Bez przejazdu - Strajkujący kolejarze zablokowali tory na dwie godziny

– Pociągi trzeba wstrzymać – deklarował dyżurny ruchu Zdzisław Król. – Inaczej nikt nas nie zauważy. Ale wczorajszy protest odczuli głównie pasażerowie. – Robią to naszym kosztem – irytował się Jan Matura

Andrzej Girżda spieszył się do Warszawy. Wczoraj między 10 a 12 utknął w InterCity. Jego pociąg miał 100-minutowe opóźnienie.
Na Dworcu Głównym podano komunikat, że to z przyczyn technicznych. Do takich został zaliczony protest kolejarzy. – Nie popieram go, bo utrudnia życie innym – irytował się Girżda po godzinie bezczynnego czekania.
– Ja jestem winien, że oni tak mało zarabiają? – pytał wściekły pan Jarek. Miał pilne interesy w stolicy i już wiedział, że na nich stracił. Będzie się domagał odszkodowania. Na razie poszedł do kasy oddać bilet.

Pensje i odpowiedzialność
Członkowie pięciu związków zawodowych działających we wrocławskiej spółce Polskie Linie Kolejowe nie mają złudzeń. Wczorajsza akcja nie przyniesie rezultatu. – Rozmawiamy z zarządem od miesiąca – wyjaśniał Wojciech Zjawiński ze Związku Dyżurnych Ruchu PKP.
Obie strony konfliktu obstają przy swoim: ludzie chcą po 500 zł podwyżki, władze oferują im tylko 80 zł. Taka kwota kolejarzy nie interesuje. Na Dolnym Śląsku sprawa dotyczy 400 pracowników. W całej Polsce 40 tysięcy.
Władysław Tatarzyński, rzecznik międzyzwiązkowego komitetu protestacyjnego, wyliczał, że średnia pensja to 1980 zł brutto. – Mamy trudną pracę – tłumaczy Tatarzyński. – Odpowiadamy za zdrowie i życie ludzi. Musimy więcej zarabiać.
Do żadnych rozmów wczoraj jednak nie doszło. Dyrekcja spółki o blokadzie torów nie wiedziała nic. Pikietujący na rozmowy do siedziby PLK przy ul. Joannitów nie poszli.
– Nie było sensu! Decyzje i tak zapadają w Warszawie – oświadczył Zjawiński.
Związkowcy woleli wyjść na tory. Jak blokadami nic nie wskórają, protest będzie jeszcze większy.

To początek, nie koniec
– Sytuacja jest dynamiczna – oceniał Mirosław Siemieniec, rzecznik prasowy PLK. Z telefonem przy uchu stał na wiadukcie na wysokości ul. Komandorskiej, gdzie zbiegają się tory do Gdańska, Szczecina, Poznania, Zielonej Góry czy Kluczborka.
To najlepsze miejsce, by 200 osób nie przepuściło żadnego pociągu. Te z Łodzi Kaliskiej, Rzepina, Kluczborka i Legnicy zamiast jechać dalej skończyły trasę we Wrocławiu. Np. na stacji Muchobór. Tam dla podróżnych podstawiano autobusy. Niektórzy jednak musieli wysiąść na stacjach, z których okrężną drogą mogli dostać się do celu. – Przez dwie godziny opóźnionych było jedenaście pociągów, w tym dalekobieżne do Warszawy, Świnoujścia, Kołobrzegu i Hamburga – wyliczał Siemieniec.
PLK strat jeszcze nie policzyły. Już jutro związki mają poznać wynik swojego referendum i postanowić, co robić dalej.
– W czwartek zablokujemy dwa inne węzły – krzyczeli kolejarze. Gdzie, to na razie jest tajemnicą. W miniony czwartek protestowali też kolejarze w Krakowie i Kutnie. Podwyżki, jakich żądają związkowcy, szacuje się na ponad 60 mln zł. •

Opóźnienia pociągów na trasie:
Wrocław – Warszawa 81 min
Kraków – Świnoujście 44 min
Kraków – Kołobrzeg 55 min
Kraków – Hamburg 15 min
Wrocław – Jelenia Góra 29 min
Warszawa – Wrocław 42 min
Gdynia – Wrocław 13 min