"Dadi" małolatom

WROCŁAW Na razie jest ich trzech. Nazywają się Ruszkiewicz, Kozaczuk i Sobczyk, ale chcą być Gollobami, Rickardssonami, Cegielskimi. Trenują pod okiem Jana Chudzikowskiego na minitorze w Bąkowie.

Do tej pory krajowe minitory mieliśmy w Wawrowie koło Gorzowa, w Groklinie koło Opola oraz w Pawłowicach (tam uczył się jeździć m.in. Jarosław Hampel) i Rydzynie obok Leszna. Od niedawna funkcjonuje także mintor w Bąkowie pod Wrocławiem (7 km za Zakrzowem). - Ziemia należy do pana Jana Ruszkiewicza, a tor jest mojego autorstwa - mówi Jan Chudzikowski, były wrocławski żużlowiec, a obecnie szkoleniowiec. Oni właśnie zawiązali Stowarzyszenie Miłośników Miniżużla w Bąkowie, któremu prezezuje Jan Ruszkiewicz. Obecnie uczy się tam ślizgu kontrolowanego trzech adeptów, wkrótce dołączą inni. Czy z tej mąki będzie chleb? - W Pawłowicach jeździ się po owalu, natomiast my mamy 40 metrów prostej, więc można kształtować wszystkie elementy. Chłopak przygotowany na naszym minitorze będzie mógł przystąpić do egzaminu na certyfikat - uważa J. Chudzikowski, społecznie prowadzący zajęcia w Bąkowie. Tor ma 156 m, a jego rekord należy do Dadosa, który w czwartek przekazał jedną maszynę na potrzeby szkółki. Nie znaczy to jednak, że wcześniej chłopcy trenowali... na rowerach. Mają motocykle, zakupione przez rodziców. Np. 14-letni Bartek Kozaczuk jeździ na maszynie pozyskanej od Waldemara Szuby za 4 tys. zł.
Chłopcy z Bąkowa powinni trafiać do klubów na zasadzie umowy handlowej. To powinien być dla kupca koszt rzędu 30-35 tys. zł. Cała ta zabawa wymaga poświęcenia oraz kosztów, ale pierwsze deklaracje już słyszeliśmy. - To świetna sprawa. Daję 1000 euro - takie słowa padły z ust przyglądającego się jazdom Jana Witka, który swego czasu próbował w żużlu swoich sił. Może znajdą się kolejni...