Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Życie w nowym Wrocławiu rodziło się na gruzach

Hanna Wieczorek
Pan Stanisław Adamczyk przyjechał do Wrocławia tuż po wojnie z Krakowa. Nie żałuje tej decyzji
Pan Stanisław Adamczyk przyjechał do Wrocławia tuż po wojnie z Krakowa. Nie żałuje tej decyzji Piotr Warczak
Do Wrocławia przyjechał w sierpniu 1945 roku. Miał 18 lat i przydział do pracy w Służbie Ochrony Kolei. I choć zamiast miasta zobaczył morze gruzowisk, zakochał się we Wrocławiu - pisze Hanna Wieczorek

Koniec wojny zastał Stanisława Adamczyka w Krakowie. Ulotnił się tam spod Limanowej, kiedy Niemcy zaczęli za bardzo wokół niego węszyć.

- Konspiracja, rozumie pani - mówi. - Byłem w Batalionach Chłopskich.

Potem wrócił do Limanowej, uruchamiać kolej. Bo od dziecka wiedział, że zostanie kolejarzem albo wojskowym. Zresztą, tradycje kolejarskie były w jego rodzinie silne. Kolejarzami byli wuj, kuzyni i dzieci kuzynów. Córka też pracowała na kolei. Zwolniła się, kiedy zaczęto restrukturyzację PKP.

Wybrał Wrocław
Kolejarzy brakowało, więc szybko został przyjęty do pracy. Potem był trzymiesięczny kurs dla członków Służby Ochrony Kolei i przydział na Ziemie Odzyskane.
- W ochronie kolei trochę przez przypadek się znalazłem - uśmiecha się. - Nie miałem kolejarskiego wykształcenia, więc tam mnie skierowali.

Z Krakowa do Wrocławia jechało się wtedy co najmniej trzy dni, może nawet cztery. Kiedy pociąg stanął na Dworcu Nadodrze - Główny jeszcze nie był uruchomiony - nowi kolejarze usłyszeli, że część ma jechać do Żagania, część do Szczecina, a reszta zostaje we Wrocławiu.

- Wybrałem Wrocław - mówi Stanisław Adamczyk. - I nie żałuję. Dzisiaj wiem, że nigdzie stąd bym nie wyjechał, nawet gdyby mi proponowali mieszkanie w Krakowie.

Pierwsze miesiące w zrujnowanym mieście pamięta jako jedną wielką tułaczkę. Bo z Nadodrza skierowali ich na Polankę. Tam były trzy niezniszczone bloki. Jeden przeznaczono dla SOK-istów. Na Polance niedługo się zatrzymał.

- Z kolegami człowiek czuł się raźniej, jednak tam właściwie nie dało się żyć - opowiada. - W całym mieście nie było prądu, wody i gazu. Ale w naszym bloku nie mieliśmy nawet kuchni węglowej, gotowaliśmy na ognisku rozpalanym przed domem. Wodę nosiło się w butelkach z dworca. Wędrowało się ścieżkami wydeptanymi w gruzowiskach. Kilometrami nie widać było żadnych śladów po ulicach. Łatwiej więc się żyło, mieszkając gdzieś w pobliżu Nadodrza. Tam zresztą, naJagiellończyka, placu Staszica, Trzebnickiej, św. Wincentego czy Pomorskiej osiedlała się wówczas kolejarska brać.

Strach się nie bać
Początkowo obok siebie żyli Niemcy i Polacy. Jakiegoś wielkiego bratania się nie było. Ale czasem udawało się zdobyć pokój "przy niemieckiej rodzinie".
- Bo mieszkania szukało się na własną rękę, zwykle gdzieś koło kolegi - wspomina Stanisław Adamczyk. - Tyle że nie raz, nie dwa, człowiek wracał ze służby, a tam mieszkanie ogołocone ze wszystkiego, nawet jednego garnka złodzieje nie zostawili. Co było robić - szło się spać do kolejnego kolegi, parę przecznic dalej. Z Polanki przeniosłem się na Trzebnicką, potem Cybulskiego, po drodze było jeszcze kilka adresów - opowiada.

Kiedy Niemców zaczęto wysiedlać, mieszkań co prawda przybyło, ale skończyła się też wolna amerykanka - pustymi lokalami rządzić zaczął kwaterunek.
Wrocław w roku 1945 nie był bezpiecznym miastem. Służba Ochrony Kolei miała pełne ręce roboty. Konwojować trzeba było nie tylko pociągi, ale też podróżnych idących z Nadodrza do miasta, drużyny kolejarskie wracające ze służby. Strzały rozlegały się też na samym Dworcu Nadodrze.

Kolejarze wracający w nocy nosili przed sobą na długich pałąkach z drutu latarnie - żeby bandyci strzelali do światła oddalonego od ludzi.

- Każdej nocy słychać byłowołanie o pomoc - opowiada Stanisław Adamczyk. - Po polsku i niemiecku. Ale bandyci potrafili wpaść do pociągu stojącego na stacji i rabować podróżnych. Kobietom zabierali pierścionki, obr ączki, zrywali z uszu kolczyki, kazali oddawać portfele i portmonetki. Co było robić, musieliśmy bandytów obezwładnić i wyprowadzić. Jak obezwładnić? Człowiek był sprawny, mieliśmy broń. Czasem padały strzały. Tak nogę stracił porucznik Baran. Tylko proszę ze mnie bohatera nie robić. Jak człowiek młody, to się nie boi - uśmiecha się Adamczyk.

I pokazuje kalendarz, wydany w 1946 roku. Otwiera go lista kolejarzy, którzy zmarli na Dolnym Śląsku.

- Wielu z nich znałem osobiście - mówi. - Tadziu Rajchert, mój dobry kolega, zginął w katastrofie kolejowej w Borowie Oleś-nickiej, kiedy jechał do domu. Kazia Sobczaka bandyci wyrzucili przez okno z mieszkania przyulicy Trzebnickiej.

Adamczyk zamyśla się i mówi z niepokojem: - Na podstawie tej listy zrobiliśmy tablicę pamiątkową, wmurowaną w ścianę Dworca Głównego. Teraz przy remoncie zdjęli ją, ale chyba zamontują z powrotem?

"Halka" z razowcem
Co można było robić po służbie? Przede wszystkim spać. Bo nikt wtedy nie słyszał o systemie pracy 2/24. Dostawał wiadomość, kiedy ma się stawićna dworcu, albo szedł nadworzec, kiedy już się wyspał. I oczywiście najadł. A z tym nie było prosto.

- Jedzenie było na kartki- mówi Adamczyk. - Chleb, muszę przyznać, że smaczny, razowy, kupowałem w sklepie aprowizacyjnym. Ale tego kartkowego jedzenia nigdy nie starczało, więc dokupowało się żywność w budkach przed Dworcem Nadodrze.

Byle jak sklecone, wyrastałyjak grzyby po deszczu. I można w nich było kupić prawdziwe frykasy: wędlinę, słodycze, mięso. Przywożone przede wszystkim z Polski centralnej.

A kiedy człowiek się wyspał, najadł i nie miał służby? Początkowo rozrywek było niewiele. Można było pójść od czasu do czasu do Klubu Kolejarza przy Łowieckiej. Potem otwarto pierwsze kino - Pionier przy dzisiejszej ulicy Jedności Narodowej.

- Najbardziej w pamięć zapadło mi jednak co innego- uśmiecha się. - Byłem na pierwszej polskiej operze wystawionej po wojnie we Wrocławiu - "Hal-ce". To było wydarzenie!

Stanisław Adamczyk całe życie przepracował na kolei, choć zrezygnował ze służby w SOK i przeniósł się do zaopatrzenia. Nie żałuje, że wybrał Wrocław. Bo to piękne miasto, a i ludzie dobrzy, życzliwi dla innych.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto