Kul jednak potrafi

WROCŁAW Wrocławianie pewnie pokonali zespół z Tarnowa, ale formą nie zachwycili. Szkoda, że dopiero w sobotę trener Zvi Sherf przypomniał sobie, że ma w zespole Aleksandra Kula.

Wrocławski zespół na pewno nie otrząsnął się jeszcze po porażce z Olympiakosem - wyraźnie widać to było po pierwszej połowie spotkania z Azotami Dozorbudem. Gra mistrzów Polski pozostawiała wiele do życzenia - zwłaszcza w obronie oraz konstrukcji ataku pozycyjnego. Do przerwy wrocławianie wygrywali zaledwie 2 punktami - 46:44. W drugiej odsłonie, a przede wszystkim w trzeciej kwarcie - dominacja mistrzów Polski nie podlegała dyskusji i już wówczas zapewnili sobie zwycięstwo. - Mój zespół stać na grę ze Ślaskiem tylko przez trzy kwarty - gdy gramy cztery, zawsze znajdzie się 10 minut, które przesądzą o wygranej rywali - podsumował spotkanie trener Azotów Mariusz Karol.
W Śląsku wreszcie dłużej zagrał Aleksander Kul i pokazał, że nie można go zbyt szybko przekreślać. Nie miał co prawda silnych rywali i aż 8 razy wylądował na... kolanach, ale pod koszami swoje zrobił (17 pkt., 8 zb., 1 as.). Szkoda, że trener Zvi Sherf przypomniał sobie, że ma tego gracza dopiero podczas meczu z Azotami, a nie w trakcie trwania spotkania z Olympiakosem. Poza tym wreszcie było tak, że choć przez chwilę wszyscy gracze Idei Śląska występowali na swoich pozycjach. Może to jednak dobre rozwiązanie, by na piątce grała piątka, a nie... trójka?
W sobotę na testy do Wrocławia przyjechał Litwin Kestotis Marculionis, syn jednego z najwybitniejszych rozgrywających w historii litewskiej koszykówki - Sarunasa Marciulonisa. 26-letni Litwin mierzy 188 cm wzrostu i ma za sobą studia w USA oraz grę w Żalgirisie Kowno i Lietuvos Rytas Wilno. - Jeśli pozytywnie przejdzie testy, to powiemy skąd taka decyzja i z czym ona się wiąże - podsumował informacje o przyjeździe Marciulonisa trener Zvi Sherf.

hr>
Zamów transmisję na komórkę