Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Winni: proboszcz i 41 wiernych

Joanna Leszczyńska
Kościół parafialny w Bełchowie
Kościół parafialny w Bełchowie Roman Bednarek
Winni: proboszcz i 41 wiernych. Sołtys Elżbieta Pokora nie może się nachwalić swojego kościoła. Po remontach przyjemnie tu wejść na spotkanie z Bogiem. W środku kościół odnowił poprzedni proboszcz, ksiądz Józef. A za dach i ocieplenie stropu wziął się jego następca: ksiądz Paweł. Znacznie cieplej jest teraz w kościele i człowiek może się skupić na modlitwie.

Chociaż, teraz skupienie może zakłócić przegrana sprawa w sądzie w Łowiczu. Sąd uznał w środę, że proboszcz parafii w Bełchowie i 41 parafian są winni przeprowadzenia nielegalnej zbiórki pieniędzy na remont kościelnego dachu. Zbierający nie mieli bowiem zgody Urzędu Gminy.

Jeszcze przed wyrokiem do księdza Pawła Staniszewskiego dzwonili zaniepokojeni księża z innych parafii. Bo jak twierdzi ksiądz Paweł, wszędzie księża razem z wiernymi zbierają pieniądze po domach. Dlatego wyrok sądu w tej precedensowej sprawie wszystkich interesował.

Parafia w Bełchowie w gminie Nieborów jest pierwszą parafią, którą jako proboszcz objął ksiądz Paweł. Ksiądz, doktor historii Kościoła, wykładowca seminarium w Łowiczu, publicysta w "Gościu Niedzielnym" i "Niedzieli", po kilkunastu latach zapragnął pracy duszpasterskiej.

- Kiedy objąłem parafię w Bełchowie w 2009 roku, najpierw chciałem wymienić nieszczelne okna, żeby było cieplej w kościele - opowiada ksiądz Paweł Staniszewski. - Ponieważ kościół p.w. Michała Apostoła w Bełchowie jest wpisany do rejestru zabytków, zwróciłem się do konserwatora zabytków, który zasugerował ekspertyzę dachu. Okazało się, że dach trzeba remontować, bo inaczej za kilka lat trzeba będzie zamknąć kościół ze względów bezpieczeństwa.

Przez dwie kolejne jesienie ksiądz Paweł składał wniosek do ministra kultury o dotację na remont dachu.
- Decyzja była odmowna i musieliśmy wziąć sprawę w swoje ręce - mówi ksiądz Paweł Staniszewski.- Konserwator zabytków też nie mógł pomóc. Powiedział: "Fajny z księdza facet, ale ja pieniędzy księdzu nie dam, bo nie mam." Remont był robiony dwuetapowo. Najpierw remontowany był dach nad prezbiterium, nad kaplicą boczną i zakrystią z pieniędzy z departamentu kultury Urzędu Marszałkowskiego. W drugim etapie remontu zajęliśmy się dachem nad nawą główną. Koszt wynosił 640 tys. 589złotych. Z unijnego programu rozwoju obszarów wiejskich z departamentu rolnictwa w Urzędzie Marszałkowskim dostaliśmy 357 tysięcy złotych. Mieliśmy 110 tysięcy oszczędności, ale brakowało nam jeszcze 180 tysięcy.

Ksiądz zwierzył się ze swojego problemu radzie parafialnej. Powiedział wprost, że jak parafia nie zdobędzie brakujących pieniędzy, dotacja unijna zostanie zaprzepaszczona i remont nie będzie dokończony.
- Rada parafialna zaproponowała dobrowolną zbiórkę wśród parafian - mówi Kazimierz Ko-wara, sołtys Bełchowa Wsi. - Uchwalono, że kwartalna skład-ka na jedną rodzinę wyniesie 45 złotych (po 15 złotych na miesiąc).
Zadowolony z obrotu sprawy ksiądz ogłosił tę decyzję z ambony. Elżbieta Pokora, sołtys w Sierakowicach Prawych, była wśród zbierających pieniądze.

- Nikogo nie przymuszaliśmy - mówi Elżbieta Pokora. - Większość ludzi dawała. Niektórzy mniej, niektórzy więcej. Jak ktoś nie chciał dać, nie był już niepokojony. Po prostu już się do niego nie szło. A bywało, że ci, którzy w danym momencie nie mieli pieniędzy, bez ponaglania sami później przynosili.

Zbiórką zainteresował się 75--letni Tadeusz P., mieszkaniec Bełchowa. Miał wątpliwości, czy zbiórka jest legalna i podzielił się nimi z prokuraturą w Łowiczu. Kiedy otrzymał od niej wymijającą odpowiedź, zgłosił się na łowicką policję. Śledczy nie dostrzegli powodu, by sprawę kierować dalej, ale Tadeusz P. mo- nitował w Komendzie Wojewódzkiej w Łodzi. Poskutkowało. Komenda Powiatowa Policji w Łowiczu wystąpiła w roli oskarżyciela publicznego, domagając się ukarania proboszcza i 41 parafian 100-złotowymi grzywnami. Sprawą zajął się łowicki sąd.

- Początkowo myślałem, że Tadeusz P. tylko księdzu zrobił kłopot, ale potem okazało się, że my, 41 parafian, też jesteśmy w to wciągnięci - mówi sołtys Kowa-ra. - Doczekałem się, że w wieku 77 lat trafiłem jako obwiniony przed sąd. Inni tak samo, a wśród nich zacni ludzie z naszej parafii: nauczyciele, radni, przedsiębiorcy. Niektórzy mają siwe włosy, a tu się trzeba tłumaczyć przed sądem. I to z tego, że chcieliśmy dobrze.

Justynę Sekułę, polonistkę z gimnazjum w Dzierzgówku, z jednej strony na myśl o tej sprawie śmiech ogarnia, ale z drugiej, kiedy jest się wzywanym do sądu, trudno to potraktować z przymrużeniem oka: - Zwła-szcza, że nauczyciela w tak małej miejscowości wszyscy znają. A ja nie czuję się winna, bo zbierałam pieniądze po to, żeby pomóc, a nie zaszkodzić. I nikogo do zbiórki nie zmuszałam. Ludzie dawali z własnej woli.
Teresa Multan, sołtys w Beł-chowie Wsi, też jedna z obwinionych, ma poczucie, że działała w słusznej sprawie: - Żaden ksiądz wcześniej nie chciał się podjąć remontu dachu, bo to duży wydatek, a ksiądz Paweł się podjął i stąd kłopoty. A przecież, jakby ksiądz nie przeprowadził remontu i doszłoby do zawalenia dachu i ktoś by ucierpiał, to by dopiero wszyscy mieli pretensje!

Ksiądz Paweł Staniszewski mówi o sobie, że jest spokojnym, ugodowym człowiekiem. Ale z Tadeuszem P., który doprowadził do sprawy w sądzie, ma ciągle problemy.
- Kiedy jesienią 2009 roku wycinałem drzewa na cmentarzu, zadzwonił do mnie i pyta się, czy mam zgodę na wycinkę - mówi ksiądz Paweł.- Oczywiście, miałem. Następnego dnia dzwoni do mnie wójt, mówiąc, że Tadeusz P. dowiadywał się w gminie, czy złożyłem w tej sprawie pismo. Oskarżył mnie też, z czego musiałem się tłumaczyć na komendzie, że każę palić śmieci w kontenerach, żeby nie płacić za wywózkę. Nie miał racji. Co chwilę jest coś. Ani go nie znam, ani mu niczym się nie naraziłem. Słyszałem, że miał pretensje do mojego poprzednika, że dał w zarząd cmentarz innemu kamieniarzowi, nie je-mu. Pisał potem do kurii, do prymasa, że jest pokrzywdzony. Nikt mu nie odpowiedział i teraz mści się. A co ja jestem winien?

Tadeusz P. mieszka niedaleko kościoła w Bełchowie. O żadnej zemście, zapewnia, z jego strony nie ma mowy. Jak nam powiedział, od lat obserwuje "ten parafialny cyrk" i stara się reagować. Widział kiedyś w telewizji program o kobiecie, która zbierała bez zezwolenia pieniądze na chore dziecko i została ukarana. Był poruszony, że kobieta zbierała na szlachetny cel i mimo to została ukarana. Chciał się dowiedzieć, czy zbiórka po domach na remont kościelnego dachu jest zgodna z przepisami.

- Gdyby rzeczywiście chodziło mu tylko o to, to dałby spokój, kiedy początkowo policja umorzyła sprawę, ale nie, on dalej drążył i zwrócił się do Komendy Wojewódzkiej Policji - mówi ksiądz Paweł.
W sądzie Tadeusz P. zbiórkę nazwał "daniną cesarza Pawła". Kiedy sędzia zapytał, kogo ma na myśli, odparł, że księdza proboszcza. I dodał, że w Piśmie Świętym jest napisane, że cesarzowi trzeba oddać, co cesarskie, a Bogu co boskie. Twierdził, że działał w imieniu parafian. Spośród trzech świadków, których zgłosił, w sądzie stawiło się dwóch. Żaden z nich nie powiedział, że był zmuszany do skład-ki na remont. Jeden dał, ile mógł, a drugi, kiedy odmówił, nie był już więcej niepokojony.

Jeszcze na dzień przed wyrokiem sądu, proboszcz był dobrej myśli, że on i 41 parafian wygrają sprawę. Przekonywał, że działał w ramach ustawy o zbiórkach publicznych z 15 marca 1933 roku, która nadal obowiązuje.
- Czy musiałem zawiadomić Urząd Gminy? - pyta ksiądz proboszcz. - To kwestia sporna. Powołując się na artykuł 13 ustawy o zbiórkach publicznych, twierdzę, że nie musiałem się zgłaszać do Urzędu Gminy. W tym artykule jest napisane, że nie trzeba mieć zgody władzy, w tym przypadku wójta, gdy chce się przeprowadzić zbiórki na cele charytatywne, religijne przy kościołach lub miejscach zwyczajowo przyjętych. A takim miejscem są, moim zdaniem, domy parafian. Z ustawy wynika też, że nie muszę mieć zgody, jeśli przeprowadzam zbiórkę wśród znajomych. Ja to interpretuję tak, że skoro po domach chodziła trójka, złożona z sołtysa, demokratycznie wybranego i powszechnie znanego i dwóch radnych parafialnych, znanych mieszkańcom, to znaczy, że zbiórka odbyła się pośród znajomych, a zatem jest to zgodne z ustawą.

Jednak w środę sąd w Łowiczu nie podzielił sposobu myślenia księdza proboszcza.
- Zbiórka miała charakter domokrążny i nie mogła być uznana za zwyczajowo przyjętą, co zwalniałoby jej organizatorów z obowiązku uzyskania pozwolenia - uzasadniała wyrok sędzia.
Sąd odstąpił od wymierzenia kary. Obciążył jednak winnych kosztami sądowymi. Po 100 złotych mają zapłacić proboszcz i część obwinionych parafian. Osoby w trudnej sytuacji materialnej i rodzinnej zostały z niej zwolnione. Głównie emeryci i renciści.
Przed wyrokiem proboszcz powiedział nam: - Nie załamuję się. Trzeba robić swoje. Ad maiorem Dei gloriam, czyli na większą chwałę Bożą. Ksiądz proboszcz od dwóch dni po wyroku nie odbiera telefonu. Kazimierz Kowara, sołtys z Bełchowa Osiedla, mówi, że ksiądz i parafia nie będą się odwoływać od wyroku.
- Nie odstąpimy też od planowanych remontów - zapowiedział sołtys. - Ale przy następnych zbiórkach wystąpimy już o pozwolenie, skoro takie jest prawo.
Nie wiadomo, czy Tadeusz P. w swoim działaniu kierował się dobrem Kościoła, ale pewnie zmienił go na lepsze.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na lowicz.naszemiasto.pl Nasze Miasto