Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Program "Z kamerą wśród zwierząt" państwa Gucwińskich ma 50 lat (ZDJĘCIA)

r
17 stycznia 1971 telewizja pokazała pierwszy odcinek szalenie popularnego programu "Z kamerą wśród zwierząt" nagrywanego przez Hannę i Antoniego Gucwińskich m.in. we wrocławskim zoo. Pamiętacie? Przeczytajcie, jak państwo Gucwińscy wspominają ten czas...

Przez wiele lat byliście państwo gospodarzami popularnego programu telewizyjnego „Z kamerą wśród zwierząt”.
Antoni Gucwiński: Mamy tę świadomość, że swoją pracą, tym co robiliśmy w TV, wytworzyliśmy dobry klimat dla zwierząt. Szacunek do nich. Uczyliśmy Polaków kochać zwierzęta, kochać mądrze. Bo zwierząt nie można traktować jak maskotki.

Nagrywanie tego programu było bardzo trudne.
AG: Nieprawdopodobnie trudne. Bo żony i mnie nikt wcześniej telewizji nie uczył.
Hanna Gucwińska: A poza tym przy dzikich zwierzętach najlepiej być samemu. A tymczasem do nakręcenia takiego programu potrzebna była ekipa: kamerzysta, oświetleniowiec, dźwiękowiec. Zwierzęta się bały, musiały się oswoić z obcymi ludźmi. Musieliśmy zmienić sposób myślenia, jaki panował w TV. To kamera musiała się dostosowywać do zwierzęcia, a nie na odwrót. Kamera miała filmować to, co się dzieje. Być, towarzyszyć. Bez nadmiernej ingerencji.
AG: A żeby było łatwiej, żeby jak najwięcej pokazać naturalnych zachowań zwierząt, niejednokrotnie sam chwytałem za kamerę i filmowałem zwierzęta, bo mnie znały. Zależało nam, żeby pokazywać świat zwierząt takim, jaki jest. Żeby nie było niczego sztucznego.

Uczyliście z telewizyjnego okienka miłości do zwierząt, empatii. A kto Państwa, naturszczyków, uczył, jak się przed kamerą zachowywać?
AG: Podstawowych prawideł - Artur Młodnicki, doskonały aktor, który nam na przykład powtarzał: „Nigdy nie trzymajcie rąk złożonych przed sobą, bo one wyglądają ogromne, a wy malutcy”.
HG: Mnie mówił: „Uważaj na to, jak siadasz. Na to, jak się zwracasz do kamery - mów do niej jak do człowieka. Rozmawiasz z Antkiem i rozmawiasz z kamerą”.

AG: Bardzo nam pomagały te rady. Tak samo, jak w sprawach językowych pouczał nas Kaziu Mościcki, nieżyjący już dziennikarz.
HG: Zawsze po programie dostawaliśmy od niego „kartę naszych grzechów językowych”. Do poprawy. Kiedyś, zirytowana tym ciągłym poprawianiem, powiedziałam do niego: „Powiedz mi wreszcie coś przyjemnego, bo się załamię, że wszystko źle”. A on na to: „Program idzie na antenie, to znaczy, że są też dobre rzeczy”. Ale już nie pochwalił, nie powiedział, jakie.

Z tych dobrych rzeczy, które prezentowaliście, to z pewnością Wasza wiedza o zwierzętach, o ich zwyczajach.
HG: Oficjalnie zaistnieliśmy we wrocławskim ogrodzie zoologicznym, jako pracownicy, w 1957 roku. A ja jako „niepracownik”, jeszcze przed maturą, pracowałam w zoo jako dziewczyna do posługi: taka, co była od weź przynieś, wynieś.
AG: Ale przez te wszystkie późniejsze lata pracowaliśmy nie tylko w zoo wrocławskim, ale w najlepszych ogrodach na całym świecie: w Holandii, Francji, Australii. Zdobywaliśmy doświadczenie, które przywoziliśmy do Polski i tu się swoją wiedzą o zwierzętach dzieliliśmy z innymi. A jeżdżąc na zaproszenia, kongresy, poznaliśmy ponad 200 ogrodów zoologicznych na całym świecie.
HG: Z tych wyjazdów do innych ogrodów też przywoziliśmy nagrania - bo mąż filmował - które były wykorzystywane w programie „Z kamerą wśród zwierząt”. Zrobił kurs operatora, ciężka ta kamera była, ale wszędzie z nią jeździł. I kręcił bardzo dużo.

Ile powstało programów „Z kamerą wśród zwierząt”?
AG: 1016.

Nie brakowało nigdy pomysłów, co pokazać w kolejnym odcinku?
AG: Nie, nasze zwierzęta to była kopalnia tematów. Musieliśmy jednak je sami wyszukiwać. To było na naszej głowie.
HG: Chodziliśmy z mężem, wieczorem, po ogrodzie, i tak zbieraliśmy materiały na następny program. Co będziemy robić, jak będziemy robić, gdzie kable położymy. A potem…
AG: Pełna improwizacja (śmiech). Jednak na samym początku, kiedy program zaczął powstawać, były inne problemy.

Jakie?
AG: Gdy ustalaliśmy temat odcinka, to trzeba było mieć na uwadze… długość kabla - od kamery do wozu. Żeby „sięgnąć”. Później dopiero, gdy były kamery przenośne, było lżej.
HG: I jeszcze te kamery miały potężne stojaki. I trudno się taką wielką kamerą kręciło.

Ale program TV to nie wszystko.
AG: Sporo pisaliśmy. Przez kilkanaście lat do różnych czasopism. Wydaliśmy też parę książek, które rozchodziły się na pniu. No i przede wszystkim - praca w ogrodzie.

Kliknijcie tutaj i przeczytajcie całą rozmowę z państwem Gucwińskim

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto