Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bez popcornu, czyli ostatni seans w Dworcowym

Redakcja
Cybulski miał tutaj swój ulubiony fotel, Katarzyna Figura marzyła o pociągu do Hollywood. W Kinie Dworcowym odbył się ostatni seans. Bez popcornu.

4 marca, godz. 22. Przed Kinem Dworcowym zebrał się spory tłum. Piotr Weiss, szef Akademickiego Centrum Filmowego, osobiście sprzedaje bilety. Na okienku w kasie ktoś przykleił kartkę z podziękowaniami za wiele pięknych seansów filmowych i zostawił kwiaty.

- To nasi stali widzowie - wyjaśnia wzruszony Piotr Weiss.

Tym razem nikt nie sprawdza biletów. Są za to słodkie ciasteczka. Sala wypełnia się niemal do ostatniego miejsca. Za chwilę rozpocznie się film. Grają "Bez popcornu na podłodze", film o kiniarzach z Francji, którzy stawiają na ambitny repertuar.

W jednej ze scen właściciel kina dzwoni do księdza. - Jesteśmy jedynym kinem, które nie puściło dziś "Harry'ego Pottera", a mimo to sprzedaliśmy sporo biletów. Czy Kościół może uznać to za cud? - pyta.

Było kino, będą toalety

- Już się wypłakałem, było mi strasznie żal, że zamykamy kino z takim charakterem - mówi Piotr Weiss. - Ale obecność tylu ludzi na ostatnim seansie daje mi kopa, żeby robić we Wrocławiu nowe kino studyjne. Być może ruszy już za dwa-trzy miesiące, niedaleko stąd. Według projektu modernizacji dworca, mają tutaj powstać toalety. Przypuszczam, że stworzą tu kolejne centrum handlowe - dodaje. - Szkoda, że jedyne kino kolejowe w Europie umiera. 

Batłomiej Sarna z PKP Oddział Gospodarowania Nieruchomościami tłumaczy, że jeszcze nie wiadomo, co będzie z kinem na Dworcu Głównym.

- Jesteśmy na etapie opracowywania koncepcji aranżacji wnętrz na dworcu po jego przebudowie - mówi. - Kto wie, może znajdzie się miejsce na kino.

Publiczność ostatniego seansu w Kinie Dworcowym, z prawej Piotr Weis


Kino Dworcowe zostało otwarte w kwietniu 1948 roku z myślą o podróżnych. Na początku nie miało drzwi, ludzie po prostu wchodzili do sali i wychodzili w trakcie seansu.

- W repertuarze były dokumenty o obcinaniu racic i o ciężkiej doli górników - opowiada Stanisław Dzierniejko, który prowadził Dworcowe przez 25 lat. - Bywała tu artystyczna bohema. Częstym gościem Dworcowego był na przykład poeta Rafał Wojaczek, który wpadał tu po wizycie w dworcowym barze.

Zbigniew Cybulski miał w Dworcowym swoje ulubione miejsce w czwartym rzędzie, a Katarzyna Figura podziwiała na ekranie Marilyn Monroe i marzyła o własnym "pociągu do Hollywood". 

- Jak przejmowałem to kino w 1982 roku, na sali mieliśmy komplety. Pamiętam, że graliśmy "Wejście smoka" i na seanse waliły tłumy - wspomina Dzierniejko, który swój pierwszy seans w Dworcowym zobaczył w wieku 13 lat. - To był chyba film "Viva Maria", dozwolony od 16 roku życia, ale panie bileterki i tak mnie wpuściły.

W połowie lat 80. Dworcowe w ciągu roku odwiedzało ćwierć milionów widzów.
- Nie było klimatyzacji. W sali panował straszliwy ukrop, ale ludzie i tak chcieli tu przychodzić - opowiada były szef Dworcowego. - Mieliśmy taki wielki wentylator zrobiony z silnika po pralce "Frani". Robił strasznie dużo hałasu.

Stanisław Dzierniejko wspomina też pewnego widza, który pewnego razu wyszedł z seansu w samych majtkach i skarpetkach. Cieszył się, że dotrwał do końca filmu, tak mu było gorąco. W 1990 roku Dworcowe było pierwszym kinem we Wrocławiu, w którym zamontowano klimatyzację.

Kino na wagary

Przed laty pierwsze seanse rozpoczynały się tu już o godz. 8 rano. Z tego powodu Dworcowe było ulubionym kinem wagarowiczów.

- Na widowni mieliśmy po 160 osób, część oczywiście stała. Od czasu do czasu milicja robiła na kino naloty, pakowała uczniów do starej Warszawy i wywoziła na komisariat przy Jaworowej, gdzie czekała pani pedagog. I pałą się czasami dostało za to wagarowanie - opowiada Dzierniejko, który przez lata próbował ratować Dworcowe przed upadkiem. W repertuarze w pewnym momencie pojawiły się nawet filmy erotyczne, a później kino offowe.

Paweł Gawliński spędził w Dworcowym najpiękniejsze lata swojego życia.
- W latach 80. przychodziłem tu regularnie na wagary - wspomina. - To były takie nielegalne, uczniowskie wypady. Wolałem obejrzeć dobry film, zamiast słuchać przynudzania niektórych nauczycieli. Szkoda, że to kino upada.

Nawet złote klamki by nie pomogły

Kinomanom z Wrocławia żal Dwocowego.
- Bałam się tu przychodzić z powodu pałętających się po dworcu żuli i bezdomnych. To nie były komfortowe warunki do oglądania filmów - mówi Anna Pawlińska, która przyszła na ostatni seans. - Szkoda jednak, że Wrocław nie potrafił wykorzystać potencjału tego miejsca. To w końcu jedyne takie kino w Europie. Można było z tego zrobić dużą atrakcję turystyczną - dodaje.

Zdaniem Dzierniejki, małe, jednosalowe kina upadają we Wrocławiu z powodu multipleksów.
- Nie mieliśmy dostępu do nowego repertuaru. Dzwoniłem na przykład do dystrybutora, a on mi odpowiadał: "Proszę zadzwonić za miesiąc albo dwa". To była dyskryminacja pod każdym względem - uważa. - To kino nie miało szans na przetrwanie, nawet złote klamki czy supernowoczesny sprzęt by mu nie pomogły. Poza tym wszystko się kiedyś kończy - dodaje.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto