Zakład karny, czyli odwiedziny więźnia

2007-08-30 16:54:49

Wiadomości24.pl złożyły wizytę jednemu z więźniów wrocławskiego Zakładu Karnego na ulicy Kleczkowskiej. Odwiedziny osadzonego w więzieniu to długa, najeżona mnóstwem procedur i utrudnień droga.

Zapisy, oczekiwanie, kontrola



W niedużym budynku, w którym mieści się poczekalnia, znajduje się okienko, przy którym zapisy przyjmuje strażnik. Bezwzględnie trzeba mieć przy sobie dowód osobisty. Najlepiej na odwiedziny wybrać się rano. Im wcześniej, tym krótszy czas oczekiwania. Po okazaniu dowodu tożsamości, z którego zostają spisane nasze dane, strażnik zadaje pytania: do kogo? Kim jesteśmy dla osadzonego? Skrupulatnie sprawdza, czy więźniowi przysługuje prawo do widzenia oraz czy osoba odwiedzająca wpisana jest przez niego na listę mogących go odwiedzać. Jeżeli któryś z tych warunków nie jest spełniony, możemy zapomnieć o wizycie.

Musimy również wciągnąć się na listę "kolejkową". To ważne, gdyż tylko trzy grupy dziennie mogą odwiedzić więźniów, a ilość odwiedzających jest ograniczona ilością stolików w sali widzeń. Kiedy dopełnimy formalności, pozostaje oczekiwanie. W tym czasie przychodzą nowi odwiedzający, a my musimy mieć dużo szczęścia, żeby zająć miejsce siedzące. W poczekalni mamy cztery krzesła, ławkę i stół. Nierzadko przyjdzie nam spędzić czas oczekiwania stojąc. Poczekalnia jest mała i panuje w niej nieprzyjemny zaduch. Gdy zbierze się odpowiednia ilość odwiedzających, strażnik zamyka okienko i z wypisanymi przepustkami dla więźniów, udaje się na teren zakładu karnego, aby otworzyć cele.

Oczekujący umilają sobie czas rozmową. Zewsząd słychać: Kto? Z kim? Za co? Ile dostał? Wszystkich cechuje niechęć do wymiaru sprawiedliwości, bo jak powszechnie wiadomo, więzienia pełne są niewinnych. Kiedy kończymy palić dziewiątego, może dziesiątego papierosa, zjawia się strażnik, który zabiera naszą grupę.

Po przebyciu kilkudziesięciu metrów, dochodzimy do dużej metalowej bramy. Gdy przekroczymy jej próg zamyka się za nami, a my czujemy się trochę nieswojo. Wchodzimy do pomieszczenia, z którego udamy się na widzenie. Nazwijmy je dyżurką. Jest tam bramka służąca do wykrywania metali, obok taśma z komputerem, służącym do prześwietlania zawartości bagażu. Strażnik objaśnia regulamin widzeń i mówi czego nam nie wolno, a nie wolno praktycznie niczego. Nie wolno wnieść na salę widzeń dosłownie nic, z wyjątkiem kart telefonicznych i pieniędzy dla skazanego. Bezwzględnie trzeba być trzeźwym! Przechodząc przez bramkę, trzeba mieć przygotowany dowód, który zostaje sprawdzony przez strażnika i zatrzymany na czas widzenia. Rzeczy osobiste zostawiamy w specjalnych, numerowanych skrytkach, które zamykamy na klucz. Klucz możemy zatrzymać. Strażnik wyposażony w ręczny wykrywacz metali - "garret", dokonuje skrupulatnej kontroli odwiedzających. Nie warto niczego przemycać...

Widzenie, rozmowa, zakupy w kantynie



Do widzeń służą trzy sale, ale obecnie wykorzystywane są tylko dwie. Na ogół odwiedzający są pierwsi wpuszczani do sali, więźniowie pojawiają się nieco później. Po powitaniu zajmują miejsca przy stole, których nie będą mogli opuścić do zakończenia widzenia. Trwa ono godzinę, chyba że osadzony wcześniej zgłosił chęć widzenia dwugodzinnego, na co musiał uzyskać zgodę przełożonego. W większej sali widzeń znajduje się kantyna, chociaż bardziej przypomina szkolny sklepik. Jest dobrze zaopatrzona, jednak ceny są bardzo wysokie. O bezpieczeństwo dba trzech lub czterech strażników (środki bezpieczeństwa zostały zaostrzone po niedawnym zabójstwie dokonanym przez jednego z więźniów na odwiedzającej go kobiecie). Zakupy w kantynie mogą robić dla więźniów wyłącznie odwiedzający. Zazwyczaj skazani mają już przygotowaną listę zakupów. Po upływie regulaminowej godziny, strażnik oznajmia koniec widzenia, po czym wszyscy wstają z miejsc, często płacząc.

Opuszczanie zakładu karnego



Po wyjściu z sali widzeń, udajemy się do małego przedsionka, w którym czekamy na strażnika. Po jego przybyciu wracamy tą samą drogą. Strażnik oddaje dowody osobiste, dokładnie sprawdzając, czy opuszczający zakład karny są naprawdę gośćmi. Odbieramy ze skrytek pozostawione w nich przedmioty i całą grupą opuszczamy progi tego smutnego przybytku. Po takiej wizycie można zadawać sobie pytanie, czy kara jest tylko dla więźnia? Chyba nie, bo rodziny i przyjaciele odbywających karę więzienia również cierpią.

Jesteś na profilu Mariusz Wójcik - stronie mieszkańca miasta Wrocław. Materiały tutaj publikowane nie są poddawane procesowi moderacji. Naszemiasto.pl nie jest autorem wpisów i nie ponosi odpowiedzialności za treść publikowanej informacji. W przypadku nadużyć prosimy o zgłoszenie strony mieszkańca do weryfikacji tutaj