Do tragedii doszło w grudniu ubiegłego roku. Najpierw samochód osobowy, którym jechał Sławomir L., uderzył w drzewo na drodze koło wsi Solna niedaleko Sobótki. Miała to być próba samobójcza. Taką przynajmniej wersję bada prokuratura w śledztwie. Póki co wiadomo, że jadące drogą auto zjechało na pobocze i uderzyło w drzewo. Wiadomo też, że samochód bezpośrednio przed wypadkiem był sprawny.
Początkowo podawano, że stan zdrowia kierowcy jest tak poważny, iż grozi mu amputacja nogi. Kiedy policjanci pojechali do domu ofiary wypadku, by powiadomić o tym bliskich, zastali zamknięte drzwi. Wyważyli je i w środku zastali ciało martwej kobiety. Leżało na łóżku. Okazało się, że sprawca pchnął ją dwa razy nożem i podciął gardło. Wykrwawiła się na śmierć.
Pomiędzy momentem wypadku a odnalezieniem ciała kobiety minęło zaledwie kilkadziesiąt minut. Prokuratura twierdzi, że jest w stanie udowodnić, iż to mąż był sprawcą.
CZYTAJ TEŻ: Dramat rodzinny. W domu ciężko rannego kierowcy znaleziono jego martwą żonę
Jakie to dowody? Tego śledczy nie ujawniają. Wiadomo, że Sławomir L. jechał od strony swojego domu. Wyszedł z niego dwadzieścia minut przed uderzeniem w drzewo. Jak się później okazało, wypadek nie był aż tak dramatyczny w skutkach, jak początkowo przypuszczano. Co prawda Sławomir L. wciąż jest w szpitalu, gdzie dochodzi do siebie, ale sąd uznał, że może kontynuować leczenie w więziennym szpitalu i aresztował mężczyznę.
Jedno z najważniejszych pytań, na które musi odpowiedzieć prokuratura, dotyczy zdrowia psychicznego Sławomira L. Wiadomo, że przed tragedią leczył się psychiatrycznie. Gdyby się okazało, że był niepoczytalny, sprawa będzie musiała zostać umorzona.
Zamordowana kobieta osierociła 17-letniego syna. Mężczyzna miał firmę budowlaną, żona pracowała na Bielanach Wrocławskich. Mieszkańcy wioski, z którymi rozmawiali reporterzy "Gazety Wrocławskiej", byli w szoku. Opowiadali o Sławomirze i jego żonie jak o kochającym się małżeństwie. W ich relacji nie było w tym domu awantur, nadużywania alkoholu. Sąsiedzi twierdzili, że na krótko przed tragedią mężczyzna zniknął na kilka dni z domu.
***
Specjaliści psychiatrzy będą musieli ocenić, czy Sławomir L. był poczytalny w momencie dokonywania zbrodni. Jeśli okazałoby się, że dowody jednoznacznie przemawiają przeciwko niemu - czy miał świadomość tego, co robi, i mógł pokierować własnym postępowaniem. Jedna z najgłośniejszych wrocławskich zbrodni, które miały związek z kłopotami ze zdrowiem psychicznym, to sprawa ze stycznia 1997 roku. Marokański student Politechniki Wrocławskiej był z wizytą u znajomych w jednym z wieżowców. Nagle rzucił się z nożem na swoich gospodarzy. Potem wybiegł z mieszkania i atakował ludzi napotkanych na klatce schodowej, a potem przed budynkiem. Dwie osoby zginęły, pięć zostało rannych. Psychiatrzy orzekli niepoczytalność. Student trafił do szpitala psychiatrycznego.
Współpraca:
Przemysław Wronecki,
Marcin Hołubowicz
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?