Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wieża ciśnień. Jedyna taka w Polsce

Bartosz Wawryszuk
Paweł Relikowski
Zabytkowe maszyny parowe z końca XIX wieku i ozdobną architekturę skrywa wnętrze wieży ciśnień wrocławskich wodociągów przy ul. Na Grobli. Gdy ją zbudowano, zaopatrywała miasto w wodę. Tak było przez dziesięciolecia. Dziś, choć pompy nie tłoczą już wody do rurociągów, często służy swym wnętrzem ekipom filmowców, którzy szukają klimatycznych scenerii.

Wieża ciśnień wrocławskich wodociągów, znajdująca się przy ul. Na Grobli, z zewnątrz nie robi oszałamiającego wrażenia. W porównaniu z inną istniejącą do dziś we Wrocławiu tego typu budowlą – stojącą przy ul. Wiśniowej – nie wypada atrakcyjnie. Nie wszyscy wiedzą jednak, co jest za grubymi ceglanymi murami.

– Takich obiektów w Polsce nie ma wiele. Bo w środku wieży zachowała się uruchomiona w 1879 roku maszyna parowa, wykonana przez wrocławską firmę Gustawa Ruffera – opowiada Miron Urbaniak, doktorant Uniwersytetu Wrocławskiego, który napisał pracę magisterską m.in. o maszynach parowych w wodociągach.
– Ale nie tylko dlatego wieża jest bardzo cennym zabytkiem. Oprócz maszynerii ogromne wrażenie robi wystrój wnętrza. Wieżę budowano jeszcze w czasach, gdzie sztuka była nadrzędna wobec techniki – podkreśla Urbaniak.

Piękne maszyny
Klimat budują elementy architektoniczne, takie jak kolumny wspierające poszczególne piętra maszyny liczącej 24 m wysokości. Stylizowane na antyczne – z głowicami ozdobionymi liśćmi papirusa i babki wodnej nawiązują do motywów wodnych. Podobnie jak ściana oddzielająca trzewia maszyny na parterze, którą pokrywa lamperia z błękitną wstęgą usianą kwiatami lilii wodnych. Jeśli dodamy do tego kręte ażurowe schody odlane z żeliwa i obudowę cylindrów z drewna cedrowego – trudno mieć już wątpliwości, że XIX-wieczni radni miejscy nie pożałowali grosza na tę budowlę. A jak doszło do tego, że wieża powstała?

Wszystko zaczęło się od kłopotów z zaopatrzeniem rozrastającego się miasta w wodę. W połowie XIX wieku wrocławscy radni musieli rozwiązać ten problem, a także kwestię odpowiedniej jakości wody.

W 1861 r. miasto głosiło konkurs na projekt nowoczesnego wodociągu wraz siecią rur. Trzy lata później Carl Zimmermann, miejski radca budowlany, przedstawił rajcom raport, w którym najwyżej ocenił projekt Johna Moore’a. Koncepcja angielskiego inżyniera, zamieszkałego wówczas w Berlinie, była oryginalna w porównaniu z tym, co ówcześnie istniało w Europie. Takie rozwiązanie stosowano rzadko, np. w wodociągach w Hamburgu.
– Zdecydowała o tym konstrukcja wieży ciśnień – tłumaczy Ryszard Nowakowski, kierownik działu marketingu i rozwoju w MPWiK, który pasjonuje się historią wrocławskich wodociągów. – Zwykła wieża ciśnień składała się ze słupa wypełnionego wodą i połączonego ze zbiornikiem na górze. Projekt Moore’a zakładał, że przestrzeń pod zbiornikiem zostanie zabudowana tak, by umieścić tam maszynownię – opowiada pan Ryszard.

Projekt Anglika skorygował radca Zimmermann i w 1866 r. rada miejska zatwierdziła budowę. Stawianie wieży ciśnień i pozostałych urządzeń (m.in. powolnych filtrów piaskowych) między ujściem Oławy a południowym brzegiem Odry trwało 4 lata i kosztowało ponad 2,9 mln ówczesnych marek. W sierpniu 1871 r. nowymi żeliwnymi wodociągami liczącymi 170 km popłynęła woda do domów. Wtedy nowy zakład Na Grobli dostarczał wodę 165 tysiącom mieszkańców (do dzielnic w rejonie Dworca Głównego i dzisiejszego mostu Grunwaldzkiego). To był początek współczesnych wodociągów.

Tysiąc metrów na godzinę
Wnętrze wieży zostało podzielone na ćwiartki, w których wraz z rozwojem instalowano nowe maszyny i urządzenia. Właśnie w jednej z nich znajduje się zachowana maszyna parowa Ruffera – niezwykła także ze względu na największe koła zamachowe w Europie (o średnicy 7,5 m). Urządzenie pracowało z prędkością 15 obrotów na minutę, wydając miarowe, dostojne sapanie. I chociaż prędkość taka wydaje się mizerna w porównaniu choćby z silnikiem samochodowym (przeciętnie 3 tys. obrotów/min), to i tak bez trudu pompowała w ciągu godziny 1000 m sześc. wody do zbiornika na wysokości 40 m.

Maszyny służyły do 1913 r., kiedy w sąsiedniej, wolnej ćwiartce zamontowano turbozespoły napędzające pompy nowej generacji. Urządzenia Ruffera przetrwały, bo koszty ich demontażu byłyby za wysokie. – Poza tym Niemcy już wtedy zdawali sobie sprawę z ich unikalności. Dlatego utrzymywali je w sprawności technicznej, choć nie pełniły roli zapasowych pomp. Zwykle uruchamiali je na parę godzin dwa razy w roku. Po raz ostatni koła zamachowe poszły w ruch krótko przed oblężeniem twierdzy Breslau, czyli – 4 stycznia 1945 roku – mówi Miron Urbaniak.

Aktorzy i kamery
Po wojnie maszyny i pompy znajdujące się w wieży były wykorzystywane do 1964 r. Dziś budynek jest przede wszystkim wspaniałym przykładem zabytkowej techniki przemysłowej. Na co dzień nie jest dostępny dla zwiedzających, ale od czasu do czasu otwiera swe podwoje.

W ciągu ostatnich kilku lat wieża była siedzibą i sceną teatru Ad Spectatores. Stała się także planem filmowym. W jej wnętrzu kręcono sceny do japońskiego obrazu s-f „Avalon” z udziałem Małgorzaty Foremniak oraz do serialu „Fala zbrodni”. Klimatyczne wnętrza były także scenerią teledysków Budki Suflera oraz wrocławskiego zespołu Ocean. Walory wnętrza docenili również spece od marketingu. Tu powstawały zdjęcia do reklamówki jednego z czeskich browarów.

od 12 lat
Wideo

echodnia.euNowa fantastyczna atrakcja w Podziemnej Trasie Turystycznej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto