Studenci oceniają swoje uczelnie. Co im przeszkadza na studiach we Wrocławiu?
1 października to okazja do refleksji nad kondycją uczelni wyższych. Studenci z Wrocławia dzielą się z nami opiniami na temat swoich szkół. Co im się nie podoba? Co można by zmienić na uczelniach? Zapraszamy do dyskusji. W najbliższych dniach napiszemy też o plusach studiowania we Wrocławiu oraz zapytamy o zdanie profesorów.
Pięć grzechów głównych
I Spadek poziomu nauczania
Humanistyczne i społeczne kierunki studiów postawiły na ilość, cierpi na tym jakość nauki - podkreślają studenci.
- Na zajęcia studenci przychodzą nieprzygotowani, ich obecność ogranicza się do wegetacji - uważa Ania Różycka z filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. - Na pierwszym roku przygotowywałam się do zajęć, robiłam notatki, ale później stałam się kozłem ofiarnym. Prowadzący wiedzieli, że tylko ja się przygotowuję, wymagali ode mnie wiedzy, a reszcie odpuszczali - wyznaje.
Według studentów, z którymi rozmawialiśmy, na uczelniach we Wrocławiu notorycznie zdarzają się plagiaty prac naukowych, kupowanie prac dyplomowych oraz referatów. W internecie nie brakuje ogłoszeń o "pogotowiu studenckim", czyli ofert od osób, które za pieniądze napiszą za kogoś pracę dyplomową, co również wpływa na spadek poziomu nauczania. Student może wykupić sobie zaliczenie. Żacy z Wrocławia zwracają też uwagę, że często wykorzystuje się w pracach cudzy dorobek intelektualny. Jako wadę wymieniają również publikowanie zbyt dużej ilości opracowań naukowych, często dublujących się, w myśl zasady "publikuj albo giń".
- Na uczelni często organizowane są konferencje, na które nikt nie przychodzi - mówi Kasia z pedagogiki. - Bo są po prostu nudne. Wtedy rozpoczyna się łapanka studentów, którzy zmuszeni są do siedzenia w sali i słuchania wypowiedzi kółka wzajemnej adoracji - ocenia.
Spadek poziomu nauczania widać w ogólnoświatowym rankingu uczelni wyższych Academic Rnking of World Universities, przygotowywanym przez zespół prof. Nian Cai Liu z Uniwersytetu w Szanghaju. Dwie najlepsze polskie uczelnie zajęły miejsce w czwartej setce. W liczbie publikacji w rankingu szanghajskim Uniwersytet Warszawski i Uniwersytet Jagielloński wyprzedzają znacznie uniwersytety w Pradze i Lublanie.
II Profesor - święta krowa
Profesorowie to zróżnicowana grupa. Jedni fascynują studentów swoim dorobkiem naukowym i wiedzą, inni uprzykrzają im życie.
- Jeden z profesorów wykładał na Politechnice Wrocławskiej - opowiada Przemek, "prawie" absolwent Politechniki Wrocławskiej. - Na początku zajęć powiedział nam, że tego przedmiotu się nie zdaje. Słowa dotrzymał. Na całym roku, czyli na 50 studentów, jedna osoba zaliczyła. Ja już pracuję w zawodzie, a nadal nie mam zaliczonego przedmiotu u profesora i nie mogę skończyć studiów. Pytanie jest takie, jeżeli corocznie nie zdaje tylko jedna osoba, to problem jest ze studentami czy z profesorem. Byliśmy z tą sprawą w dziekanacie i usłyszeliśmy: "Profesorowi zostało niewiele lat do emerytury, odpuście mu" - dodaje.
Niektórzy profesorowie zapracowali swoim długim stażem pracy na prawdziwą legendę. Studenci zwracają uwagę na problem egzaminów ustnych, w których praktycznie nie można podważyć wyników. Ponieważ dochodzi do konfrontacji słowa ucznia i mistrza. Nikt nie da wiary słowom studenta.
- Mamy profesora, który notorycznie nas oblewa i często kwituje to słowami: "Mam wrażenie, że pani tego nie umie, tylko to wykuła" - narzeka Patrycja z Politechniki Wrocławskiej.
Problem dotyka w równym stopniu egzaminów pisemnych.
- Jeden z naszych profesorów nie pokazuje studentom prac - mówi Karol z politechniki. - Byłem kiedyś w takiej sytuacji, że spisałem wszystko od kolegi obok. Oddaliśmy pracę. Ja dostałem 5, a kolega nie zdał. W poczuciu obowiązku poszliśmy razem do profesora wyjaśnić sprawę. Nie wysłuchał nas, prac nie pokazał, a ocenę uznał za adekwatną do poziomu wiedzy - opisuje.
Uniwersytet też posiada swoje legendy.
- Ciężko pracowałam na oceny - opowiada Asia z historii na Uniwersytecie Wrocławskim. - Mamy profesora, którego nazwiska wolę nie wymieniać, bo jeszcze studiuję. Miałam same oceny bardzo dobre. Przykładam się do nauki, a historia to moja pasja. Nie zdałam egzaminu z XX wieku u profesora, ponieważ - jak powiedział - "Jak ktoś nie ma dwa w indeksie, to nie student". Pomógł mi osiągnąć status studenta - dodaje.
Studenci zwracają uwagę też na inny problem - powszechny feudalizm w strukturze pracowników naukowych. Zjawisko to obecne jest w publikacjach i patentach, w których profesor-kierownik zakładu mianuje się współautorem bądź redaktorem pracy swoich podwładnych. Wiąże się to z innym problemem dręczącym polską naukę, dotyczącą zatrudniania własnych doktorantów. Według badań Ernst & Young, 80% doktorantów pracuje pod skrzydłami swojego promotora. Na uczelniach pozostaje 30 proc. profesorów w wieku emerytalnym, aż 46 proc. w instytutach badawczych PAN. Aż 66 proc. profesorów jest zatrudnionych w wielu miejscach.
III Dziekanaty
To twór z poprzedniej epoki. Czas dawno się tam zatrzymał. Panie z dziekanatu często zapominają, że gdyby nie studenci, to nie miałyby pracy.
- Na pierwszym roku przychodzę z pytaniem o drugi kierunek - opowiada Karol z politechniki. - Pani z dziekanatu na każde moje pytanie odpowiada: "Wszystko jest w internecie". Ale to i tak nic. Na trzecim roku chciałem zapłacić za kurs poprawkowy. Zrobiłem przelew i wydrukowałem potwierdzenie. Pani nie chciała mi go uznać, bo potwierdzenie nie było na druczku pobranym z dziekanatu - dodaje.
W budynku dziekanatu panują zasady określone przez pracowników.
- Kiedy przychodzę do dziekanatu, jestem zestresowana - mówi Kasia z pedagogiki. - Z kanonicznych tekstów przypominam sobie: "Proszę nie rozmawiać w dziekanacie!", "Proszę się odsunąć, bo tu jest duszno!". Do tego można się przyzwyczaić. Jednak nie znoszę, jak panie jedzą nad naszymi dokumentami. Widziałam już czekoladki, ciasteczka, a nawet wędzone udko, które pani jadła nad moim indeksem. Kiedy zwróciłam jej uwagę, powiedziała, żebym "nie była bezczelna" - opowiada.
Normą jest przechowywanie indeksów na ogólnodostępnych półkach. Każdy może wejść i dokument zabrać. Studenci narzekają, że otrzymanie pisma często wiąże się z nie lada przeżyciami.
IV Opłaty
Nowi studenci szybko się przekonują, że nie ma nic za darmo.
- Studia są jedynie z pozoru bezpłatne - mówi Kasia z pedagogiki. - Na każdym kroku jakieś opłaty. Za rekrutację 80 złotych, za indeks 9 złotych, za legitymację 20 złotych, za kartę biblioteczną 20 złotych, dyplom 60 złotych... - wylicza.
Pojawia się również po raz wtóry problem masowości studiów. Studentów jest coraz więcej, natomiast publikacji w bibliotekach nie przybywa.
- Często zdarza się, że w bibliotece są trze egzemplarze podręcznika, z którego ma się przygotować do egzaminu cały rok - mówi Karol.
W takiej sytuacji studenci skazani są na kserowanie materiałów.
W Polsce rozbudowany jest ogromny sektor niepubliczny, który według Ernst&Young wynosi 58%. Studenci utrzymują uczelnie prywatne, jednak nie otrzymują informacji, jak wykorzystywane jest ich czesne.
- Studiuję zaocznie socjologię - mówi Krzysztof Grabowski. - Płacę niemałe pieniądze i nikt mnie nie informuje, na co są one przeznaczane - dodaje.
- U nas śmieją się, że politechnika robi remonty za pieniądze z kursów poprawkowych - mówi Karol.
V Bezrobocie**po studiach**
Problemem pozostaje również przyszłość absolwentów, którzy nie mogą znaleźć pracy po skończeniu studiów. Wiąże się z tym brak współpracy uczelni z prywatnymi przedsiębiorcami (patrz:
Szkoły wyższe to fabryki bezrobotnych?).
A co wy sądzicie o studiowaniu we Wrocławiu? Co wam przeszkadza na uczelni? Zapraszamy do komentowania.
Czytaj też:**
Zmień swoje drogowe miasto | American Film Festival [program] |
Ale obciach! Czego wstydzi się Wrocław | Festiwal Nowobrzmienia 2010: program, bilety |
**
Pensja minimalna 2024
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?