawdzić – wspominała.
Kilka dni później w Dolnośląski Ośrodek Tomografii Komputerowej we Wrocławiu wykonano zdjęcie głowy na którym widać spore ciało obce. Pani Zofia była przekonana, że to płytka wszczepiona w jej głowę przez Obcych oraz że wiele jej do zawdzięczenia, bo ta chroni ją od chorób i daje kosmiczną energię.
Świebodziczanka postanowiła dzielić się swoją energią i pomagać innym. W latach dziewięćdziesiątych jej gabinet energoterapii odwiedzali ludzie z całej Polski. Szybko jednak dobra passa się skończyła, a zaczęły się oskarżenia o naciągactwo.
- To żaden gabinet. Ona przyjmuje w domu w małym pokoiku, za to na ścianie przed wejściem wisi duży cennik jej usług. Tyle że ona żadnej energii nie ma. Ani mnie ani mojemu mężowi nie pomogła, a kasa wyciągnęła – to tylko jednak z wielu opinii jakie na temat jej działalności wciąż można znaleźć w internecie.
Mimo to pani Zofia przez lata prowadziła w Świebodzicach gabinet energoterapii i miała swoich wiernych pacjentów. W 2018 roku zmarła.
Rzesze swoich wiernych pacjentów ma również Andrzej Kaczorowski z Wrocławia, który za pomocą hipnozy leczy m.in. depresje, nadciśnienie, uzależnienia od alkoholu, papierosów czy jedzenia. Sam o sobie pisze, że jest najpopularniejszym polskim hipnoterapeutą. Ten tytuł wyraźnie zobowiązuje, bo wizyta w jego gabinecie tania nie jest.
- Najczęściej trzeba przyjść na trzy seanse, a to koszt około tysiąca złotych – usłyszeliśmy w rejestracji. Nie ma też szans na zapisanie się z dnia na dzień. - Doktor ma wielu pacjentów. Oczywiście wszystkich zadowolonych – wytłumaczono nam.
W internecie rzeczywiście można znaleźć sporo pozytywnych opinii na temat jego działalności.
„… Byłam na hipnozie, Było to związane z paleniem papierosów, nie mogłam w sobie znaleźć sił, żeby rzucić. Po jednym seansie totalnie mnie odrzuciło od papierosów, napawają mnie wręcz obrzydzeniem. Sam smród dymu wywołuje we mnie mdłości. Hipnoza okazała się efektywna… „ pisze Anna.
Krystyna twierdzi, że Andrzej Kaczorowski wyleczył jej syna z depresji. Dziecku nie pomagały leki, terapie, nic. Hipnoza sprawiła, że wróciła mu chęć do życia...”.
„… Ten człowiek posługuje się tytułem doktora i zapewnia, że leczy, a tak nie jest. Nie jest zarejestrowany w żadnej izbie lekarskiej w Polsce, nie ma więc do tego prawa. Nie ma też medycznego wykształcenia – piszą inni.
Tym wątkiem na wniosek Dolnośląskiej Izby Lekarskiej zajmowała się kilka lat temu wrocławska prokuratura, ale tłumaczenie Kaczorowskiego, że nie łamie prawa, bo nie podlega przepisom dotyczącym izb lekarskich, gdyż do nich nie należy oraz zapewnienie, że nigdy nie podaje się za doktora medycyny wystarczyły by sprawę umorzyć.

Szacuje się, że w Polsce jest ponad 130 tysięcy energoterapeutów, uzdrowicieli, zielarzy, hipnotyzerów i szamanów. To więcej niż praktykujących lekarzy. Ilu z nich uzdrawia skutecznie nie wiadomo, nie ma bowiem kryteriów sprawdzania ich rzetelności. By nim zostać, wystarczy założyć działalnoś

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Bioenergoterapeuci, uzdrowiciele, znachorzy. Jest ich więcej niż lekarzy! Sprzedają chorym fałszywą nadzieję - Świdnica Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto